Firma powstała po przejęciu Lotosu przez Orlen będzie mniejsza niż obie spółki z osobna. Oprócz tego będzie musiała wspierać na naszym rynku zagraniczną konkurencję. Takiej ceny ma żądać Komisja Europejska przed wyrażeniem zgody na kontrowersyjną transakcję, będącą oczkiem w głowie PiS.
Już od roku Orlen i rząd PiS czekają na zielone światło od Komisji Europejskiej, aby doprowadzić do końca proces przejęcia przez Orlen Lotosu. Prawdopodobnie nie będą musieli czekać dłużej. W ciągu kilku dni po drugiej turze wyborów prezydenckich KE ma oficjalnie ogłosić swoje stanowisko – twierdzi piątkowa "Gazeta Wyborcza".
To może być jednak wyjątkowo nie w smak polskiemu rządowi. Dziennik dotarł bowiem do warunków, które KE zamierza postawić – i są one wyjątkowo ostre.
Cena ambicji PiS
Według informacji "Wyborczej", Orlen będzie musiał zobowiązać się do sprzedaży konkurencyjnej firmie trzech czwartych wszystkich stacji benzynowych Lotosu oraz wszystkich 14 umów na budowę lukratywnych stacji benzynowych w miejscach obsługi podróżnych przy autostradach i drogach ekspresowych.
Do tego sprzeda również spółkę Lotos Paliwa, która w tym momencie obsługuje stacje Lotosu i prowadzi hurtową sprzedaż paliw. Co więcej, Orlen będzie musiał dostarczać nowemu właścicielowi stacji Lotosu prawie milion ton oleju napędowego i benzyny rocznie przez nawet osiem lat.
Dzięki temu firma, która powstanie po fuzji dwóch polskich koncernów będzie... mniejsza niż dwie firmy z osobna. Niezależnie od siebie Orlen i Lotos mają bowiem ponad 50 proc. udziału w sprzedaży detalicznej paliw, a po fuzji spadną one poniżej 40 proc.
Nie tylko tutaj firma będzie musiała wesprzeć zagraniczną konkurencję. KE chce, aby Orlen pomógł tworzyć swojego własnego rywala na rynku hurtowym paliw i zobowiązał się m.in. sprzedawać mu ok. 3,5 mln ton paliw rocznie przez 14 lat. Dzięki temu tamten będzie w stanie zorganizować własne dostawy paliw z importu.
"Wyborcza" zwróciła się do PKN Orlen o komentarz do swoich ustaleń. "Na tym etapie nie informujemy o szczegółach prowadzonych rozmów. Nie komentujemy również pojawiających się w przestrzeni publicznej nieprawdziwych informacji i spekulacji dotyczących warunków" – brzmiała odpowiedź.
Obajtek o fuzji
Jednym z największych zwolenników pomysłu połączenia Orlenu i Lotosu jest prezes tego pierwszego, Daniel Obajtek.
– Jeżeli teraz tego nie zrobimy, to za 10-15 lat konkurencja przyjdzie i po Lotos i po Orlen – ostrzegał rok temu na Konwencji Programowej PiS i Zjednoczonej Prawicy.
Zaznaczył, że synergie spółek w polskiej gospodarce nie służą temu, by jakiś prezes "był większy, mniejszy, miał większe znaczenie", lecz "są potrzebne, byśmy tak naprawdę konkurowali".
Nie trzeba było jednak być jasnowidzem, aby przewidzieć, że pomysł nie spotka się z wielkim entuzjazmem w KE, która z zasady nie pozwala ona na to, by jeden podmiot kontrolował więcej niż 40 proc. rynku.
Jak ponadto pisał w INNPoland.pl Konrad Bagiński, koncepcja ta jest przede wszystkim polityczna, nie biznesowa. "Partia obecnie rządząca uwielbia łączyć spółki Skarbu Państwa w potężne molochy. Dzięki temu ministrowie walczący o wpływy mogą podkreślać swoją ważność i powiększać stan posiadania. Im więcej spółek ma pod swoimi skrzydłami minister, tym więcej posad może rozdać" – tłumaczył.
AKTUALIZACJA
Grupa Orlen opublikowała na Twitterze oświadczenie dotyczące dzisiejszej publikacji "Gazety Wyborczej".
Do publikacji odniósł się również Daniel Obajtek, który oświadczył na Twitterze, że tekst "zawiera nieprawdę i manipulacje", a Orlen podejmuje "wyłącznie takie działania, które długofalowo wzmocnią Skarb Państwa i gospodarkę". Poprosiliśmy Orlen o dookreślenie wypowiedzi prezesa firmy i wskazanie, które fragmenty artykułu "Wyborczej" to nieprawda lub manipulacja. W odpowiedzi otrzymaliśmy jednak tylko powyższe oświadczenie.