Jest źle, ale będzie jeszcze gorzej. Bardzo możliwe, że już od stycznia będziemy musieli pogodzić się z drastycznymi podwyżkami opłat za prąd czy dostawę wody.
Samorządowcom coraz trudniej jest domknąć budżety, co najprawdopodobniej już od przyszłego roku przełoży się na drastyczne podwyżki cen płaconych przez nas rachunków - pisze poniedziałkowa "Gazeta Wyborcza".
Na wszystko wpłyną podwyżki cen prądu. W tym roku większość odbiorców ich nie odczuła ze względu na "zamrażanie" cen prądu - w przyszłym roku takiego prezentu już raczej nikt nie dostanie.
- Rosnące koszty uzdatniania wody czy sortowania śmieci wynikające m.in. z podwyżek cen prądu trzeba jednak będzie zawczasu uwzględnić w przyszłorocznych budżetach - zauważa Gabriela Łazarczyk z "Gazety Wyborczej".
Przed tegorocznym zamrożeniem cen prądu podwyżki stawek za wodę i odbiór nieczystości były szacowane na średnio 23,90 zł rocznie na gospodarstwo domowe.
– Gwoździem do trumny mogą być usługi komunalne, w kosztach których duży udział ma koszt zużycia energii – stwierdza cytowany przez "Wyborczą" Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich. Do tych usług zaliczamy komunikację miejską, odbiór nieczystości i odpadów czy zaopatrzenie w wodę.
Jedzenie jest coraz droższe
Z powodu suszy apogeum osiągnęły w tym roku ceny żywności. Z danych GUS wynika, że żywność podrożała w lipcu o 7,3 proc. w porównaniu z zeszłym rokiem, co pokazują badania Głównego Urzędu Statystycznego. Jeszcze w czerwcu wzrost ten wynosił 6,2 proc.
Sytuacja ta nie ulegnie poprawie, a wręcz się pogorszy. Sklepy szykują podatek handlowy, a jego wprowadzenie może oznaczać kolejny wzrost cen.
Emilewicz: Polaków stać
Wzrost cen żywności odczuwa w swoich kieszeniach aż 82,1 procent Polaków. Jednak minister przedsiębiorczości i technologii Jadwiga Emilewicz twierdzi, że choć ceny na sklepowych półkach rosną, to rekompensują je „rosnące wynagrodzenia i dochody dyspozycyjne gospodarstw domowych”.