Energetyka oparta na węglu może umrzeć śmiercią naturalną. Jak? Prosto – w zaskakującym tempie rośnie liczba instytucji finansowych, które po prostu przestają udzielać kredytów i pożyczek na projekty oparte na węglu. Do spalania węgla i pozyskiwania w ten sposób energii potrzebnych jest kilka elementów. Niektóre z nich niedługo przestanie być dostępne. Najważniejsze to węgiel i pieniądze. A polskie władze zdają się nie przyjmować tego do wiadomości.
Wydobycie węgla w Polsce spada. Kopalnie są często nierentowne, bo wyczerpują się łatwo dostępne pokłady tego surowca. Z jednej strony jesteśmy karmieni propagandą, która ma nas przekonać, że w Polsce mamy mnóstwo węgla, że wystarczy na kilkadziesiąt lat. I to jest prawda, ale władze nie wspominają słowem o tym, że ten węgiel jest za głęboko, by opłacało się wydobywać go na powierzchnię. Da się to zrobić, ale dramatycznie rosną koszty, stopień skomplikowania tych operacji, ciężar pracy górników, a przede wszystkim ich bezpieczeństwo.
Polityka polityką, ale liczą się pieniądze
Ministerstwo Energii z zapałem godnym lepszej sprawy forsuje budowę nowego bloku energetycznego w Elektrowni Ostrołęka. Sprawa jest wyjątkowo kontrowersyjna, bo już dziś wiadomo, że inwestycja będzie deficytowa. To znaczy, że nigdy się nie zwróci, nie zarobi na czysto ani złotówki. Będzie pochłaniała miliardy złotych rocznie. To tak, jakbyśmy oprócz węgla palili w jej piecach pieniędzmi.
Straty nowego bloku, te które da się oszacować już dziś, wyniosą od 2,3 do 7,5 miliarda złotych. Rozrzut jest spory, ale w tej sprawie jest wiele niewiadomych i mnóstwo zmiennych. Wystarczy choćby podwyżka cen węgla. Tego surowca już dziś nam brakuje i musimy sprowadzać go m.in. z Rosji. W ten sposób już dziś nie dość, że produkujemy coraz droższą energię dla samych siebie, zatruwamy Polskę toksycznymi wyziewami i opóźniamy zieloną rewolucję, to jeszcze dotujemy rosyjską gospodarkę.
– Jak wynika z badań opinii publicznej, ponad dwie trzecie Polaków opowiada się za odejściem Polski od węgla do 2030 roku i rozwojem odnawialnych źródeł energii. Krótkowzroczna polityka rządu powoduje jednak, że pozostajemy ostatnim, węglowym skansenem Unii Europejskiej. Za sprawą decyzji ministra energii Krzysztofa Tchórzewskiego w naszym kraju mają być realizowane kolejne szkodliwe i nieopłacalne inwestycje węglowe takie jak budowa Elektrowni Ostrołęka C. Dzieje się tak pomimo tego, że jedna trzecia węgla kamiennego pochodzi już u nas z importu. Politycy muszą przestać realizować interesy lobby węglowego, dostrzec zmiany jakie wokół nas zachodzą i zacząć słuchać głosu obywateli, którzy domagają się szybkiego odejścia od węgla – mówi Marek Józefiak z Greenpeace Polska.
Elektrownia Ostrołęka wydała na budowę już 890 mln złotych, z czego ponad pół miliarda trafiło do wykonawcy. Jest nim konsorcjum GE Power i Alstom Power Systems.
Całość ma kosztować 6 mld zł i zacząć działać w 2023 roku. Problem w tym, że owych 6 mld złotych ciągle nie ma. Po miliardzie zainwestowały Energa i Enea. Przed dorzuceniem brakującej kwoty bronią się inne spółki energetyczne, nie chcą jej też dołożyć banki. Wiele z nich przestaje finansować projekty oparte na węglu, wszyscy też wiedzą, że na tej elektrowni nie da się zarobić ani grosza. Można tylko stracić.
– Polska obok krajów takich jak m.in. Niemcy, Włochy sprzeciwia się przyjęciu progresywnej polityki zaproponowanej przez EBI i zakończeniu finansowania projektów związanych z paliwami kopalnymi. Wprawdzie EBI pieniędzy na Ostrołękę C bezpośrednio nie pożyczy, ale odcięcie finansowania na inne projekty dot. paliw kopalnych np. infrastrukturę węglową czy gazową, uszczupli dotychczasowe źródła finansowania takich projektów przez energetyczne spółki węglowe działające w Polsce. Finansowanie takich projektów z własnych pieniędzy spółek lub za pomocą innego, drogiego i coraz ciężej dostępnego kapitału obcego, pozostawi wówczas mniej środków i możliwości do znalezienia pieniędzy potrzebnych np. na nową elektrownię węglową czy infrastrukturę gazową. Dlatego też sprzeciw Polski wobec wysiłków EBI w walce z trwającym kryzysem klimatycznym, jest widoczny, także na arenie międzynarodowej – mówi w rozmowie z INNPoland.pl Piotr Wójcik z Greenpeace.
Kto nie da grosza na węgiel?
Zacznijmy od najnowszego pomysłu. Organy UE chcą, by Europejski Bank Inwestycyjny przestał finansować projekty oparte na węglu. Już dziś nie może udzielać kredytów na konwencjonalne elektrownie, ale unijni urzędnicy prawdopodobnie szykują dokument, który całkowicie tego zakaże.
– Zmiana polityki EBI, w kierunku, który aktualnie jest dyskutowany, mimo swoich niedoskonałości, to silny komunikat do sektorów bazujących na paliwach kopalnych i do instytucji finansowych, że era paliw kopalnych dobiega końca. Oprócz wymiaru globalnego, nowa polityka EBI miałaby także praktyczne znaczenie dla spółek działających w Polsce, w szczególności wszystkich największych grup energetycznych, które obecnie korzystają z finansowania EBI. Nowe projekty dotyczące infrastruktury węglowej nie miałyby już szansy na uzyskanie finansowania z tego banku. Po roku 2020 EBI nie finansowało by także, co do zasady, inwestycji w infrastrukturę gazową - w tym w sieci oraz terminale gazowe. Tym samym istotne ograniczenie finansowania projektów związanych z paliwami kopalnymi powinno przyspieszyć odejście od węgla oraz innych paliw kopalnych – mówi w rozmowie z INNPoland.pl Piotr Wójcik z Greenpeace.
Bardzo ciekawym z polskiego punktu widzenia elementem może być wezwanie nie tylko EBI, ale i państwowych banków rozwojowych do zaprzestania podobnych inwestycji. Jeśli rzeczywiście takie przepisy przejdą, to polskie władze będą miały potężny problem. Bo w Polsce bankiem rozwojowym jest Bank Gospodarstwa Krajowego. I od dawna jest on szykowany na inwestora ostrołęckiej elektrowni.
Wiadomo, że dziś na jej budowę brakuje 3 miliardów złotych i prawdopodobnie do jej finansowania zostaną przymuszone inne państwowe banki. I nie napawa ich to optymizmem. Ostatnio PKO BP bardzo nerwowo zareagował na insynuację, iż miałby sponsorować budowę elektrowni.
Na ulicach Poznania pojawiły się reklamy sugerujące, że PKO BP przyczynia się do katastrofy klimatycznej – właśnie przez finansowanie budowy ostrołęckiej elektrowni. W zasadzie nie wiadomo, kto powiesił fałszywą reklamę, ale władze PKO BP bardzo się zirytowały. W specjalnym komunikacie bank podkreślił że "plakaty zawierają szereg nieprawdziwych informacji, z tezą, jakoby PKO Bank Polski finansował budowę elektrowni Ostrołęka C na czele". Zapowiedział też ściganie autorów plakatu.
– EBI w prezentowanych wersjach roboczych nowej polityki pożyczania pieniędzy dla sektora energetycznego wskazuje, iż po roku 2020 zaprzestanie pożyczania pieniędzy nie tylko na projekty węglowe, ale także inne związane z pozostałymi paliwami kopalnymi.Po 2020 roku bank miałby zaprzestać finansowania w szczególności wydobycia ropy i gazu, górnictwa węgla, infrastruktury węglowej i gazowej (w tym m.in. sieci i terminali gazowych oraz magazynów). Ma to istotne znaczenie, gdyż dotychczas polityki różnych banków skupione były głównie wokół wykluczania węgla. Jeżeli EIB przyjmie politykę w dyskutowanym kształcie, będzie pierwszym wielostronnym bankiem rozwoju, który w tak istotny sposób ograniczy finansowanie projektów związanych z wszystkimi paliwami kopalnymi. Tylko czekać aż inne banki podążą jego śladem – dodaje Piotr Wójcik.
Ostrołęka w sądzie
Jest już zresztą pierwszy pozew dotyczący budowy nowej elektrowni. Fundacja ClientEarth pozwała koncern energetyczny Enea – jej prawnicy chcą unieważnienia uchwały o budowie nowego bloku węglowego w ostrołęckiej elektrowni. Już dziś jest pewne, że ta budowa będzie nieopłacalna i nieekologiczna. Mali akcjonariusze Enei nie chcą, by rząd przepalał ich pieniądze.
Uwadze inwestorów i akcjonariuszy nie umyka też fakt, że państwo nie chce się z nimi dzielić dywidendą – choć przecież po to kupuje się akcje firm. Na dodatek to właśnie rękami, a raczej portfelami, narodowych koncernów, przeprowadza się coraz więcej ryzykownych inwestycji, kompletnie nie związanych z ich specjalizacją. A to z kolei wpływa na obniżenie wartości firm, których akcje kupili mniejsi inwestorzy.
Europa nie ma pieniędzy do przepalenia
Tymczasem w Unii i wielu innych krajach banki i instytucje finansowe nie chcą mieć nic wspólnego z energetyką węglową. Holenderski ING ogłosił rezygnację z finansowania inwestycji węglowych przed szczytem klimatycznym w Paryżu w 2015 r.
Kolejna, wręcz przełomowa decyzja zapadła w Norwegii. W tym kraju działa przepotężny rządowy fundusz emerytalny, mający w portfelu ponad bilion dolarów. On również nie będzie już inwestował w elektrownie i spółki wydobywcze, które opierają co najmniej 30 proc. działalności na węglu energetycznym lub czerpią z niego – bezpośrednio lub pośrednio – 30 proc. i więcej swoich dochodów.
– Warto przy tym zauważyć, że EBI nie jest odosobnionym przypadkiem odchodzenia banków od finansowania przedsięwzięć dotyczących paliw kopalnych. Podobne ruchy coraz częściej wykonują także banki komercyjne. W ostatnim czasie restrykcyjne polityki udzielania pożyczek dla spółek węglowych ogłosiły m.in. ING Bank Śląski czy też Credit Agricole. Istnieją silne przesłanki, by uznać, że już wkrótce pozostałe banki publiczne i komercyjne – tak jak EBI, lub z nawet z większą ambicją – będą kontynuować ten trend i zaprzestaną finansowania projektów bazujących na paliwach kopalnych. Wynika to nie tylko z trwającego kryzysu klimatycznego, ale także z ryzyka, które niesie ze sobą taka działalność. Spółki i projekty bazujące na paliwach kopalnych są bowiem pod silną presją rosnących cen uprawnień do emisji, zaostrzających się regulacji unijnych, lokalnych społeczności, młodzieżowych ruchów klimatycznych, organizacji pozarządowych oraz samych akcjonariuszy, oczekujących lepszych wyników finansowych i strategii rozwoju bazujących na technologiach przyszłości – mówi nam Piotr Wójcik.
Kilka miesięcy temu amerykański Instytut Ekonomii Energii i Analiz Finansowych (IEEFA) ogłosił, że ponad sto banków, funduszy emerytalnych, ubezpieczycieli oraz zarządzających aktywami przyjęło politykę odchodzenia od finansowania węgla energetycznego. To 40 proc. czołowych banków i 20 największych ubezpieczycieli.
Kolejnym problemem dla polskiego rządu i sektora energetyczno-wydobywczego może być niechęć sektora ubezpieczeniowego do węgla. I może się okazać, że o ile jakimś cudem Ministerstwo Energii zdobędzie brakujące miliardy na inwestycję w Ostrołęce, ale za to nikt tego kopcącego interesu nie będzie chciał ubezpieczyć. No chyba, że zrobi to kolejny "narodowy" czempion, jakim jest oczywiście PZU.