Wzrost cen żywności odczuwa w swoich kieszeniach aż 82,1 procent Polaków. Jednak minister przedsiębiorczości i technologii Jadwiga Emilewicz twierdzi, że choć ceny na sklepowych półkach rosną, to rekompensują je „rosnące wynagrodzenia i dochody dyspozycyjne gospodarstw domowych”.
W sklepach coraz drożej
W ostatnich miesiącach ceny żywności odnotowują niebotyczne wzrosty. Jak pisaliśmy w INNPoland.pl, pietruszka jest droższa od schabu, główka kapusty może osiągnąć cenę nawet 10 zł, a chleb w ciągu roku zdążył podrożeć aż o 54 proc. Wszystkiemu winna jest susza, a także rosnące ceny paliw, prądu oraz robocizny.
Droższa jest również chemia. O16 proc. droższy jest proszek do prania, płyn do naczyń Ludwik podrożał o 29 proc., a Domestos o 26 proc. O 32 proc. więcej zapłacimy za pastę do zębów, jednak konkurencję na chemicznej arenie bije papier toaletowy, który odnotował aż 39-procentową podwyżkę.
Jadwiga Emilewicz, minister przedsiębiorczości i technologii, w komentarzu do danych GUS na temat parametrów wzrostu gospodarczego w Polsce, pozytywnie oceniając wzrost PKB, napomknęła również o wzroście cen w sklepach.
Polaków stać
Jak zauważyła szefowa resortu, w ujęciu rocznym ceny żywności i napojów alkoholowych pozostawały na wysokim poziomie powyżej 7,2 proc. Wynikiem podwyżek jest „trwająca w Europie drugi rok z rzędu susza, a także rosnące ceny żywności na rynku globalnym”.
Według minister Polaków jednak stać na wyższe ceny w sklepach, gdyż bardzo silnie rosną nasze pensje oraz dochody dyspozycyjne na osobę w gospodarstwie domowym. Zatem podwyżki żywności według Jadwigi Emilewicz nie robią rodakom różnicy.
– Wzrost cen żywności rekompensują rosnące wynagrodzenia i dochody dyspozycyjne gospodarstw domowych – zauważa w komentarzu.