Promowane przez PiS Pracownicze Plany Kapitałowe poniosły ogromną klęską – z programu wypisało się grubo ponad 70 proc. pracowników. Członkowie rządu i posłowie zachęcają więc rodaków jak tylko mogą, by dali programowi szansę. Jednak ich wiarygodność mocno wystawia na próbę fakt, że sami uniemożliwili przystąpienie do programu pracownikom biur poselskich.
Pracownicze Plany Kapitałowe to jedna ze sztandarowych reform rządu Mateusza Morawieckiego, która miała być dodatkową formą oszczędzania na czasy emerytalne. Program wystartował w 2019 r., obejmując na początek największe firmy, zatrudniające powyżej 250 osób. Rok później do programu dołączono firmy mniejsze i średnie.
Szybko okazało się jednak, że w obietnice spokojnej jesieni prawie nikt rządowi nie wierzy. Jak wynika z danych Polskiego Funduszu Rozwoju, do PPK przystąpiło zaledwie 1,689 mln osób na 7,381 mln, które mogły skorzystać z programu. W całej Polsce z PPK wypisało się ponad 70 proc. osób, w samych małych firmach to aż 90 proc. uprawnionych.
Masowa rezygnacja z programu to jednak niejedyny problem wokół PPK. Dziennikarze “Gazety Wyborczej” wpadli na trop skandalu z Pracowniczymi Planami Kapitałowymi w roli głównej.
Bo chociaż członkowie PiS jak jeden mąż namawiają Polaków do przystąpienia do programu, to sami odbierają taką możliwość pracownikom ich biur poselskich.
– I to jest największa hipokryzja (...) sami przegłosowali w ustawie zapis, że pracownicy ich biur poselskich nie mogą się do PPK zapisać – mówi dla gazety dr Łukasz Wacławik z AGH. – Dzięki takiemu przepisowi posłowie sporo zaoszczędzą. Bo składka podstawowa pracodawcy wynosi 1,5 proc. wynagrodzenia pracownika, natomiast dodatkowa wpłata może wynosić do 2,5 proc. wynagrodzenia.
Korzystna luka w przepisach
Ustawa przewiduje, że do PPK może przystąpić tzw. podmiot zatrudniający. Czyli taki, który kwalifikuje się pod przepisy m.in. wynikające z kodeksu pracy. Posłowie spełniają ten warunek, bo zatrudniając pracowników na podstawie umowy o pracę, są dla nich pracodawcami. Muszą zatem przestrzegać przepisów prawa pracy i dotyczących ubezpieczeń społecznych.
To w teorii. Bo w praktyce, w przepisach pojawia się wyjątek.
– Zgodnie z art. 13 ust. 1 pkt 2 ustawy o pracowniczych planach kapitałowych, podmiot zatrudniający będący osobą fizyczną, a takim są w tym przypadku parlamentarzyści, którzy zatrudniają pracowników, w zakresie niezwiązanym z działalnością gospodarczą tego podmiotu, nie podlega przepisom ustawy o PPK – wyjaśnia dr Antoni Kolek, szef Instytutu Emerytalnego.
– W konsekwencji należy uznać, że posłowie i senatorowie, przyjmując ustawę o PPK, wykluczyli swoich pracowników z możliwości uczestniczenia w tej formie dodatkowego oszczędzania - dodaje.
Ile można zarobić na PPK?
Instytut Emerytalny policzył, ile pieniędzy otrzymałby przeciętnie uczestnik PPK, który nie zrezygnował z programu w ciągu pierwszego roku.
Kwotę oszacowano biorąc pod uwagę zarabiającego średnią krajową "modelowego" Polaka i zakładając uśrednione wyniki inwestowania pieniędzy w PPK. Osoba, która w ciągu roku dała sobie "zabrać" z pensji 1289 zł w ciągu całego roku i na koniec 2020 r. zażądała zwrotu wszystkich pieniędzy zebranych na koncie, dostałaby do ręki 2172 zł.
Stopa zwrotu z PPK wyniosłaby aż 95 proc. Oznacza to, że po uwzględnieniu kwestii podatkowych nasz uśredniony pracownik dostałby o 719 zł więcej, niż wpłacił.