
Reklama.
Według RMF FM obecnego zamknięcia nie przetrwa nawet jedna trzecia lokali gastronomicznych. Przypomnijmy, że restauracje nie mogą przyjmować gości na sali od 24 października. Restauratorzy liczą na odwilż po świętach i zakończeniu 100 dni solidarności, ale najpewniej zamknięcie potrwa aż do 17 stycznia.
Sprzedaż na miejscu to duża cześć przychodów z gastronomii. Większość placówek ratuje się dowozami jedzenia lub posiłkami na wynos, lecz średnio to jedynie 10 proc. zwykłych obrotów. Rekordziści są w stanie wypracować 30 proc. normy.
– Obecnie ruchu nie ma żadnego ze względu na to, że jesteśmy zamknięci. Cały nasz ruch generują wynosy i odbiory własne, bo na szczęście mamy tę dobrą sytuację, że możemy mieć otwartą witrynę kawiarni, gdzie możemy te wynosy również zrobić z odbiorem własnym – komentuje dla radia Adrian Kuberski, menedżer jednej z restauracji na warszawskim Wilanowie.
Serwis wskazuje, że na początku roku w gastronomii zatrudniano ok. miliona osób, ale liczba ta sukcesywnie spada. Zamknięcie restauracji trwa już dwa miesiące, a ustawa z pomocą została uchwalona w zeszłym tygodniu.
Dramat branży restauracyjnej w Covid-19
Zmagania branży restauracyjnej z zakazami rządu, pogarszającą się sytuacją epidemiczną i biznesową śledzimy w INNPoland.pl od dawna. Podobnie smutną diagnozę upadku wielu restauracji wieścił u nas prezesa Sfinksa Sylwester Cacek.Zaledwie wczoraj media obiegła zaś dramatyczna historia samobójstwa Jarosława Gasika, znanego przedsiębiorcy z Wrześni. Biznesmen targnął się na swoje życie po tym, jak lockdown dobił restauracyjny biznes, w który mężczyzna włożył całe swoje serce i oszczędności.
Ostatnimi czasy pisaliśmy też jednak o pokrzepiającej historii własnego poświęcenia. Jacek Abramowski, właściciel lubelskich restauracji Sielsko Anielsko i Jezuicka 16, wystawił na sprzedaż swój ukochany dom pod miastem. Jak przyznaje w rozmowie z "Dziennikiem Wschodnim", robi to, aby ratować miejsca pracy ok. 30 osób, które zatrudnia.