Od ładnych kilku miesięcy nie było już na Facebooku większej afery z wyciekiem danych – jednak biorąc pod uwagę historię wpadek amerykańskiego serwisu społecznościowego, oznaczało to tylko i wyłącznie oczekiwanie na następny duży numer. I numer ten nadszedł: w piątek po południu można było sprawdzić sobie, kto wrzuca posty na różne profile.
Taką właśnie weryfikację można było przeprowadzić jeśli dany post na fanpage'u został tylko w jakikolwiek sposób edytowany przez administratora. Facebook daje bowiem możliwość sprawdzenia, jak dany wpis wyglądał pierwotnie.
Jednak w piątek błąd systemu sprawił, że prócz opcji podejrzenia, jakie sformułowania zostały we wpisie zmienione, możliwe było sprawdzenie również, kto konkretnie dany wpis zedytował – czyli kto ma uprawnienia do administrowania daną stroną.
Kto prowadzi profil Grety?
Spora część z ujawnionych informacji to tak naprawdę żadne rewolucyjne odkrycia. Powszechnie w końcu wiadomo, że Facebook daje możliwość prowadzenia fanpage'y przez wiele osób, każdy z nas zapewne ma wśród swoich znajomych osoby zajmujące się profilami społecznościowymi instytucji. Jeśli więc mamy do czynienia z fanpagem osoby publicznej, a nie jej prywatnym profilem – najbezpieczniej jest założyć, że przy prowadzeniu strony korzysta ona z pomocy.
Nie przeszkodziło to oczywiście wielu mediom ogłosić końca np. Grety Thunberg. Jak się bowiem okazało, posty na jej oficjalny profil wrzuca m.in. jej ojciec. Niezwykle szokującą wieścią odnotowaną w internecie było również to, że swojego własnego profilu samodzielnie nie prowadzi Hillary Clinton.
Ciekawym smaczkiem jest natomiast to, że wyciek mógł naprowadzić nas na ślad tożsamości... Banksy'ego. A przynajmniej jednego z jego współpracowników. Administratorem facebookowego konta artysty jest bowiem niejaki Fabio Ramirez Gonzalez.
Wyciek może być niebezpieczny
Generalnie rzecz biorąc, wiele z piątkowych odkryć, zwłaszcza tych dotyczących profili polityków, przyniosło użytkownikom internetu sporo radości. Jak jednak zauważa w rozmowie z serwisem Wired ekspert ds. cyberbezpieczeństwa Łukasz Olejnik, nie wszyscy będą w stanie się z tej sytuacji śmiać.
– Ludzie, którzy z własnego konta na Facebooku prowadzą wrażliwe strony, powinni teraz wziąć pod uwagę, że ich tożsamość może być znana – zauważa Olejnik, dodając przy tym, że część z tych osób może teraz najzwyczajniej w świecie czuć się zagrożona. I łatwo zrozumieć dlaczego: błąd objął cały świat i w wielu krajach osoby prowadzące np. profile krytyczne wobec rządów mogą teraz objąć represje.
I choć wydawać by się to mogło paranoiczne, to profile potencjalnie "zagrożone" lepiej jest po prostu administrować za pomocą fejkowych kont. Facebook po raz kolejny bowiem udowodnił, że po prostu nie jest w stanie zagwarantować, że jakiekolwiek powierzone mu wrażliwe dane w którymś momencie nie trafią do publicznej wiadomości.
Facebook po Cambridge Analytica
Dawno temu opadł już kurz po najgłośniejszym wycieku facebookowych danych, czyli sprawie Cambridge Analytica. Koniec końców afera nie przyniosła sieci społecznościowej problemów większych niż wizerunkowe
W drodze ugody z regulatorem (FTC) firma zgodziła się zapłacić 5 mld dolarów kary. Była to co prawda najwyższa kara wlepiona przez FTC, jednak kwota wciąż była dla Facebooka śmiesznie mała. Tylko w 2018 r. Facebook zarobił na czysto przeszło 22 mld dolarów.