
Reklama.
Jest to już kolejna przygotowana przez PiS zmiana zabierająca pieniądze z lokalnych budżetów, i tak mocno nadszarpniętych przez pandemię. Brakujących pieniędzy nikt nie wyczaruje: aby sprostać swoim zadaniom, samorządowcy będą musieli jeszcze głębiej sięgnąć do kieszeni mieszkańców.
– Nie jesteśmy przeciwko obniżaniu podatków, jesteśmy przeciwko działaniom władz centralnych, które pozbawiają nas dochodów: pieniędzy na podnoszenie jakości życia naszych mieszkańców – stwierdza w rozmowie z "Rzeczpospolitą" Tadeusz Truskolaski, prezes Unii Metropolii Polskich i prezydent Białegostoku.
Samorządowcy zapowiadają, że z nowym pomysłem rządu będą walczyć na każdym szczeblu – nie wiadomo jednak, ile uda im się ugrać. A to samorządy są odpowiedzialne za funkcjonowanie szkół, szpitali czy lokalnych ośrodków kultury i klubów sportowych.
– Każdy ubytek w dochodach oznacza, że trzeba gdzieś ściąć wydatki. Ucierpią nie samorządowcy, ale mieszkańcy – zaznacza Roman Ciepiela, prezydent Tarnowa.
Mieszkańców czekają podwyżki
Jak pisaliśmy w INNPoland, samorządowcy otwarcie zapowiadają już kolejne podwyżki. Zapłacimy więcej np. za wywóz śmieci. Ostatnio podrożał on we Wrocławiu, na kolejne zmiany powinni się też nastawiać mieszkańcy Warszawy. Włodarze stolicy już od dłuższego czasu chcą zmienić zasady naliczania opłat za śmieci i powiązać je z ilością zużytej wody. Zamiast opłaty ryczałtowej, warszawiacy płaciliby 12,73 zł za 1 m sześcienny zużytej wody.Więcej przyjdzie nam też zapłacić za parkowanie czy komunikację miejską. Poznaniacy od lipca płacą za bilety komunikacji miejskiej 20-30 proc. więcej, a za najtańszy muszą wyłożyć aż 4 zł. Jeszcze więcej będą musieli zapłacić ci, którzy jeżdżą po Wrocławiu: od nowego roku osoby, które nie rozliczają podatków we Wrocławiu, za najtańszy bilet wyłożą aż 4,60 zł.