Miliony listów z Chin zalewają Polskę. Nieopodatkowane przesyłki wysyłane są do Polski udając prezenty lub próbki, byle tylko uniknąć płacenia VAT-u. Ministerstwo Przedsiębiorczości i Technologii ma pomysł, jak to zmienić. Tyle że aby go wdrożyć, najpierw należy dużo zainwestować, a do tego polski rząd się nie pali.
Dobry pomysł na egzekwowanie podatku
Jak donosi Piotr Miączyński z „Gazety Wyborczej”, resort przedsiębiorczości i technologii ma pomysł, jak ukrócić podatkowe rozpasanie wśród paczek z Chin, które podszywają się pod listy. Dziennikarz przyznaje, że pomysł jest racjonalny i kompromisowy.
„Zgodnie z prawem UE istnieje domniemanie, że listy przesyłane wewnątrz Unii Europejskiej o grubości powyżej 20 mm w rzeczywistości zawierają towar, a nie korespondencję. Urzędnicy zaproponowali więc, aby takie domniemanie wykorzystać również do listów spoza Unii i w ten sposób uszczelnić system podatkowy” – czytamy w gazecie.
Wartość przesyłki byłaby oceniana ryczałtowo według najwyższej stawki VAT, np. 23 procent x 22 euro (ok. 5 euro). Jeśli ktoś się nie zgadza z wyceną przesyłki, może odwołać się od decyzji i udowodnić, że towar z Chin (i innych krajów spoza Unii) jest warty mniej.
Resort finansów kręci nosem
Wydawać by się mogło, że pomysł dla resortu finansów i skarbówki, poszukujących takiego rozwiązania, będzie doskonały. Jak pisaliśmy w INNPolnad.pl, instytucje te chciały zaprząc do roboty narodowego operatora pocztowego i kazać mu monitorować przesyłki z chińskich sklepów, zgłaszając skarbówce tych, którzy nie opłacili podatku od zakupów.
W sierpniu ubiegłego roku Ministerstwo Finansów wydało komunikat, w którym przypomniało klientom AliExpress, że od zakupów na platformie należy zapłacić podatek VAT, niezależnie od ich wartości.
Jednak jak się okazuje, choć MPiT spisało pomysł w wewnętrznym raporcie, to publicznie się nim nie chwali. Projektu ustawy rozwiązującej tą kwestię do tej pory nie złożono i nie zapowiada się, by miało się to zmienić. Resort przedsiębiorczości odesłał bowiem ciekawego dziennikarza do Ministerstwa Finansów, a tam zdecydowano nie komentować kwestii.
Dlaczego? Jak wyjaśnia „GW”, rząd nie chce się narażać ludziom, którzy lubią tanie produkty z Azji. Co więcej, aby wprowadzić zmiany i zacząć czerpać wpływy z należności celnych i podatku, należy najpierw dużo wydać. Z szacunków Poczty Polskiej wynika, że do takiej pracy musiałaby zatrudnić aż ok. 1200 nowych pracowników, kupić nowe sortery, skanery i komputery, co kosztowałoby ją nawet do 120,3 mln złotych rocznie.
Tanie listy z Chin
Jak pisaliśmy w INNPoland.pl, przez tanie przesyłki nasz budżet może tracić sporo pieniędzy, a skarbówka nie może na to wiele poradzić. Według danych Europejskiego Trybunału Obrachunkowego, straty z tego tytułu w państwach UE wynoszą rocznie nawet do 5 mld euro.
Sprzedawcy handlujący w chińskich sklepach internetowych do perfekcji opanowali minimalizowanie kosztów przesyłki. Mniej płacą m.in. dzięki temu, że paczki od nich idą do Europy np. przez Bangladesz.