„Czy to prawda, że 500+ i inne dodatki są przyznawane z pieniędzy podatników, czyli nas, co świadczy o tym że PiS zabiera nam pieniądze a następnie oddaje nasze zarobki?(...)” – takie pytanie pojawiło się niedawno w sieci. Pod postem rozpętała się burza. Pani przyznano „nobla” z ekonomii za odkrycie podatków. Żarty, żartami, ale ten niewinny post pokazał, że Polacy z mają nikłą wiedzę ekonomiczną.
Kiedy czytałam ten post, myślałam, że to po prostu żart, który miał wywołać falę hejtu na wyborców PIS-u i decydentów programu 500 plus. Szybki researcher pokazał mi jednak, że Polacy naprawdę nie wiedzą, skąd się biorą pieniądze w budżecie państwa.
Dwója z ekonomii
W ubiegłym roku serwis ciekaweliczby.pl zapytał Polaków o to, skąd ich zdaniem biorą się pieniądze na program 500+. Co się okazało? Co piąty rodak nie wiedział, jakie jest główne źródło finansowania programu 500 plus, a jedynie 38 proc. badanych ma świadomość, że tym źródłem są płacone przez nich podatki.
Odpowiadam więc pani z Facebooka i 1/5 Polaków: tak, to prawda, pieniądze w budżecie państwa pochodzą z naszych podatków. Co więcej, państwo zabiera nam nawet połowę tego, co wypracujemy. Jeśli są tacy, którzy wierzą, że prezes hoduje 500-złotowe banknoty w swoim ogródku na Żoliborzu, a potem zbiera plony, pakuje do kopert i wysyła do decydentów, to tak nie jest. Komentarz pod postem to żart, śmieszny, ale żart.
Budżet państwa to nie skarbiec, tylko plan finansowy
Zacznijmy od tego, że w budżecie nie ma żadnych pieniędzy. Nie istnieje też żaden państwowy skarbiec wypełniony po brzegi złotymi monetami, nad którym pieczę sprawuje minister finansów. Państwo, tak jak większość obywateli, ma rachunek w banku – w tym przypadku jest to Narodowy Banku Polski – na który codziennie spływają i z którego codziennie odpływają pieniądze. Tak jak w domowym budżecie.
– Budżet państwa, podobnie jak budżet gospodarstwa domowego albo przedsiębiorstwa, to zestawienie planowanych wpływów i wydatków. Jako że jest to prognoza, to jego wykonanie może odbiegać na koniec roku od planu. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć dokładnych wpływów i wydatków. Dotyczy to również budżetu państwa. Kiedy spojrzymy na wykonanie budżetu, okaże się, że wpływy i wydatki odbiegają od planu – wyjaśnia w rozmowie z INNPoland.pl Marcin Zieliński, ekonomista FOR.
Ty zarabiasz, państwo konfiskuje
Różnica między budżetem domowym a budżetem państwa jest tak naprawdę jedna: sposób zdobywania dochodów. Ty zarabiasz, pracując (czasem w szarej strefie), możesz też otrzymywać dochód w ramach świadczeń społecznych lub wypracowywać zyski z kapitału bądź lokat. Państwo nie pracuje, tylko opodatkowuje naszą pracę i stąd czerpie dochód, czyli de facto przerzuca ciężar utrzymania na nas.
– Głównym źródłem dochodów budżetu państwa są podatki, które stanowią ponad 90 proc. wszystkich dochodów. Najważniejszą pozycją jest VAT (ponad 45 proc.), następnie akcyza, a dopiero później podatki dochodowe: od osób fizycznych i od osób prawnych. Oprócz tego część środków pochodzi z dochodów niepodatkowych, do których zalicza się też cła. W końcu dochodami do budżetu są również środki unijne – wyjaśnia ekonomista.
Pozostałe 10 proc. to dochody z dywidend, Lasów Państwowych czy zysków zakładów budżetowych.
Łatwiej wydaje się cudze pieniądze
Jak to przekłada się na nasze życie? Za każdym razem, kiedy premier Morawiecki, prezes Kaczyński czy każdy inny polityk składają jakieś finansowe obietnice, po prostu decydują o tym, jak wydać nasze pieniądze. Programy socjalne, trzynaste emerytury, podwyżki dla górników, nauczycieli, nagrody dla posłów, to nie zasługa polityków, którzy ciężką pracą wypracowali nadwyżkę w budżecie, tylko efekt decyzji: komu zabrać, a komu dać.
W Polsce od prawie 30 lat nie udało się wypracować żadnej nadwyżki – i za PIS-u, i za PO żyjemy na kredyt. Zaledwie dwa tygodnie temu rząd chwalił się sprzedażą euroobligacji z ujemną rentownością, czyli de facto wzięciem kredytu, który będziemy spłacać my i kolejne pokolenia.
Gospodyni, która wydała zbyt wiele...
Nieplanowane wydatki? Jeśli ja czy ty decydujemy, że zmieniamy auto na lepsze, droższe, to musimy na to zapracować. Jeśli rząd premiera Morawieckiego decyduje, że wyda o 30 mld zł więcej, to zwiększa po prostu podatki. Wniosek nasuwa się chyba sam: popierając programy socjalne, zgadzasz się na podnoszenie podatków.
A jeśli politycy od czasu do czasu zachowają się jak niegospodarny pan lub pani domu i wydadzą więcej niż powinni, to nie jedzą przez kolejny miesiąc chleba z masłem, tylko windują podatki, zabierają oszczędności, podnoszą ceny towarów i usług. Czy już teraz wiesz, dlaczego w zastraszającym tempie rośnie w Polsce inflacja?
Kiedy zatem kolejny raz będziesz dyskutował o zasadności protestu nauczycieli, górników czy programu 500 plus, odłóż na bok interes osobisty i zastanów się, kto za to wszystko płaci.