Dwa precyzyjne ataki powietrzne skierowane w saudyjskie instalacje naftowe wystarczyły, żeby o połowę zredukować moce produkcyjne Saudów i podbić ceny ropy na całym świecie. Jakim cudem trzeci na świecie kraj pod względem wydatków na obronność nie był w stanie ochronić tak ważnej dla swojego przemysłu infrastruktury?
Atak ujawnił słaby punkt systemu Sobotni atak zachwiał światową gospodarką. Drony lub precyzyjnie sterowane pociski uderzyły w należące do Saudi Aramco instalacje naftowe w Bukajk (Abqaiq) i Churajs (Khurais), redukując o połowę ich potencjał produkcyjny.
Nasuwa się tutaj przede wszystkim jedno podstawowe pytanie: jak w ogóle możliwe było tak bolesne uderzenie w samo serce saudyjskiej ropy?
– Tego typu obiekty są bardzo dobrze zabezpieczone, zarówno pod względem technologicznym, jak i procedur oraz zasobów ludzkich – przekonuje w rozmowie z INNPoland.pl dr Krzysztof Liedel z Collegium Civitas.
Przypomina przy tym, że saudyjskie rafinerie na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat były wielokrotnie celem ataków terrorystycznych. – Między innymi Al-Kaida próbowała dokonać tam ataków z wykorzystaniem terrorystów-samobójców czy z wykorzystaniem broni miotającej. Natomiast w większości były to ataki nieudane, m.in. ze względu na to, że ochrona jest tam dość dobra, sprawna i silna, a system cały czas udoskonalany – wyjaśnia.
Na tereny rafinerii nie da się rzecz jasna łatwo przedostać z zewnątrz. – Funkcjonują tam strefy bezpieczeństwa, które zaczynają się dużo wcześniej niż sama rafineria – tłumaczy ekspert.
– Wydaje mi się, że system był już na tyle silny, że napastnicy doszli do wniosku, że po prostu dokonanie ataku z ziemi będzie zbyt trudne i skomplikowane. W związku z tym znaleźli lukę w systemie: możliwość ataku z powietrza – stwierdza.
Jak doszło do ataku?
Trudno uwierzyć w to, że w tak skrupulatnym systemie bezpieczeństwa pominięto kwestię zagrożenia z powietrza. Wygląda jednak na to, że system ten był tworzony przede wszystkim z myślą o zagrożeniach terrorystycznych.
– Biorąc pod uwagę skalę i precyzję tego ataku, to "zwykłej" organizacji terrorystycznej trudno by go było przeprowadzić. Podejrzenia ze strony Amerykanów, że za atakiem może stać Iran, wynikają właśnie z tego, że te możliwości są dość wyśrubowane i środkami do przeprowadzenia takiego ataku dysponuje raczej państwo, nie organizacja terrorystyczna – tłumaczy dr Liedel.
– Myślę, że do tej pory w różnego rodzaju symulacjach brano pod uwagę możliwość takiego ataku. Oceniano jednak, że żadna organizacja terrorystyczna czy przestępcza nie dysponuje tego typu sprzętem, żeby taki atak przeprowadzić – dodaje.
Rozpoznanie zagrożenia
Trudno sobie wyobrazić, żeby po sobotnim ataku systemy zabezpieczające saudyjskie - i nie tylko - rafinerie nie został ulepszony.
– Będzie prawdopodobnie chodziło głównie o to, żeby w przyszłości można było zawczasu rozpoznać, że takie zagrożenie nadchodzi. Dodane zostaną elementy ochrony przeciwlotniczej: systemy radarowe, no i oczywiście możliwość neutralizowania zagrożenia, czy to z ziemi, czy z powietrza – stwierdza dr Liedel.
Wcześniej jednak jeden z największych światowych eksporterów ropy na świecie będzie musiał wyjaśnić braki zabezpieczeń swoim klientom. – Saudyjscy przywódcy będą musieli mocno wytłumaczyć się z tego, że trzeci na świecie kraj pod względem wydatków na obronność (...) nie był w stanie obronić swojej najważniejszej infrastruktury przed tego typu atakami – podkreślił w wypowiedzi dla CNBC Gary Grappo, były amerykański ambasador w graniczącym z Arabią Saudyjską Omanie.
Według danych Sztokholmskiego Międzynarodowego Instytutu Badań nad Pokojem (SIPRI), w ubiegłym roku Arabia Saudyjska wydała na wojsko ok. 67,6 mld dolarów - prawie 9 proc. swojego PKB. I raczej nie ma powodów aby podejrzewać, że właśnie teraz zacznie oszczędzać.
– Trzeba pamiętać, że ropa w Arabii Saudyjskiej to podstawowe źródło biznesu, więc pieniądze na nowe zabezpieczenia na pewno się znajdą – podkreśla Krzysztof Liedel.