Schemat jest zawsze ten sam. Ustalam kwotę, jaką chcę wydać na nową rzecz - tym razem smartfon Samsunga. Z tyłu głowy, niewypowiedziana, jest kwota stanowiąca granicę cenowego bólu. W efekcie za każdym razem wydaję więcej niż planowałem. Dlaczego? Bo przyszłościowe, bo zakup na lata, bo się przyda.
1. Modele z serii Samsung Galaxy S20 to najbardziej wypasiony sprzęt z Androidem, jaki można obecnie kupić. Technologiczne dzieło sztuki. Jednak 4 tys. zł za smartfon w najskromniejszej konfiguracji z rodziny to powyżej mojej granicy cenowego bólu. W poniższym wpisie próbuję racjonalizować sobie, dlaczego wydać mniej. Niech będzie, że jestem dziad niedzisiejszy i zwykły śmiertelnik. Ale ty nie musisz nim być.
2. To nie jest tekst dla ultrasów, którzy muszą mieć coś prosto z taśmy dla samej zasady i to w najlepszej konfiguracji. To tekst dla racjonalistów, mniej obeznanym pomoże odnaleźć się w niuansach specyfikacji, bardziej obeznanym pomoże rozważyć swoje pokusy.
Za długie, nie czytam.
Rekomendacja – wziąć Galaxy S9/S10 i oba będą racjonalne. Ale demon w mojej głowie kusi na S20.
W porównaniu skupiłem się na zwykłych (bez plusów) modelach, bo są czytelne, spore, a od oglądania Netflixa mamy telewizory, telefon ma się mieścić w kieszeni. Poza tym różnice w działaniu między zwykłym a plusem są w większości minimalne. Umyślnie nie uwzględniam modelu S20 Ultra.
Kupno nowego smartfona
Właśnie wpadłem w tę pułapkę, jak za każdym, cholera, razem. Bo czas na nowego smartfona. A skoro tak, to musi być najnowszy. W końcu przyszłościowy, zakup na dłużej, nie? I nie, tym razem z niej ucieknę. Tu nie chodzi o to, na co kogo stać, tylko co mieści się w granicach subiektywnie pojmowanego rozsądku.
Tym razem rozważam wyłącznie Samsungi. Pierwszy raz od dekady, bo kupowania (nie testowania, kupowania) smartfonów (nie urządzeń, smartfonów) tego producenta unikałem skutecznie, odkąd wydałem ciężko zarobione studenckie pieniądze na po stokroć przeklęty model Wave723. W czasach, gdy firma, zamiast po bożemu iść ze wszystkim w Androida, próbowała jedną ręką rozwinąć własny system operacyjny BadaOS. Brrr.
Dlaczego akurat Samsung?
Wracamy do współczesności. Dlaczego Samsung? Bo dziś to ekstraklasa. Jest samowystarczalny - ma potężne zaplecze technologiczne i w zasadzie sam od początku do końca produkuje wszystko – od ekranów, przez układy pamięci, procesory, baterie. Bo nie nie jest uwikłany w geopolityczne awantury. Jest względnie przewidywalny, tak jeśli chodzi o jakość, jak cenę. I nie lubię iOSa.
W utopijnym dniu, w którym Samsung wyda telefon z gołym Androidem, ogłoszę, że to najlepszy producent na świecie, poza zasięgiem innych. Pixel, najbliższy mojego ideału pod względem oprogramowania, odpada na razie, bo czekam, aż Google weźmie od Samsunga parę lekcji designu. Telefon koniec końców ma nie tylko działać, ale i wyglądać.
Dlaczego flagowiec?
Flagowiec, bo te tańsze szybciej się zatykają (specyfika wszystkich modeli z Androidem), a ja używam go do pracy, ponadto to urządzenie, z którym najczęściej obcuję, więc każdy ubytek czy kompromis będzie mnie kilkadziesiąt razy dziennie wkurzał przez najbliższe 2 lata. I to jedyne miejsce, w którym poluzuję własne założenie cenowe. Odpadają składane modele – są wspaniałe, ale przez ich wciąż wysokie ceny, to fanaberia, nie racjonalizm.
Tak się składa, że jesteśmy świeżo po premierze nowych flagowców Samsunga – S20, S20+ i S20 Ultra.
Co nowego?
Moduł 5G, nagrywanie w 8K, 100-krotny zoom optyczny. To ostatnie jest nieużywalne, nieopłacalne.
Jak zdecydować?
Jak często wymieniamy smartfon na nowszy? 2-3 lata, zależnie od operatora. Kantar w zeszłym roku wyliczył, że Europejczyk wymienia smartfony co mniej więcej 26 miesięcy i z roku na rok się to wydłuża. Bo one są po prostu dobre.
Mniejsza o liczby. Każdy najnowszy smartfon każdego producenta po 6 miesiącach ci spowszednieje, po roku będzie już taki sobie. Po 1,5 roku zaczniesz odczuwać mniej lub bardziej silną potrzebę zmiany, choć urządzenie – samo w sobie – będzie zadowalająco działało jeszcze przez lata dla kolejnego użytkownika, któremu go odsprzedasz.
Dlaczego nie S20 z 5G?
Przecież przyszłościowe w końcu są te smartfony. 5G, wszyscy mówią, że to będzie rewolucja. Lepiej wydać więcej? Nie. Po pierwsze, cena z modułem 5G i bez nagle spada o blisko tysiąc zł. Zanim to będzie można rozpatrywać w kategorii przyszłościowych - w rozumieniu o sensownie realnym zastosowaniu, producenci zdążą wydać jeszcze po kilka flagowców, a ja odsprzedać co najmniej dwa.
Sieć 5G w Polsce rodzi się w bólach. Komercyjnie w tym roku zamierza to odpalić Polkomtel, ale – moim zdaniem - będzie to bardziej sztuka niż sensowne rozwiązanie. Najwyżej odszczekam za parę miesięcy. Wolę opierać się na normach UE i niedawnej historii.
Nałożono na Polskę konieczność uruchomienia 5G w jednym dużym mieście w tym roku, w kilku większych w 2025 r. A biorąc pod uwagę, jak koncertowo przegapiliśmy poprzednie terminy zwiększania dostępności łącz o określonej przepustowości na gospodarstwo domowe, realnie będzie to później.
Mało tego. Już zwykłe LTE w sprzyjających warunkach potrafi sięgać do 150 Mb/s, LTE A – do 500 i więcej. To bardzo dużo, to jak jedzenie oczami – chcemy jak najwięcej, ale ile w praktyce potrzebujemy i wykorzystamy, to już inna sprawa.
Dlaczego nie nagrywanie 8K w Galaxy S20?
Nagrywanie 8K? Holywoodzki standard przecież. Zazdrośnie stwierdzam, że świetnie to wygląda. Jeśli ktoś cię sfilmuje twoim Samsungiem w 8K, ludzie, którym to pokażesz na telewizorze 8K (jeśli takich znajdziesz), mogą wręcz policzyć, ile masz włosów na nosie. Ale to bardzo drenuje baterię, wymaga potwornie dużo miejsca, i już samo to wystarcza, byś realnie użył/użyła tego kilka razy. Zwłaszcza, że telewizory 8K to na razie nowość i ich szersza dostępność przewidywana jest na za kilka lat. Obowiązujący standard to FHD z podkręceniem.
Lepsza specyfikacja
Tak, każdy smartfon na papierze jest lepszy od poprzedniego. Tak, każdy wygląda trochę lepiej niż poprzedni, każdy działa płynniej. Ale tylko zestawiony z poprzednim.
Przetestowałem w życiu dość modeli, by zagwarantować wam jedno. Wyciągając z pudełka nowego Samsunga S20, S10 czy S9, zachwyt będzie ten sam. Płynność będzie hipnotyzowała. Zdjęcia - wyrywały z butów. Chyba, że zestawi się go bezpośrednio z nowszym modelem.
To trochę jak z telewizorami. Powiedzmy takie 50 cali w zupełności wystarczy mi w salonie, jest duży, obraz jak żyleta, zero zastrzeżeń. Aż przejdę się do sklepu i zobaczę, w odpowiednim ułożeniu, jak te moje 50 cali "biednie" wygląda na tle 65 cali i 80 cali. Sęk w tym, że tak naprawdę wystarczy mi 50 i jestem zadowolony.
W co inwestować?
Posłużyłem się sklejką kilku screenów z nieocenionego mgsm.pl, tylko tych naprawdę kluczowych dla użytkownika, które omówię poniżej. Od lewej S20, S10 i S9.
Rozmiar
Kosmetyczne różnice. Wyświetlacz owszem, z lepszą technologią, nieznaczne różnice w wielkości, dla ludzkiego oka bez większej zmiany. Technicznie różnice są, ale o tym zaraz.
RAM.
Tak, 4 GB RAM to już trochę mało na dzisiejsze standardy. Lepiej 8. Ale gwarantuję, że jeśli będziecie regularnie (1-2 w tygodniu) czyścić i optymalizować telefon (każdy ma do tego wbudowaną aplikację), pliki, zwłaszcza zdjęcia trzymać w chmurach (polecam Google Photos), poblokować w ustawieniach tyle bloatware'u, ile się da, a raz na czas po prostu wyzerować i poustawiać wszystko ponownie, wystarczy spokojnie na 2 lata bez większych wyrzeczeń, jeśli chodzi o płynność.
Bateria
Tu 4000 mAh po stronie najnowszego modelu robi robotę, choć nie jest jeszcze wiadomo, jak jest zoptymalizowane zużycie prądu. Ale obecnie przyzwyczailiśmy się do codziennego ładowania, więc nie traktowałbym tego jako wyraźnej przewagi. Wszystkie mają funkcję szybkiego ładowania - kilkadziesiąt minut od zera do pełna. Telefony mają też fajne tryby oszczędzania energii, wystarczy odpowiednio pobawić się w ustawieniach, by przyciąć zasobożerne aplikacje. W każdym telefonie z Androidem, starym i nowym.
Interfejs
Raczej nieistotne, którą wersję nakładki na Androida mamy. Android to Android. Google aktualizuje poszczególne wersje dłużej niż producenci swoje nakładki, ale nawet S9 powinien mieć jeszcze ze 2 lata odświeżania. Chyba, że Samsung uzna inaczej.
Procesor.
O ile nie zamierzacie tym telefonem odpalić misji Apollo, bez większego znaczenia spośród analizowanych modeli.
Aparaty.
Tu już trudniej przejrzyście to opisać. Po dokładne porównanie techniczne odsyłam tutaj, po jakość zdjęć zaś...
Wszystkie są fenomenalne. Tak, jeśli ktoś podsunie ci to samo zdjęcie wykonane S9 i S10, zauważysz różnicę. Tylko wtedy. Tak, wspomagacze aparatów, jak stabilizacja, są lepsze w S20 niż S10. Ale tylko przy dokładnych, laboratoryjnych wręcz porównaniach.
Generalnie robiąc zdjęcie flagowcem, mniejsza o producenta, cieszysz się jego jakością. A że to jest bardziej doświetlone, a tamto bardziej kolorowe, a tu z kolei niebieski wydaje się głębszy, a czerń czarniejsza, to detale, na które normalnie nie zwracasz uwagi, o ile nikt nie podetknie ci marketingowego katalogu z porównaniem. Pamiętajmy też, że Facebook tnie jakość wszystkim po równo.
Wybieramy spośród cen:
Galaxy S9 - ok. 2,4 tys. zł, plus minus (tu można spodziewać się delikatnej obniżki, gdy do szerszej sprzedaży trafi S20)
Galaxy S10 - ok. 3,2 tys. zł, plus minus (tu również należy spodziewać się delikatnej obniżki).
Galaxy S20 - niecałe 4 tys. zł (bez 5G). Za model z 8GB RAM, najtańszy w ofercie, podkreślam, z pamięcią taką, jak w S10. Dopłacić tysiąc to już nie mnie rozstrzygać, a wasza decyzja.
Co zatem wybrać? Racjonalizm każe postawić na S9 lub S10, zależnie, gdzie kto ma granicę bólu. Nikt jednak nie mówił, że demon futuryzmu to łatwy przeciwnik, więc jeszcze nie przekreśliłem tej dwudziestki, choć bardzo próbuję.