Na pierwszy rzut oka koncept analogowych misji marsjańskich wydaje się rzeczą co najmniej dziwną: ot, grupa osób wyjeżdża sobie na odludzie, gdzie przez określony czas udaje, że przebywa na innej planecie. Ale to właśnie dzięki tym wyprawom prawdziwe misje kosmiczne mają w ogóle szansę powodzenia.
O misjach analogowych miałam ostatnio okazję porozmawiać z dr Anną Łosiak, badaczką związaną z Instytutem Nauk Geologicznych PAN oraz Uniwersytetem w Exeter. Dr Łosiak, która od lat pomaga w organizacji tych wypraw, opowiedziała dla INNPoland.pl m.in. o tym, co właściwie sprawdzane jest podczas tych misji i kto w nich bierze udział.
Jak to się stało, że trafiła pani do grupy osób planujących analogowe misje marsjańskie?
Od zawsze chciałam zajmować się kosmosem, jednak w tamtym czasie w Polsce nie było to do końca wykonalne. Dzięki stypendium Fulbrighta udało mi się wyjechać do USA, gdzie zrobiłam magisterkę z badania meteorytów. Przy okazji dostałam się na staż w Houston, w instytucji zależnej NASA – gdzie po raz pierwszy "na żywo" zetknęłam się z misjami analogowymi.
Później zrobiłam doktorat z kraterów uderzeniowych – czyli, mówiąc ogólnie, z tego, co dzieje się gdy kosmos spotyka się z Ziemią w dość wybuchowy i bezpośredni sposób. Kosmosem zajmuję się więc naukowo przez cały czas. Na poważnie samymi misjami analogowymi zaczęłam się natomiast zajmować po tym, gdy na jednej z konferencji spotkałam osobę będącą przedstawicielem Austrian Space Forum, jednej z kilku organizacji na świecie zajmujących się właśnie misjami analogowymi.
Co takiego testuje się w ramach misji analogowych?
Zależy jakich – bo rodzajów misji mamy naprawdę dużo. Istnieją na przykład takie, które zajmują się tylko i wyłącznie testowaniem jednego urządzenia, które ma być niedługo wysłane w kosmos i trzeba upewnić się, że działa.
W skrócie: musimy po prostu wiedzieć, że łazik, który świetnie radzi sobie jeżdżąc po płaskim korytarzu, będzie w stanie poruszać się również w prawdziwym terenie: czego nie da rady zrobić, czy przypadkiem nie utknie na jakimś kamieniu... Jest to o tyle ważne, że często kiedy jedna rzecz się zepsuje, to za nią leci wszystko inne. Aby przeciwdziałać temu w czasie rzeczywistych misji, musimy najpierw po prostu wywołać te wszystkie potencjalne problemy w kontrolowanych warunkach.
Kilka lat temu w ramach jednej z misji Austrian Space Forum testowaliśmy na przykład georadar o nazwie WISDOM – już niedługo znajdzie się on na Marsie, jako część europejskiego łazika Rosalind Franklin.
Ale dla ludzi chyba też znajdzie się w takiej analogowej misji miejsce?
Oczywiście! Innego rodzaju badania analogowe mogą być w większym stopniu skierowane na takie psychologiczne aspekty całej misji. Przebywanie przez długi czas w zamknięciu, wykonywanie wielu zadań, jedzenie wyłącznie sproszkowanych produktów – to wszystko oczywiście nie pozostaje bez wpływu na naszą psychikę.
Swoją drogą, tematyce żywienia poświęcona była jedna z misji analogowych HI-SEAS na Hawajach: przez cztery miesiące sprawdzano tam wpływ sposobu żywienia na to, jak ludzie się czują w takich symulowanych warunkach marsjańskich.
A są misje, które do tematu podchodzą w sposób bardziej, że tak powiem, zbiorczy?
Oczywiście! Sama uczestniczę w ich organizacji, poprzez organizację pozarządową Austrian Space Forum, z którą współpracuję, są to tzw. misje zintegrowane. Najbliższa rozpocznie się zresztą już jesienią tego roku w Izraelu.
Wysyła się wówczas grupę analogowych astronautów, wysyła się sprzęt – a głównym założeniem misji jest zachowywanie się dokładnie w ten sposób, jakby cała grupa naprawdę była na Marsie.
Co takiego możemy wówczas przetestować?
Pozwala tam to na przykład sprawdzić, w jaki sposób najlepiej radzić sobie z problemem opóźnienia komunikacji. To jest coś, co zupełnie nie miało wpływu na misje księżycowe, bo w ich przypadku opóźnienie wynosi mniej więcej jedną sekundę.
Możemy więc wyobrazić sobie tego astronautę, który idzie sobie po Księżycu i w pewnym momencie mówi: "Słuchajcie, widzę tutaj taką dziwną migoczącą skałę, co o tym myślicie?". Wtedy właśnie geolog dyżurujący na sali Houston może stwierdzić, że brzmi to ciekawie, albo uznać, że nie ma sensu się temu bliżej przyglądać – wsparcie jest na bieżąco.
Na Marsie natomiast czegoś takiego nie będzie. Planeta znajduje się dalej, znacznie dłużej idą też sygnały. W związku z tym musimy wymyślić i przetestować inne sposoby radzenia sobie z opóźnieniem – takie rzeczy mniej więcej robimy.
A kto bierze udział w analogowych misjach? Znajdziemy tam prawdziwych astronautów?
W przeważającej większości niestety nie – czas prawdziwego astronauty jest niezwykle drogi. Do większości misji analogowych angażujemy więc ochotników.
Co jakiś czas jednak NASA i ESA organizują misje analogowe, które są częścią szkolenia astronautów. W ten sposób uczą się oni różnych elementów misji, testują też sprzęt.
To już pewnie tylko i wyłącznie suchy trening?
No właśnie okazuje się, że nie! Nawet takie misje potrafią nieźle zaskoczyć i pokazać, jak naprawdę niewielka, wcześniej przeoczona rzecz potrafi spowodować gigantyczny problem.
Nigdy nie zapomnę, jak na stażu w Houston miałam okazję obserwować jak przez dosłownie pół dnia kilkadziesiąt osób dyskutowało o tym, czy widoczna na zdjęciu lotniczym wątła linia to prawdziwa granica geologiczna czy też po prostu cień chmury.
Nie byłoby tutaj problemu, gdyby jednym z astronautów był doświadczony geolog – ale z oczywistych względów bardziej prawdopodobne jest, że w ograniczonej liczbowo grupie astronautów tego geologa nie będzie. Owszem, będą mieli szkolenie, ale to nie jest do końca to samo.
Ale dzięki takim właśnie sytuacjom wiemy, nad czym pracować. I na przykład w przypadku geologii projektujemy i testujemy różne metody wspierania astronautów – tak, aby podczas prawdziwej misji byli w stanie poradzić sobie z przeróżnymi specjalistycznymi problemami.