Rdzewiejąca stępka, dramatyczne wyniki państwowych stoczni, kupowanie projektu promu, który miał być dumą polskiej myśli technicznej czy kadłub lodołamacza trzymający się na taśmie klejącej – nad narodowymi stoczniami zawisło jakieś fatum. Premier obiecuje nowe otwarcie.
Po 4 latach odbudowywania przemysłu stoczniowego Mateusz Morawiecki zapowiada odbudowywanie potencjału polskich stoczni – pisze Forsal.pl.
– Przemysł stoczniowy, jeśli chodzi o większe statki i statki specjalistyczne, będzie odbudowywany, to chcę zagwarantować – powiedział premier Mateusz Morawiecki na pytanie o to, dlaczego minister gospodarki morskiej chwalił się zakończeniem budowy kadłuba lodołamacza Puma. Ta konstrukcja powstaje w Morskiej Stoczni Remontowej Gryfia w Szczecinie.
W sumie mają zostać zbudowane 4 takie lodołamacze, które będą pracowały na Dolnej Wiśle. Łącznie mają kosztować 74 mln złotych, 85 proc. środków pochodzi z unijnego dofinansowania.
I to właśnie to tej sytuacji musiał odnieść się premier Morawiecki, który po raz kolejny obiecał “odbudowę” polskiego przemysłu stoczniowego. Zaznaczył jednak, że będzie to możliwe dopiero w przyszłej kadencji – oczywiście pod warunkiem, że PiS wygra nadchodzące wybory.
– Chcemy się specjalizować i pan minister Gróbarczyk poczynił pierwsze, bardzo ważne kroki w tym kierunku. Jeśli wyborcy nam pozwolą i zdecydują się zagłosować na PiS, to gwarantuję państwu, że w naszej drugiej kadencji pokażemy bardzo duże osiągnięcia – zapowiedział premier.
Skutków odbudowy nie widać
Morawiecki nie wspominał o tym, co udało się rządowi zrobić przez ostatnie 4 lata, skupił się na krytyce poprzedników, którzy jego zdaniem "zasadniczo zaprzepaścili potencjał stoczni szczecińskich".
– Rozgrabiony majątek, pocięte na części ciągi technologiczne, a wspaniałe nadbrzeże portowe zamienione na, jak mi powiedzieli w Szczecinie, największy w Europie parking – powiedział Morawiecki, cytowany przez Forsal.pl
Dodał, że jego rząd "żmudnie, powoli odrabia tamte zaległości poprzedników".
Państwowe stocznie w kłopocie
Problemy tej stoczni ujawniły się się podczas budowy statku naukowo-badawczego "Oceanograf" dla Uniwersytetu Gdańskiego. Okazało się, że jest źle zaprojektowany i trzeba dokonać wielu zmian w jego budowie i wymiarach. Koszty (14 mln zł) musiała ponieść stocznia.
Z kolei sam Mateusz Morawiecki 23 czerwca 2017 roku wziął w rękę ozdobny młotek i wbił nim nit w stępkę pod budowę promu w Szczecinie. Z wielką pompą ogłosił wówczas, że przyjechał tu, by dać nadzieję na rozwój Stoczni Szczecińskiej. Jednak mijają niemal dwa lata i o żadnym promie nie słychać. Coraz głośniej za to o rdzewiejącej stępce.
Miesiąc temu minister Gróbarczyk zapowiedział, że projekt promu zostanie po prostu kupiony na wolnym rynku i wtedy może zacznie się jego budowa.