Zgodnie z przewidywaniami, śmietankę, jaką ubił wyrok Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, chcą spijać kancelarie prawne, które bardzo licznie oferują klientom mniej lub bardziej kosztowną pomoc za odfrankowienie kredytu.
Ale pomoc swoje musi kosztować. Niewiele jest bowiem na naszym rynku kancelarii specjalizujących się w sprawach bankowych. Okazuje się, że poszukując prawników do poprowadzenia w sądzie swojej sprawy, frankowicze mogą trafić np. na osoby, które dotychczas specjalizowały się w odszkodowaniach z tytułu... wypadków komunikacyjnych.
Frankowicze to bowiem dla kancelarii prawnych cenni klienci. Jak zauważa Rzeczpospolita, koszt prowadzenia ich sprawy w zaledwie jednej instancji to średnio kilkanaście tysięcy złotych. A kancelarie dodatkowo otrzymują procent od wygranej kwoty.
– Niewątpliwie po wyroku TSUE pojawią się organizacje, które będą twierdzić, że są specjalistami, nie będąc nimi. Frankowicze to duży rynek. Dlatego zawsze trzeba pytać o doświadczenie, o sygnatury wyroków – radzi cytowany przez "Rz" dr Jacek Czabański.
Jak ostrzega, nie należy również ufać firmom, które twierdzą, że tanio poprowadzą sprawę: okazuje się, że umowa z nimi nie gwarantuje reprezentacji przed sądem, a jedynie napisanie pism przedprocesowych.
Jeśli frankowicze otwierają szampana, to jest to zdecydowanie przedwczesne. Wyrok TSUE na razie niewiele zmienia. Po pierwsze – w Polsce jest aktywnych około 450 tysięcy kredytów tzw. frankowych. Opiewają one na sumę 110-120 miliardów złotych. Ale frankowiczów, którzy walczą dziś w sądach jest stosunkowo niewielu - mowa o 8-10 tysiącach osób. Według danych Związku Banków Polskich problemy z kredytami zgłasza jedynie 2 proc. kredytobiorców.
Oczywiście nie znaczy to, że reszta jest zadowolona ze wzrostu kursu franka szwajcarskiego. Ale wielu z nich nie ma na co narzekać, bo niski kurs franka kilka - kilkanaście lat temu sprawił, że i tak nieźle na tym wyszli.