Polski burmistrz zrealizował innowacyjny pomysł. Zbudował gumową drogę. Niestety od lat toczy boje prawne o swoją inwestycję. Przeszkodą są przepisy, a tego typu droga mogłaby być ułatwieniem życia dla wielu użytkowników "gruntówek" w całej Polsce.
Opisywaliśmy trzy lata temu w INNPoland pomysł burmistrza Kisielic, Rafała Ryszczuka. Włodarz miejscowości powiatu Iławskiego, postanowił ułatwić życie mieszkańców i do jednej z posesji zbudował drogę z gumy. Ta nie dość, że ta okazała się spełniać swoje zadanie, to jeszcze była tańsza od swojego asfaltowego odpowiednika.
Do budowy wykorzystano gumowe taśmy przenośnikowe, używane w hutach czy kopalniach do transportu węgla. Są wykonane z kauczuku i grubości ponad 3 cm, wzmocnionego stalową linką. Guma miała zastąpić błoto, w którym grzęźli mieszkańcy.
Onet.pl zwrócił uwagę na ciąg dalszy problemów z gumową drogą w Kisielicach. Minęło 3 lata od jej budowy, a burmistrz wciąż nie może przebrnąć przez meandry przepisów. W świetle regulacji, położenie gumowej drogi było jej modernizacją, a takową można przeprowadzić tylko za pomocą certyfikowanego materiału. Gmina zdobyła opinie naukowców i zagraniczne certyfikaty, jednak te zdały się na nic.
Samorządowcy z całej Polski wyrazili zainteresowanie projektem, niestety tak długo jak nie powstaną odpowiednie regulacje, to mieszkańcy prowincji dalej będą skazani na drogi gruntowe. Jak na razie, w Warszawie nikt nie zwraca większej uwagi na innowacyjny pomysł.
– Polscy decydenci na szczeblu centralnym uznali, że lepiej, żeby część ludzi na wsiach grzęzła w błocie i żeby nie mogła do nich dojechać karetka, niż postawić na tę drogę. Ci ludzie mają żyć jak w średniowieczu – powiedział, cytowany przez Onet, burmistrz Kisielic.
Problem trwa od lat
W 2018 r. informowaliśmy o problemach, na które natrafiała gumowa droga. Okazało się wtedy, że nadzór budowlany uznał, że wyłożenie drogi gumą nie podchodzi pod utwardzenie i stanowi jej modernizację. Co oznacza, że wymaga pozwolenia na budowę. Wówczas drogę udało się zachować.
– Chciano od nas certyfikatów potwierdzających, że rozwiązanie to można stosować w budownictwie. Naturalnie nie można tego robić, bo maty stosowano w kopalniach, gdzie te certyfikaty nie były wymagane. W efekcie groziła nam rozbiórka – powiedział wtedy samorządowiec "Portalowi Samorządowemu".