Pierwsi uczniowie właśnie wyruszyli na ferie zimowe. Większość pewnie marzy o białym szaleństwie na stoku. W tym roku jednak pewni zimowego szaleństwa możemy być tylko za granicą. Brak śniegu nie musi jednak oznaczać straty pieniędzy. Warto się na tę ewentualność ubezpieczyć.
Narty i snowboard to najpopularniejsze sporty zimowe. W ubiegłym roku według statystyk prawie 5 mln Polaków spędziło zimową przerwę właśnie w górach. Prawie 4 mln z nas to czynni narciarze, którzy jak co roku wyruszyli lub niebawem wyruszą na stok. Część, pewnie z uwagi na koszty, wybierze się w polskie góry, a część pojedzie na południe – do Włoch, Francji czy Austrii.
A jeśli pogoda nie dopisze?
To niestety całkiem możliwy scenariusz. Śniegu może być po prostu za mało. Może też spaść lawina, a to sprawi, że wszystkie wyciągi będą zamknięte. Na nudę da się jakoś zaradzić – w górskich resortach nie brakuje bowiem rozrywek dla wypoczywających. Długie spacery w górskich dolinach zakończone pobytem w termach mogą być tego najlepszym przykładem.
Gorzej, że stracimy pieniądze za opłacony ski-pass. Dlatego przy planowaniu budżetu na ferie warto pamiętać również o ubezpieczeniu od braku śniegu. Za granicą obowiązują też inne zasady ratownictwa. To jednak nie wszystko. Nawet niewielki wypadek na stoku może znacznie zwiększyć koszty wyjazdu – od tego też się warto ubezpieczyć.
Ile kosztują ferie zimowe na stoku?
Za granicą – zwykle drożej. Co prawda noclegi można znaleźć w podobnej cenie co w Polsce, ale już koszty dojazdu, ski-passów i wyżywienia są z reguły wyższe. Jak wynika z narciarskiego barometru cen HomeToGo, w 2019 r. dysponując budżetem 1,5 tys. zł na osobę, można było sobie pozwolić na szusowanie w całej Europie.
W tej cenie można było spędzić pięć dni z karnetem zjazdowym na 3 dni m.in. w Chamonix-Mont Blanc czy Sestiere. Drożej było tylko w szwajcarskim Zermatt i austriackim Ischgl – ponad 3 tys. zł.
Najtaniej można się cieszyć z szusowania w Czarnej Górze, Korbielowie i Zieleńcu. Koszty pięciu noclegów w tych resortach nie przekraczały w 2019 r. 400 zł od osoby, a na 3-dniowy ski-pass trzeba było dodatkowo przeznaczyć ok. 250 zł.
Góry bez śniegu – można się od tego ubezpieczyć
Koszty, jak widać niemałe, choć warte białego szaleństwa. Problem w tym, że pogoda w kraju potrafi spłatać figla i nawet w śnieżnych rejonach mogą się zdarzyć dni, kiedy trzeba będzie zostać w hotelu z powodu zamkniętych stoków. W niektórych przypadkach nie pomogą nawet armatki produkujące sztuczny śnieg.
Może się nawet okazać, że narciarskie trasy zjazdowe z powodu nadmiernej lub niedostatecznej ilości śniegu zostały zamknięte na czas całego naszego pobytu. Albo co gorsze, w związku z lawiną czy osuwiskiem dostęp do naszego ośrodka narciarskiego jest niemożliwy. Na szczęście można się ubezpieczyć od braku śniegu. Takie oferty ma już np. Warta czy Generali.
Mając taką polisę, w przypadku niedogodności pogodowych i niemożności wejścia na stok będziemy mogli liczyć na zwrot kosztów ski-passów z tytułu ubezpieczenia od braku śniegu. Co więcej, jeśli z powodu niekorzystnych warunków nie będziemy mogli skorzystać z naszych noclegów w ośrodku narciarskim, ubezpieczyciel zwróci nam również koszty transportu i zakwaterowania.
Ubezpieczenie można rozszerzyć o dodatkowe opcje, jak np. ochronę bagażu, sprzętu sportowego czy nawet ochronę mieszkania na czas wyjazdu. W ramach pomocy assistance ubezpieczenie można również rozszerzyć o następstwa choroby przewlekłej.
Ile zyskamy z takim ubezpieczeniem i z jakimi kosztami trzeba się liczyć?
Jak czytamy na stronie Warty, w ramach pakietu SKI Plus będziemy mogli liczyć na pokrycie kosztów karnetu (tzw. ski-passu) jeśli nie wykorzystamy go z powodu wypadku czy choroby ubezpieczonego, wypożyczenia sprzętu narciarskiego, który został zniszczony lub skradziony, i wypłatę 40 zł za każdy dzień, w którym ze względu na złą pogodę nie mogłeś zjeżdżać na nartach.
W Generali za każdy dzień, w którym nie skorzystamy z wyciągu z powodu niedostatecznej ilość śniegu, otrzymamy 100 zł albo nawet do 700 zł zwrotu za uzasadnione koszty podróży i opłaty za korzystanie z wyciągów narciarskich. Co więcej, jeśli w związku z lawinami lub osuwiskami dostęp do ośrodka narciarskiego, w którym wykupiliśmy nocleg, zostanie zablokowany, ubezpieczyciel pokryje koszty zakwaterowania i naszego transportu do 250 zł za dzień, ale maksymalnie 500 zł.
W Warcie dopłata za pakiet SKI Plus wyniesie ok. 40 zł w przypadku 7-dniowego pobytu, w Generali ubezpieczenie od niedostatecznej ilości śniegu będzie dostępne w pakiecie Assistance Exclusive - tu dopłata wyniesie ok. 22 zł.
Niestety, choć druga oferta wydaje się tańsza i oferuje wyższe zwroty, to jest też bardziej restrykcyjna. Obowiązuje tylko w przypadku wyjazdów zagranicznych. Co więcej, Warta zwróci za wydatki poniesione na ski-passy w przypadku złej pogody, a Generali tylko jeśli śniegu nie będzie dostatecznie dużo.
Od czego jeszcze się ubezpieczyć?
Jeżeli wybieramy się na narty, to warto się ubezpieczyć od ryzyka amatorskiego uprawiania sportów (narciarstwo, snowboard, łyżwiarstwo) bądź uprawiania sportów ekstremalnych (np. narciarstwo poza wyznaczonymi trasami). Takie ubezpieczenie powinno uwzględniać odszkodowanie za wypadek i pokryć koszty leczenia, hospitalizacji oraz transportu medycznego.
I tu od razu pojawia się kolejna kwestia – suma ubezpieczenia, czyli kwota, na jaką jesteśmy ubezpieczeni. Lepiej na niej nie oszczędzać. Eksperci wyliczają, by jadąc na narty do krajów UE, ubezpieczyć się na co najmniej 110-140 tys. zł kosztów leczenia i transportu. Poza Unią suma ubezpieczenia powinna być dwa razy wyższa.