Prowadzenie restauracji w trakcie pandemii może być nie lada wyzwaniem. Przekonał się o tym restaurator z Warszawy, któremu skarbówka zajęła konto za zaległy VAT, a na koniec wysłała zawiadomienia o jego długu... do jego kontrahentów.
Wielokrotnie pisaliśmy o trudnościach, z jakimi muszą się mierzyć restauratorzy. Zamknięto ich interesy wraz z II falą pandemii koronawirusa. Wyjątek, jaki pozostawiono dla usług serwowania żywności na wynos i z dowozem, jest mizernym pocieszeniem.
RMF FM szacowało, że lockdownu może nie przetrwać nawet jedna trzecia lokali gastronomicznych. Sprzedaż na miejscu stanowi dla większości przedsiębiorców największe źródło przychodów. Posiłki na wynos i dowozy jedzenia to średnio 10 proc. zwykłych obrotów. Rekordziści są w stanie wypracować 30 proc. normy.
Tym trudniejsze jest zrozumienie zachowania skarbówki, która - w ramach ściągnięcia należnego podatku - podkopała zaufanie restauratora do jego kontrahentów.
"Gazeta Wyborcza" opisuje problem, który napotkał przedsiębiorca prowadzący w trakcie pandemii kilka restauracji w Warszawie. Stanął przed dylematem - miał do wyboru opłacenie naliczonego VAT-u za wrzesień lub utrzymanie swojej załogi i przeniesienie zapłaty skarbówce na późniejszy termin. Wybrał drugie rozwiązanie.
Urząd skarbowy 9 grudnia rozpoczął ściąganie należnego podatku. Ale to nie koniec - oprócz zajęcia konta podatnika, poinformował również kontrahentów restauratora, że ten jest dłużnikiem i trwa wobec niego postępowanie egzekucyjne. Toteż kwoty, które kontrahenci powinni przekazać restauratorowi, powinny iść od razu na konto skarbówki.
– Nie mam pretensji o to, że skarbówka ściąga należny VAT. Chodzi o sposób, w jaki to robi. Nigdy nie zdarzyło mi się, aby takie pisma były wysyłane moim klientom, szczególnie kiedy urząd skarbowy nie skończył procedury ściągania ze mnie należności – wyjaśnia gazecie przedsiębiorca.
Dodaje, że takie działanie może godzić w pozycję rynkową firmy, którą prowadzi. – Zwłaszcza że nie jestem notorycznym dłużnikiem, tylko mam - jak wielu znajomych restauratorów - problemy z płynnością finansową podyktowane pandemią. Jeden z kontrahentów, który odebrał pismo ze skarbówki, wstrzymał się z zapłaceniem mi za usługi cateringowe, bo przestraszył się konsekwencji – skarży się przedsiębiorca.
"GW" przytacza wyjaśnienia skarbówki. Urząd działał zgodnie z prawem, bo po wszczęciu egzekucji może stosować różne środki jednocześnie, w tym wysłać zawiadomienie do kontrahentów o zadłużeniu na kwotę należności na dzień sporządzenia zajęcia.
– W chwili sporządzania zawiadomienia i zajęcia organ nie wie, czy na rachunku dłużnika są pieniądze albo czy wierzytelność jeszcze istnieje. Jeśli jeden z zastosowanych środków skutkuje wyegzekwowaniem należności, urząd zawiadamia o zmniejszeniu kwoty pozostałego zajęcia albo, w przypadku całkowitej spłaty, je uchyla – wyjaśnia gazecie rzeczniczka prasowa Izby Administracji Skarbowej w Warszawie.
Nowe uprawnienia
W powyższej sytuacji fiskus korzystał ze swoich starych i dobrze znanych uprawnień. W INNPoland opisywaliśmy w ubiegłym miesiącu, że skarbówka może otrzymać do ręki nowe narzędzia wobec niepłacących podatników.
Chodzi o projekt nowelizacji ustawy o Krajowej Administracji Skarbowej. Do jego szczegółów dotarł "Dziennik Gazeta Prawna". Mowa w nim o nowych i potencjalnych uprawnieniach fiskusa.
Na czym one polegają? Jeśli podczas przeprowadzania kontroli pracownik skarbówki ustali, że wobec podatnika prowadzona jest egzekucja administracyjna, będzie mógł zająć na 36 godzin samochód, maszyny czy towar dłużnika – i nikomu nie będzie musiał się z tego tłumaczyć.
Co więcej, zajęcie tymczasowe będzie mogło przejść w stałe. Wystarczy, że organ egzekucyjny zatwierdzi jego przesłanki.
Podatnik będzie miał wyjście z tej nieprzyjemniej sytuacji. Będzie musiał udowodnić, że dług został zapłacony, umorzony, odroczony rozłożony na raty, przedawnił się lub dotyczy innej osoby.