Minister Emilewicz zapowiedziała, że w przyszłym roku Polaków czekają podwyżki prądu w wysokości od 5 do 7 proc. Mimo to spółki energetyczne wnioskują w Urzędzie Regulacji Energetyki zwyżkę nawet o 20-40 proc. dla gospodarstw domowych. Eksperci są przekonani, że nawet jeśli ceny za sam prąd dla przeciętnego Polaka nie wzrosną dużo, to zapłacimy tak czy inaczej - na przykład w cenach artykułów spożywczych.
Wojciech Warski, prezes zarządu Softex Data, jest jednak przekonany, że nawet w teorii niezależne urzędy są podatne na decyzje polityczne. Jak tłumaczy w serwisie, koszty za energie będą regularnie wzrastać na rzecz opłacenia bardzo wysokiej emisyjności polskiej energetyki, która jest trzy razy większa niż średnia w Europie. Do tego dochodzą zwiększone koszty coraz droższego paliwa, jakim jest węgiel oraz przestarzałe systemy transportu. Chcąc, nie chcąc,
ceny energii elektrycznej muszą wzrosnąć.
– Jeśli decyzją polityczną zwiększymy ceny dla ludności o te 5 do 7 procent, to znaczy, że cała reszta zwyżki kosztów pójdzie do firm. Co prawda Kowalski, płacąc za prąd zużywany na oświetlenie i zasilanie telewizora, zapłaci o te niedolegliwe 5 proc. więcej, ale dużo więcej zapłaci przemysł. W efekcie Kowalski też zapłaci więcej, tylko nie będzie o tym wiedział. Zapłaci zwyżkę energetyczną w cenach serka, chlebka, transportu publicznego – wyjaśnia.
Wzrost czynszu
Do rachunku Polaków należy również doliczyć przyszłoroczny
wzrost czynszów, który wynika z rosnących kosztów uzdatniania wody czy sortowania śmieci oraz z powodu podwyżki płacy minimalnej. Jak wyjaśniał w rozmowie z INNPoland.pl Mariusz Łubiński, ekspert nieruchomości i prezes firmy Admus, podniesienie płacy minimalnej niesie za sobą wzrost kosztów wszystkich usług, które kontraktują spółdzielnie i wspólnoty mieszkaniowe.