Gubernator wyspy Bali Wayan Koster z kwaśną miną ogłaszał zamknięcie Bali dla turystów. Z powodu pandemii koronawirusa zagraniczni turyści nie będą mogli podróżować na indonezyjską wyspę co najmniej do końca roku. Nie lepiej jest w innych krajach żyjących z turystyki. To co się dzieje na świecie wygląda coraz bardziej pesymistycznie.
Koronawirus na całym świecie dokonuje coraz poważniejszych spustoszeń. Z dnia na dzień zamykają się kolejne kurorty, regiony i kraje. Popularne miejsca trafiają na "czerwoną listę", gdyż nowych zakażeń szybko przybywa.
Jednego dnia Bali, kilka dni wcześniej Tajlandia i Meksyk, a jeszcze wcześniej południe Europy, które od początku sezonu pogrąża się w finansowej rozpaczy. Skala zniszczeń fundowana ludziom przez pandemię wirusa rujnuje coraz więcej osób i branż, co zaczyna powoli przypominać sytuację legendarnego Titanica.
Tylko w zeszłym roku Bali odwiedziło ponad 6 mln zagranicznych turystów, którzy zostawili tam wiele potrzebnych wyspie pieniędzy. Ale pandemia zamknęła granice Indonezji i praktycznie nie otworzyła ich do dzisiaj.
Na samej wyspie odnotowano ponad 4 tys. przypadków zakażenia koronawirusem i 50 zgonów. W całej Indonezji stwierdzono ponad 153 tys. infekcji, z czego 6680 przypadków okazało się śmiertelnych.
Zamknięta Tajlandia
Polski MSZ przestrzega: "Podejmując decyzję o wyjeździe należy liczyć się z możliwymi trudnościami w powrocie do kraju, ograniczeniami w ruchu lotniczym, obowiązkiem poddania się kwarantannie lub samoizolacji, a także przeprowadzenia dodatkowych badań lekarskich na zlecenie władz miejscowych".
W Tajlandii w związku z COVID-19 wszystkie lądowe i lotnicze przejścia graniczne są zamknięte dla cudzoziemców. Zakaz wjazdu dotyczy również pasażerów w tranzycie, chcących przesiąść się na lotnisku w Bangkoku.
Zakaz wjazdu nie dotyczy osób posiadających zezwolenie na pracę. Wymagane jest jednak specjalne zaświadczenie z Ambasady Tajlandii w Warszawie oraz zaświadczenie lekarskie. Po przylocie należy też poddać się 14-dniowej, odpłatnej kwarantannie w ośrodku wskazanym przez władze miejscowe.
Tajlandia, która tak mocno traci z powodu ograniczeń, już najpewniej nie otworzy swych granic do końca tego roku. Co gorzej, rząd nie podał nawet przybliżonej daty wznowienia ruchu ze światem i wielce realne jest przedłużenie zamknięcia. Nie trzeba tłumaczyć, co znaczy to dla tego kraju.
Tajlandzka Organizacja Turystyczna obawia się, że kulminacja sezonu przypadająca na okres Bożego Narodzenia dla turystów z Zachodu i chiński Nowy Rok będzie sezonem martwym. Przed wybuchem pandemii ponad 4 miliony osób utrzymywało się z turystyki. Teraz większość z nich straci pracę.
Hiszpania obszarem ryzyka
Równie źle jest w Europie (Grecja, Włochy, Portugalia), a wręcz fatalnie w Ameryce, o czym niedawno pisaliśmy. Pandemia już wcześniej zdegradowała Hiszpanię do obszaru dużego ryzyka, przez co sezon turystyczny skończył się, zanim jeszcze na dobre się zaczął. Oparta na turystyce gospodarka kraju leży.
Deutsche Welle podaje, że z tygodniowo 132 nowymi zarażeniami koronawirusem na 100 tys. mieszkańców Hiszpania znajduje się obecnie w niechlubnej europejskiej czołówce. Dla porównania w Niemczech jest to 15 infekcji. W efekcie Hiszpania jest bombardowana ostrzeżeniami dla podróżujących z całego świata.
- Sezon się już skończył i gra toczy się teraz o miliony miejsc pracy - ocenia Juan Carlos Higueras z madryckiej wyższej szkoły biznesu EAE.
Z badania stowarzyszenia gospodarki FEDEA wynika, że bez pracy pozostanie nawet 3/4 zatrudnionych w sektorze turystyki. Najmocniej dotknięte są Baleary, gdzie turystyka stanowi 35 proc. PKB. Zdaniem ekspertów krótkoterminowo uprzywilejowane są tylko Wyspy Kanaryjskie, ale tam główny sezon zaczyna się dopiero zimą, więc wiele jeszcze może się zmienić.
Zamykanie plaż i parków
Przyszłość Majorki rysuje się natomiast ponuro. – Przesadne sianie paniki przez niektóre niemieckie media pogorszyło sytuację – krytykuje w "DW" żyjący częściowo na wyspie inwestor Matthias Meindel.
Tymczasem większe patrole policji pilnujące zamykanych na noc plaż i parków, by powstrzymać rozprzestrzenianie się koronawirusa, robią na nielicznych turystach ponure wrażenie - alarmują media. Tak jak obowiązek zakrywania nosa i ust, który istnieje już od dawna. Kolejne restrykcje objęły palaczy, którzy publicznie palić mogą z dwumetrowym odstępem. To już zupełnie inne wakacje niż jeszcze przed rokiem.
Wirus nie odpuszcza też popularnej wśród Polaków Chorwacji. Rekord dziennej liczby zakażeń padł tam w połowie sierpnia. Ponad 200 nowych przypadków to proporcjonalnie (dla kraju w którym mieszka ok. 4 mln osób) prawdziwa tragedia. Przekłada się ona na portfele i sytuację tysięcy osób żyjących z turystyki.
Mimo wielu nadziei COVID szybko nie zniknie i wszystko wskazuje na to, że "wirusowy kryzys" dopiero przed nami, a to co było wiosną, to zaledwie niewielka część większej całości. Zdaniem ekspertów najgorzej może być w listopadzie, gdy wirus grypy i COVID-19 skumulują się w Europie i Polsce. Kolejny kryzys kumulacyjny to okres luty/marzec.
Ale najgorsze jest to, że wciąż tak naprawdę nie wiemy, na czym stoimy i co jeszcze nas zaskoczy.