
Na hali fabrycznej czy w opustoszałym open space, nowe przepisy zobowiązują wszystkich pracowników do noszenia maseczek podczas pracy. Rozporządzenie nie podoba się prawnikom. Wskazują, że przepis to kolejny bubel prawny, który uniemożliwia normalne funkcjonowanie w biurze.
REKLAMA
Epidemiczne przepisy wprowadzane z zaskoczenia i zmiany zatwierdzane na kolanie stają się znakiem rozpoznawczym rządów PiS podczas pandemii Covid-19. Ostatnio głośna była m.in. decyzja o zamknięciu stoków, które zostały jednak otwarte parę dni później. Jak się okazało udziały w zimowych biznesach miał jeden z polityków PiS, wiceminister rozwoju Andrzej Gut-Mostowy.
Tym razem chodzi o rozszerzony obowiązek noszenia maseczek w pracy. Od soboty 28 listopada weszły w życie nowe przepisy pandemiczne. Otwono m.in. galerie handlowe i sklepy meblowe, ale nałożyły też ostrzejsze obowiązki zasłaniania ust i nosa na pracowników – podaje Business Insider.
Wcześniej można było nie przejmować się zbytnio maseczkami w godzinach pracy, zasłaniając się "wykonywaniem czynności służbowych". Maski musieli nosić tylko ci bezpośrednio obsługujący interesantów czy klientów.
Nowe przepisy rozszerzają obowiązek aż za bardzo. Teraz niezależnie od rodzaju czy miejsca pracy, maseczka musi być na twarzy, jeśli w pomieszczeniu przebywa więcej niż jedna osoba. Jak zwracają uwagę eksperci prawni, od przepisu nie istnieją wyjątki. Oznacza to, że pracownik nie może zdjąć maseczki by zjeść posiłek czy napić się. Chyba, że znajdzie zupełnie wolne pomieszczenie.
Co ciekawe, przepisy wprowadzają też rozszerzone obowiązki noszenia masek na szereg budynków użyteczności publicznej, min. urzędy, instytucje wymiaru sprawiedliwości, miejsca kultury, oświaty czy kultu religijnego. Skoro nie ma wyjątków, oznaczałoby to m.in., że zdjęcie maseczki, by przyjąć komunię podczas mszy też nie jest legalne.
Czytaj także: Narodowa Kolejka. Pokazano, co się dzieje przed Ikeą i galeriami po otwarciu
