Ekolodzy zablokowali instytut szczęśliwego prosiaka, który miał być wielką inwestycją producenta pasz dla zwierząt – twierdzi twórca Wipaszu i zżyma się na "ekoterrorystów". Organizacja odpowiada: ani nie zablokowaliśmy, ani nie ma mowy o szczęśliwych prosiakach w sile 10 tys. sztuk, stojących na metalowych rusztach.
Instytut szczęśliwego prosiaka Wipaszu zablokowany – informuje Puls Biznesu. Firma produkująca pasze chciała zbudować pod Kętrzynem nowoczesny zakład hodowli prosiąt, ale zablokowali go ekolodzy, pisze dziennik.
Cytowany w artykule twórca Wipaszu Józef Wiśniewski oskarża o to ekologów z organizacji Otwarte Klatki.
– Ekoterroryzm i blokowanie inwestycji, o którym mówi branża, ma namacalne skutki – mówi bez ogródek.
Wiceprezes firmy Przemysław Sawoński dodaje, że firma zamierzała stosować m.in. kontrolowane żywienie zwierząt, uwzględniające indywidualne potrzeby, m.in. stan zdrowia.
– Prosięta miałyby przestrzeń i nie byłyby przewożone na większe odległości, żeby oszczędzić im stresu. Dzięki temu mniej by chorowały i nie byłoby konieczności podawania im antybiotyków. Dokładnie tego chcą konsumenci – tłumaczy.
Inwestycja miała pozwalać na krajową hodowlę prosiąt, które dziś są przywożone z Danii, mocno cierpiąc podczas 24-godzinnej podróży. Instytut szczęśliwego prosiaka miał kosztować 24 mln zł, w tym 8 mln zł unijnej dotacji.
Prosiak na ruszcie ma być szczęśliwy?
Stowarzyszenie Otwarte Klatki odpiera zarzuty, przypominając kilka niewygodnych dla Wipaszu faktów. Twierdzi, że nie zablokowało inwestycji.
– Jesteśmy stroną w legalnym postępowaniu administracyjnym. Sprawa inwestycji Wipaszu się nie zakończyła - inwestor złożył raport środowiskowy, do którego złożyliśmy szereg uwag. Powstała osobna ekspertyza dotycząca tej inwestycji napisania przez specjalistę od ocen oddziaływania na środowisko. Na dzień dzisiejszy Samorządowe Kolegium Odwoławcze uwzględniając nasze uwagi uchyliło pozytywną dla inwestora decyzję wójta i odesłało sprawę do ponownego rozpatrzenia – tłumaczy w rozmowie z INNPoland.pl Anna Iżyńska z Otwartych Klatek.
Przypomina, że to właśnie Kolegium stwierdziło, że "rozstrzygnięcie organu pierwszej instancji zapadło z naruszeniem przepisów ustaw, poprzez wydanie rozstrzygnięcia w sprawie bez wszechstronnej oceny materiału dowodowego, bez wyjaśnienia wszystkich okoliczności w sprawie i z naruszeniem obowiązku zapewnienia udziału społeczeństwa w postępowaniu, a także na podstawie - jak wynika z analizy organu odwoławczego - obarczonego brakami raportu o oddziaływaniu przedsięwzięcia na środowisko".
Cytowany dokument dowodzi, że to nie mityczni "ekoterroryści" zablokowali inwestycję Wipaszu, ale zrobił to... sam Wipasz, dostarczając niekompletne dokumenty. SKO, uwzględniając zarzuty stowarzyszenia, uchyliło po prostu decyzję organu gminy. Co ważne, w decyzji SKO jest mowa o tym, że w ramach przedsięwzięcia mają być prowadzone badania nad hodowlą zwierząt w ilości 10 tys. sztuk. Nie ma natomiast mowy o "Instytucie szczęśliwego prosiaka".
– W całej Polsce wybuchają protesty lokalnych społeczności przeciwko uciążliwemu sąsiedztwu w postaci ferm przemysłowych. Nawet relatywnie małe chlewnie generują ogromne odory i często uniemożliwiają mieszkańcom normalne życie. Inwestycja Wipaszu ma natomiast pomieścić aż 10 tys. zwierząt! Z raportu środowiskowego wynika, że świnie mają być hodowane na rusztach w systemie bezściołowym, który pod względem dobrostanu jest gorszy dla zwierząt. W opisie inwestycji nie ma słowa o „Instytucie szczęśliwego prosiaka” ani o lepszych normach dobrostanowych – mówi nam Anna Iżyńska.
Dodaje też, że zarzut właściciela Wipaszu Józefa Wiśniewskiego dotyczący ekoterroryzmu nie ma żadnego oparcia w faktach. Przypomina, że Stowarzyszenie Otwarte Klatki działa w granicach obowiązującego prawa i w interesie społecznym, będąc stroną w legalnym postępowaniu administracyjnym.
Wykazało ono, że rozstrzygnięcie organu pierwszej instancji zapadło z naruszeniem przepisów ustaw – organ musi w związku z tym ponownie rozpoznać sprawę i stosując się do wskazań Samorządowego Kolegium Odwoławczego wydać decyzję odpowiadającą przepisom prawa.
– Domaganie się, by decyzje w sprawie istotnych inwestycji zapadały w Polsce w poszanowaniu przepisów prawa i przy udziale społeczeństwa z pewnością nie jest “ekoterroryzmem”, podobnie jak weryfikacja tego, czy przedstawiane przez inwestora publicznie wizje pokrywają się z tym, co według złożonych przez niego dokumentów realnie znajdzie się na terenie inwestycji – mówi Iżyńska.
Jak hoduje się świnie?
Większość świń w Europie i w Polsce hodowana jest na mięso. Młode prosięta po 3-4 tygodniach odstawia się od matek i umieszcza w grupowych tuczarniach, gdzie mają osiągnąć pożądaną przez hodowcę wagę. Ze względu na agresywne zachowania i autookaleczenia, których zestresowane zwierzęta dokonują w grupie, młodym obcina się ogony, zęby i kastruje, ze względu na oszczędności robi się to zwykle bez znieczulenia, co w Polsce, w przeciwieństwie do innych krajów europejskich, jest dopuszczalne.
Podobnie jak w przypadku krów, maciory zapładnia się sztucznie. Świnie rodzaju żeńskiego trzyma się głównie w celach rozpłodowych i temu przez całe swoje życie służą. Aby ograniczyć ryzyko poronień, zwierzęta najczęściej przez całą ciążę, która trwa 16 i pół tygodnia, zamyka się w kojcach indywidualnych (klatkach), które niemal całkowicie uniemożliwiają zwierzęciu poruszanie się. W kojcach tych pozostają do 3-4 tyg. po porodzie, czyli do momentu odebrania im młodych.
W ciągu roku w celach żywnościowych zabijanych jest 50 mld zwierząt lądowych. Hodowla zwierząt powoduje produkcję 18 proc. gazów cieplarnianych wydalanych przez działalność człowieka na Ziemi. To więcej, niż cały transport razem wzięty. Najmniej ekologiczna pod tym względem jest produkcja wołowiny.