Terapia, w ramach której nie mamy bezpośredniego kontaktu z psychologiem, a zamiast tego możemy do niego pisać o każdej porze dnia i nocy? Do Polski coraz śmielej wkraczają usługi oferujące terapię psychologiczną przez internet – wielu jednak wątpi, że coś takiego jest warte naszych ciężko zarobionych złotówek. Tekstową terapię postanowiłam więc sprawdzić na własnej skórze.
Na Zachodzie psychoterapia online oferowana jest już od lat – w Polsce to jednak wciąż dziwna nowinka, niekoniecznie brana na poważnie. Nie pomagają wyczyny niektórych domorosłych biznesmenów, którzy kręcą przy wypłacaniu wynagrodzeń swoim terapeutom, po czym nazywają to "dopracowywaniem standardów biznesowych" – takie otrzymał jeden z moich redakcyjnych kolegów, testujący w ubiegłym roku terapię online.
Kiedy jednak serwis WeTalk zwrócił się do nas z propozycją przetestowania oferowanej przez nich internetowej pomocy psychologicznej, pomysł podchwyciłam od razu. Bo w sumie głupio oceniać przez pryzmat jednej czarnej owcy coś, co ponoć całkiem nieźle funkcjonuje gdzie indziej.
I wiecie co? Opłacało się spróbować.
Pomoc psychologiczna online – jak to wygląda?
Terapię online prowadzona jest przez takiego samego specjalistę, którego spotkalibyśmy w gabinecie. Różnica polega na tym, że kontakt osobisty jest tutaj ograniczony: możemy wykupić opcję "rozszerzoną", zawierającą sesje wideo, jednak nie są one obowiązkowe, a przeważająca część naszej komunikacji z terapeutą odbywa się przez wiadomości tekstowe i głosowe.
Z serwisu WeTalk korzystałam przez dwa tygodnie – i w tym czasie przekonałam się, że ta cała psychoterapia online to wcale nie jest taka głupia sprawa.
1. Wybór terapeuty
Zanim jednak mogłam w pełni korzystać z uroków mojego okresu próbnego, czekało mnie to, co zawsze w tych sytuacjach najtrudniejsze: początek. Terapeutę w WeTalk wybieramy sami, jednak nasz wybór zawężony jest do trzech psychologów, dobranych na samym początku przygody przez konsultantkę.
To właśnie konsultantka jest naszym pierwszym punktem kontaktu w świecie terapii internetowej. Trzeba się trochę otworzyć, przedstawić jej swoje problemy oraz oczekiwania – a w zamian dostajemy trzy sylwetki potencjalnych terapeutów, z których wybieramy jedną osobę. Można przyjąć taki klucz wyboru, jaki tylko chcemy. Ja sama decyzję podjęłam dość impulsywnie: po prostu kliknęłam w profil psycholożki, która zrobiła na mnie najlepsze wrażenie.
2. Pierwszy kontakt
Pierwszą rzeczą, którą zrobiłam po połączeniu z wybraną psycholożką, było... wyjście z czatu. Obok jej zdjęcia widniał czerwony znaczek informujący o tym, że akurat nie jest online, a rozmowa z konsultantką mnie zmęczyła – więc postanowiłam porobić coś innego. Do końca dnia o czekającej na mnie terapii zapomniałam, jednak rano w skrzynce mailowej czekała na mnie informacja o nowych wiadomościach.
Terapeutka napisała do mnie pierwsza. Przeczytała to, o czym opowiedziałam konsultantce i zadała kilka pytań "na rozgrzewkę". No i przede wszystkim zdradziła mi, kiedy zazwyczaj pojawia się w serwisie i jak dokładnie będzie wyglądać nasz kontakt. Uzbrojona w tę wiedzę, mogłam wziąć się do roboty.
3. Terapia na co dzień
Informacja prasowa, którą otrzymałam zaczyna się od stwierdzenia, że serwis WeTalk daje "możliwość pracy z dopasowanym specjalistą przez całą dobę". Cóż. To przepięknie marketingowe podejście do tematu: mówiące prawdę, ale sugerujące coś znacznie bardziej ekscytującego.
Nie chodzi bowiem o to, że z psychologiem pogadamy sobie od serca o każdej porze dnia i nocy. Owszem, pisać można zawsze, jednak terapeuta odpowiada tylko raz dziennie. W ciągu pięciu dni roboczych z takiego dialogu "objętościowo" robi się mniej więcej jedno zwykłe spotkanie.
Nie oszukujmy się, punkty ciężkości w terapii online rozłożone są zupełnie inaczej. Przez pierwszych kilka dni miałam ogromny problem z otwarciem się wobec terapeutki, z którą pracowałam: najzwyczajniej w świecie trudno było mi złapać kontakt z osobą, której nigdy nie widziałam na żywo.
Z czasem jednak ze zdziwieniem odkryłam, że moja terapeutka zachowuje się jak... terapeutka. Wnioski, do których dochodziła, pytanie które zadawała – wszystko przywodziło na myśl doświadczenia terapii osobistej. A gdy na dwa dni zamilkłam i przestałam się logować, sama odezwała się do mnie z pytaniem o to, czy wszystko gra.
O samym kontakcie z terapeutką nie mogę powiedzieć złego słowa. Najbardziej w całym doświadczeniu przeszkadzały mi jednak rzeczy prozaiczne: brak możliwości cytowania wypowiedzi, na którą odpowiadałam czy skłonność systemu do wylogowywania mnie w trakcie pisania.
4. Zakończenie
Z aplikacji korzystałam przez równo dwa tygodnie. Choć na początku było trudno, udało mi się wdrożyć w stały rytm rozmów: przychodziłam do domu po pracy, odpisywałam na wiadomość z poprzedniego dnia, a wieczorem dostawałam odpowiedź.
Miłą niespodzianką było zresztą zachowanie terapeutki, kiedy mój abonament dobiegał końca. Na dzień przed otrzymałam przypomnienie o tym oraz podsumowanie naszych dotychczasowych rozmów oraz spostrzeżeń terapeutki. Szczerze nienawidzę prób wpychania mi dalszego abonamentu – a w przypadku czegoś tak delikatnego jak pomoc psychologiczna łatwo byłoby przekroczyć niepisaną granicę.
Czy skorzystałabym z tej formy terapii ponownie? Cóż, na pewno bym się nad nią zastanowiła. Nie da się ukryć, że terapia online jest tańsza (69 zł na tydzień przy płatności za cały miesiąc) od tradycyjnej, stanowi też niezłą opcję dla osób z nieprzewidywalnym planem dnia: odpisać można tak naprawdę zawsze.
Co jednak ciekawe, największy problem sprawiła mi... pisemna forma terapii. Na życie zarabiam klepaniem w klawiaturę, dziennie literek produkuję znacznie więcej niż przeciętny Polak – okazało się, że po prostu nie byłam w stanie "podawać" moich myśli w sposób nieułożony, jak by to miało miejsce przy rozmowie na żywo. Tego rodzaju ograniczenia w życiu bym się nie spodziewała – ale to zawsze nowa rzecz, której się o sobie dowiedziałam. Innym też taka sztuka może się udać.