Niby wynagrodzenia systematycznie rosną, lecz w kieszeniach zostaje coraz mniej. Nawet wysoki wzrost płacy minimalnej, który - według obietnic rządu - miał poprawić jakość życia Polaków, już nie wydaje się tak imponujący. Wszystko przez inflację, która „zjada” większą część podwyżek.
Realny wzrost płac
Inflacja w styczniu 2020 roku wyniosła aż 4,4 proc. rok do roku. Jest to najwyższy wzrost cen konsumpcyjnych od ponad ośmiu lat. W efekcie Polacy za te same pieniądze mogą kupić mniej niż rok temu, jak podaje portal businessinsider.com.pl.
Coraz wyższe ceny to efekt wzrostu cen regulowanych, czyli prądu oraz wywozu śmieci, a także pędzących cen wieprzowiny – tych przyczyną jest postępująca choroba świń. Nieobojętny w przypadku podwyżek cen pozostał również skokowy wzrost płacy minimalnej, którego koszty przedsiębiorcy wrzucili głównie w ceny produktów i usług.
Biorąc pod uwagę wysoką inflację w styczniu, zamiast zawrotnego 7,3 proc. rocznego wzrostu płac w końcówce ubiegłego roku oraz w styczniu (wyliczonego na podstawie ostatnich dostępnych danych GUS), Polacy otrzymali zaledwie 2,9 proc. podwyżki. To oznacza najniższy realny wzrost płac od trzech lat – ostatni taki odnotowano w trzecim kwartale 2017 roku – zaś w dłuższej perspektywie to jeden z trzech najniższych wyników w ciągu ostatnich sześciu lat. Większość pieniędzy z podwyżek idzie dziś na droższy prąd, wywóz śmieci i ceny mięsa.
Będzie drożej
Jak wynika z centralnej ścieżki projekcji NBP w 2020 r. ceny wzrosną o 2,8 proc., a w 2021 r. – 2,6 proc. Dla porównania w ubiegłym roku rosły o 2,3 proc. Inflacja to jednak nie jest jedyny powód podwyżek.
Powodów jest kilka. Po pierwsze, nowa matryca podatku VAT, która zwiększa podatek na niektóre produkty. Po drugie, bardzo zła pogoda, czyli najpierw susza, o której mówiono całe wakacje, a potem przymrozki. Po trzecie, wzrost cen prądu, gazu i paliw – trzeba bowiem pamiętać, że na ceny jedzenia wpływają pośrednio koszty jego wytworzenia, przechowania i transportu.