Dodatkowe dwa lata oddychania palonymi śmieciami – tyle zafundowały nam władze. Dopiero teraz państwowi inspektorzy będą mogli sprawdzać, czy ktoś nie sprzedaje "kopciuchów". Przez dwa lata nie mogli, bo przepisy ustawy zakazującej tego procederu były dziurawe.
Szkoda, że zmarnowaliśmy dwa lata, które minęły od podpisania przez ówczesnego wicepremiera Morawieckiego przepisów o zakazie sprzedaży tzw. kopciuchów, czyli kotłów starej generacji. Przez ten czas handel nimi kwitł, bo prawo było dziurawe jak sito. Owszem, istniało, ale nie miał go kto egzekwować. W efekcie handel teoretycznie nielegalnymi piecami kwitł.
Rocznie smog zabija 67 tysięcy osób. Dwa lata to ponad 130 tysięcy niepotrzebnych śmierci. Ale w 2017 roku Morawiecki był z siebie dumny. Ogłosił, że wprowadzono nowe przepisy, wykluczające z obrotu przestarzałe technologiczne piece. Chodzi o tzw. kopciuchy, do których można wrzucić dosłownie wszystko, nie wykluczając śmieci, liści czy najpodlejszych gatunków opału. Tego typu kotły emitują nawet 600 mg pyłów na metr sześcienny spalin.
Zastąpić miały je nowoczesne kotły V generacji, tzw. ekologiczne, emitujące co najwyżej 60 mg zanieczyszczeń na metr sześcienny. Okazuje się, że to fikcja, bo do tej pory handel kopciuchami po prostu kwitnie.
Można je kupić w serwisach internetowych, marketach budowlanych, giełdach i targach. To nie wszystko – okazuje się, że zamawiając kocioł nowej generacji możemy dostać stary "piec na wszystko", bo są producenci, którzy ochoczo fałszują certyfikaty.
Co więcej – kontroli sprzedaży takich pieców nie przeprowadzał UOKiK. Urzędnicy tego organu twierdzili, że nie są do tego uprawnieni. Okazało się więc, że przepisy były bublem, bo nie wyznaczono żadnego urzędu, który byłby uprawniony do sprawdzania tego, co w rzeczywistości sprzedaje się w Polsce. W efekcie prawo było praktycznie martwe.
Kotły rządzą
Stowarzyszenia branżowe szacują, że na polski rynek trafia około 100–200 tys. kotłów na paliwa stałe rocznie. Dokładnych danych brakuje, ze względu na duże rozproszenie rynku i "szarą strefę" w handlu takimi urządzeniami. Według raportu Krakowskiego Alarmu Smogowego ok. 20 proc. rynku to kotły niespełniające wymagań.
Dopiero w listopadzie 2019 roku w życie weszły znowelizowane przepisy, które pozwalają UOKiK-owi i Inspekcji Handlowej na prowadzenie kontroli.
Na zlecenie Ministerstwa Rozwoju powstało też oprogramowanie, które pozwoli Inspekcji Handlowej na automatyczną weryfikację ofert sprzedaży kotłów na paliwo w internecie. Dzięki temu łatwiej będzie "namierzyć" sprzedawane kopciuchy. Porozumienie w tej sprawie podpisali minister rozwoju Jadwiga Emilewicz oraz wiceprezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów Tomasz Chróstny.
Oprogramowanie umożliwi zautomatyzowaną weryfikację ofert sprzedaży kotłów na paliwo stałe, zamieszczanych na portalach internetowych. Program wyłapie te oferty, w których urządzenie nie spełnia wymagań określonych w przepisach. Formalny dostęp do niego będą mieć pracownicy UOKiK oraz wojewódzkich inspekcji handlowych.
Aplikacja wyszukuje podejrzane oferty na podstawie m.in.: sprzeczności słów (np. kocioł klasy 5 i inne parametry emisyjne), określonej klasie kotła innej niż klasa 5, pojedynczych słów kluczowych (np. ruszty, ręczne itd.), wpisanego niepoprawnego rodzaju paliwa czy podejrzanych słów (np. kocioł na zamówienie).
– Z obserwacji rynku kotłów na paliwo stałe wynika, że sprzedawcy nadal oferują urządzenia niespełniające wymagań rozporządzenia. To wpływa negatywnie nie tylko na jakość powietrza, a co za tym idzie na nasze zdrowie, ale jest także elementem nieuczciwej konkurencji. Nie zgadzamy się na reklamowanie urządzeń wysokoemisyjnych jako niskoemisyjnych, posługiwanie się fałszywymi świadectwami jakości lub sprzedaż kotłów bezklasowych pod innymi nazwami – mówi minister Jadwiga Emilewicz.
Pierwsze kontrole ruszą już w grudniu. Inspekcja Handlowa będzie sprawdzać kotły na paliwo stałe o znamionowej mocy cieplnej do 500 kW, które są dostępne na rynku np. w sklepach, hurtowniach, u producentów czy importerów. W związku z tym, że nowelizacja obowiązuje od 23 listopada i że pieniądze na kontrole zaplanowano w budżecie dopiero od 2020 r., to na razie IH kontroluje tylko dokumentację. W przyszłym roku będzie też zlecać badania laboratoryjne. Co roku ma dostawać na ten cel 900 tys. zł. Pozwoli to zbadać w laboratorium ok. 50 kotłów rocznie.
– Inspektorzy zostali odpowiednio przeszkoleni do kontroli kotłów. Wkrótce ogłosimy przetarg na wybór specjalistycznego laboratorium, które będzie je badać. Jednocześnie upowszechniamy wśród przedsiębiorców wiedzę o wymaganiach wobec kotłów na paliwo stałe. Na początku listopada wysłaliśmy pismo z obszernymi wyjaśnieniami do dużych sieci marketów budowlanych oraz do stowarzyszeń producentów. Przygotowaliśmy także na naszej stronie internetowej kompendium wiedzy na ten temat – mówi Tomasz Chróstny, wiceprezes UOKiK.
Kary? Będą dotkliwe
Urząd informuje przedsiębiorców nie tylko o aktualnych przepisach, ale także o tym, że od 1 stycznia 2020 r. zacznie obowiązywać rozporządzenie KE 2015/1189, tzw. ekoprojekt. Przypomina również o wymaganiach związanych z etykietami energetycznymi, które muszą znajdować się na kotłach.
Jeśli przedsiębiorca naruszy przepisy dotyczące etykiet energetycznych, grozi mu kara w wysokości od jednokrotnego do dziesięciokrotnego przeciętnego wynagrodzenia miesięcznego w gospodarce narodowej za poprzedni rok (w 2018 r. wynosiło ono 4585 zł).
Nowelizacja wchodząca właśnie w życie upoważnia organy Inspekcji Handlowej do nakładania na łamiącego przepisy przedsiębiorcę administracyjnych kar pieniężnych (5 proc. wartości przychodu całej firmy z poprzedniego roku) oraz zakazu wprowadzania urządzeń do obrotu. Inspektorzy mają obecnie dość szerokie uprawnienia kontrolne.