Trudno powiedzieć, co ma na myśli prezes PiS, gdy opowiada o budowie "innej, nowej elity ekonomicznej". Może potajemne kupowanie działek od Kościoła? A może prowadzenie hoteli na godziny w darowanych kamienicach? Hm, być może własny samolot dla każdego polityka albo wyciąganie milionów od różnych "narodowych" fundacji?
Walka z przedsiębiorcami
Jarosław Kaczyński już od lat mówi o elitach. Ba, dekad nawet. Jeszcze w latach 90. ubiegłego wieku mówił o elitach, które rządzą Polską, ukuł zdaje się pojęcie jakiegoś mitycznego “salonu”, trzymającego władzę. Swoje własne elity Kaczyński buduje już od 30 lat i jakoś nie widać, by odniósł na tym polu sukces. Ale szczególny problem prezes PiS ma z przedsiębiorcami i światem biznesu.
Kaczyński od lat po prostu walczy z przedsiębiorcami. Jeszcze jego śp. brat zasłynął bon motem, że "Jeśli ktoś ma pieniądze, to skądś je ma". Przez lata prezes PiS obrażał przedsiębiorców, pokazywał ich jako stereotypowych kapitalistów, wyciskających z pracowników siódme poty, każąc im "zapie**alać za miskę ryżu". Och, przepraszam, to akurat słowa obecnego premiera, którego Kaczyński uważa za “człowieka świetnie znającego się na gospodarce”.
– Są dziwne, bardzo dziwne blokady. Na przykład, są na pewne cele pieniądze, a przedsiębiorcy związani z partiami opozycyjnymi nie chcą podejmować różnego rodzaju przedsięwzięć gospodarczych zyskownych dla nich, bo uważają, że lepiej zaczekać, aż wrócą dawne czasy – mówił, pytany o zahamowanie wzrostu gospodarczego w Polsce.
Jeszcze kilka dni temu Jarosław Kaczyński na spotkaniach wyborczych szedł ostro na zwarcie z biznesmenami. Na jednym z nich, w Radomiu, usiłował dowodzić, że podwyżka pensji minimalnej nie zabije polskich firm i że premier Morawiecki spotyka się ze światem biznesu, znajdując zrozumienie dla wyższych pensji.
– Ja wiem, że niektórzy biznesmeni mówią, że ich to zabije, że w związku z tym będą zwalniać pracowników. Nie wierzcie w to. Kiedy nasz premier spotyka się z biznesmenami (...) i prowadzi z nimi racjonalne rozmowy, to dochodzą do wniosku, że to się da zrobić. A dlaczego to jest konieczne? Najważniejsze są względy społeczne. Chodzi o to, żeby w Polsce nie budować grupy ludzi, która jest po prostu bardzo biedna, bardzo źle zarabia. I to jest ten pierwszy, główny cel – powiedział w Kaczyński, cytowany przez PAP.
A teraz Kaczyński przedstawia się w roli aniołka, który chce budować nowe elity ekonomiczne.
– W Polsce energiczni ludzie - dobrzy, przedsiębiorczy ludzie - muszą mieć szanse. Muszą mieć szanse znaleźć się także bardzo wysoko w tych terenach zastrzeżonych dzisiaj dla profitentów postkomunizmu. To się musi skończyć. Polska elita ekonomiczna musi być inna, nowa – grzmiał Jarosław Kaczyński podczas niedzielnej konwencji Prawa i Sprawiedliwości w Szczecinie.
Nie zauważył przy tym, że komuna skończyła się w Polsce 30 lat temu, że miał już jeden rząd i że teraz rządzi od 4 lat.
– Oczywiście nie będziemy nikomu nic zabierać – stwierdził. No bo przecież mógłby zabrać. Nawet biorąc pod uwagę jego niechęć do przedsiębiorców, te słowa należy uznać za oburzające. Ale chyba mówił na serio, bo Kaczyński nigdy nie ukrywał, że własność prywatna jest dla niego wartością mało znaczącą, a przy okazji słynie z bardzo prostych przepisów na wiele spraw. Słynna stała się choćby sprawa, gdy na jego polecenie któryś z asystentów dzwonił do ministra.
„Pan minister teraz nie odbiera właśnie” - zakomunikował asystent. „To mu powiedz, żeby odebrał” - wypalił Kaczyński.