Co najmniej 25 milionów złotych straciła już grupa państwowej Agencji Rozwoju Przemysłu, odkupiwszy od ukraińskiego oligarchy Stocznię Gdańską i GSG Towers. Spółki jak na razie przynoszą milionowe straty i, aby przetrwać, zapożyczają się na potęgę. Schemat wydaje się dziwnie znajomy...
Narodowy symbol opiera się przed ratunkiem
W 2008 roku Stocznia Gdańska i GSG Towers zostały sprzedane ukraińskim inwestorom, którzy doprowadzili polski symbol na skraj finansowej przepaści. By zakład uratować, w zeszłym roku za tajemniczą kwotę odkupiła go Agencja Rozwoju Przemysłu (ARP). Repolonizacja polskiej stoczni miała mieć charakter gospodarczy, jak zapewniał premier Mateusz Morawiecki.
Tymczasem, jak podaje „Gazeta Wyborcza”, działania rewitalizacyjne polskiego przemysłu stoczniowego dają do tej pory mierne efekty. Dziennikowi udało się ustalić, że państwowa ARP poprzez swoją spółkę SPV Operator, za akcje Stoczni Gdańsk zapłaciła ponad 44,4 mln zł, a za udziały w GSG Towers 22,4 mln zł, co łącznie daje 66,8 mln zł.
Już po pół roku od dokonania inwestycji okazało się, że nie generuje ona zysków. Na koniec 2018 r. akcje obu firm drastycznie spadły, przynosząc 25,8 mln zł strat. Biuro prasowe ARP przekonuje, że zły wynik finansowy jest spowodowany głównie złą sytuacją ekonomiczną, w której znajdowały się obie spółki w momencie nabycia przez państwo.
– „ARP pompuje do stoczni pieniądze przez spółki, które swoje decyzje opierają na biznesplanach. Aby uniknąć kar za niedozwoloną pomoc publiczną ze strony Komisji Europejskiej, kluczowe operacje poprzedzają testy inwestora prywatnego, które dowodzą, że inwestycje byłyby opłacalne także dla niego” – podsumowuje „GW”.
Gdyńska Nauta
Scenariusz Stoczni Gdańskiej znany jest z historii gdyńskiej Nauty, czyli największej stoczni kontrolowanej przez skarb państwa. Spółka kolejny rok z rzędu zakończyła potężną stratą. Tak wygląda w praktyce podnoszenie z kolan przemysłu stoczniowego, który poza sektorem państwowym radzi sobie całkiem nieźle.
Nauta miała przede wszystkim zarabiać na zleceniach dla armii i wycofywać się z budów dla sektora prywatnego. Tymczasem zlecenia do stoczni topnieją, a ona pogrąża się w długach. By z nich wyjść, wyprzedaje swój majątek.