Docierają do nas ciekawe głosy dotyczące tarczy antykryzysowej i tego, jak przyznawane są pieniądze. Często nie ma w tym większego ładu i składu, a wszystko dzieje się na szybko. Zdarza się, że środki otrzymują nie ci, którym są one najbardziej potrzebne ale ci, którzy wiedzą, gdzie lub do kogo się po nie zwrócić.
- W zasadzie wszyscy znajomi, którzy mają własną działalność, mówili to samo: że dzięki tarczy antykryzysowej wyszli na koronawirusie lepiej, niż gdyby normalnie pracowali. Przede wszystkim dzięki temu, że przez trzy miesiące byli zwolnieni z płacenia daniny do ZUS - mówi w rozmowie z naszym portalem jeden z drobnych przedsiębiorców, wolący zachować anonimowość.
- Do tego dostali pieniądze od rządu (m.in. pięć tysięcy bezzwrotnej pożyczki), a przecież nie zamknęli interesu, więc zarabiali - oczywiście mniej niż przed pandemią, ale biorąc pod uwagę zwolnienie z płacenia podatku i zapomogi, wyszli na tym lepiej - dodaje.
Podkreśla jednak, że z drugiej strony jest to pomoc doraźna i nie wiadomo, czy kryzys gospodarczy nie spowoduje, że i tak będą musieli zamknąć działalność. - Jednak na razie funkcjonują i bez problemu dają sobie radę - podsumowuje.
Jego znajomy dostał w sumie 9 tys. zł w gotówce plus 3 miesiące niepłacenia ZUS. Z czego 5 tys. zł to pożyczka, której nie trzeba zwracać, jeśli obroty firmy spadły. Bez pandemii zarobiłby może ok. 3-4 tys. zł.
Dodajmy, że nie jest to może problem powszechny i dotyka głównie grupy mikro firm, ale jednak istnieje i bulwersuje wielu innych przedsiębiorców. Podobnie jak "ustawiane" przetargi na środki z tarczy, o czym więcej za chwilę.
Wydawanie w ciemno
Marcin Materna, Doradca Inwestycyjny i Dyrektor Departamentu Analiz DM Millenium ocenia, że w najlepszej sytuacji były firmy, których sprzedaż jest nieregularna i np. tylko raz na 2-3 miesiące miały duży przychód.
- I akurat trafiły się planowe chude miesiące i weszła całkiem pokaźna tarcza. To było wydawanie pieniędzy nieco w ciemno, bez sprawdzania czy potrzeba czy nie. Jaki mamy tego skutek? Ogromny przyrost środków na rachunkach firm, przy czym część z tego, to właśnie środki z tarczy. Pracownicy i tak zostali wcześniej nierzadko zwolnieni, a sam przedsiębiorca jeszcze na tym zarobił - dodaje.
Jego zdaniem, jeśli już inwestycje mają napędzać gospodarkę, to lepiej środki lokować w drogi, koleje, szpitale, szkoły medyczne czy uniwersytety informatyczne, informatyzację administracji czy pieniądze na szkolenia specjalistów do usług, które oferuje państwo jako praktycznie monopolista.
Premier zapomniał o ideach
Niektórzy przedsiębiorcy uważają, że kto miał dostać naprawdę duże pieniądze, ten je dostał. Przy czym słynne maseczki czy respiratory to mógł być jakiś 1 proc. "przewalonych" pieniędzy, o których w rzeczywistości wiemy.
Zaś całe to drukowanie i dystrybucja środków to kolejny duży "przewał", czego przykładem były częste przetargi na środki z tarczy, które rozchodziły się w kilka sekund. Tym bardziej, że ci nieuświadomieni miewali "dziwnie" zablokowaną stronę, na której zgłasza się wniosek.
Tarcza antykryzysowa okazała się również schronem dla dłużników, o czy także już wcześniej pisaliśmy. Efektem tego była totalna zapaść w egzekucjach z nieruchomości i mniej pieniędzy zajętych z wynagrodzenia za pracę.
Jeden z ekonomistów, który miał okazję poznać premiera, mówi nam, że dziwi się temu, że jedyne, co mu zostało z bycia prezesem dużej firmy, to chęć zwalniania pracowników. Zaś efektywność działań, w tym kosztowa, odpowiedni ludzie, sensowność inwestycji, innowacje i chęć pójścia do przodu to idee, o których zapomniał wraz z wejściem w politykę. - To wielka, wielka szkoda - kwituje.