Reklama.
Porażka PPK
Pracownicze Plany Kapitałowe to jedna ze sztandarowych reform rządu Mateusza Morawieckiego, która miała być dodatkową formą oszczędzania na czasy emerytalne. Program wystartował w 2019 r., obejmując na początek największe firmy, zatrudniające powyżej 250 osób. Rok później do programu dołączono firmy mniejsze i średnie.Szybko okazało się jednak, że w obietnice spokojnej jesieni prawie nikt rządowi nie wierzy. Jak wynika z danych Polskiego Funduszu Rozwoju, do PPK przystąpiło zaledwie 1,689 mln osób na 7,381 mln, które mogły skorzystać z programu. W całej Polsce z PPK wypisało się ponad 70 proc. osób, w samych małych firmach to aż 90 proc. uprawnionych.
Masowa rezygnacja z programu to jednak niejedyny problem wokół PPK. Dziennikarze “Gazety Wyborczej” wpadli na trop skandalu z Pracowniczymi Planami Kapitałowymi w roli głównej.
Bo chociaż członkowie PiS jak jeden mąż namawiają Polaków do przystąpienia do programu, to sami odbierają taką możliwość pracownikom ich biur poselskich.
– I to jest największa hipokryzja (...) sami przegłosowali w ustawie zapis, że pracownicy ich biur poselskich nie mogą się do PPK zapisać – mówi dla gazety dr Łukasz Wacławik z AGH. – Dzięki takiemu przepisowi posłowie sporo zaoszczędzą. Bo składka podstawowa pracodawcy wynosi 1,5 proc. wynagrodzenia pracownika, natomiast dodatkowa wpłata może wynosić do 2,5 proc. wynagrodzenia.
Korzystna luka w przepisach
Ustawa przewiduje, że do PPK może przystąpić tzw. podmiot zatrudniający. Czyli taki, który kwalifikuje się pod przepisy m.in. wynikające z kodeksu pracy. Posłowie spełniają ten warunek, bo zatrudniając pracowników na podstawie umowy o pracę, są dla nich pracodawcami. Muszą zatem przestrzegać przepisów prawa pracy i dotyczących ubezpieczeń społecznych.To w teorii. Bo w praktyce, w przepisach pojawia się wyjątek.
– Zgodnie z art. 13 ust. 1 pkt 2 ustawy o pracowniczych planach kapitałowych, podmiot zatrudniający będący osobą fizyczną, a takim są w tym przypadku parlamentarzyści, którzy zatrudniają pracowników, w zakresie niezwiązanym z działalnością gospodarczą tego podmiotu, nie podlega przepisom ustawy o PPK – wyjaśnia dr Antoni Kolek, szef Instytutu Emerytalnego.
– W konsekwencji należy uznać, że posłowie i senatorowie, przyjmując ustawę o PPK, wykluczyli swoich pracowników z możliwości uczestniczenia w tej formie dodatkowego oszczędzania - dodaje.
Ile można zarobić na PPK?
Instytut Emerytalny policzył, ile pieniędzy otrzymałby przeciętnie uczestnik PPK, który nie zrezygnował z programu w ciągu pierwszego roku.Kwotę oszacowano biorąc pod uwagę zarabiającego średnią krajową "modelowego" Polaka i zakładając uśrednione wyniki inwestowania pieniędzy w PPK. Osoba, która w ciągu roku dała sobie "zabrać" z pensji 1289 zł w ciągu całego roku i na koniec 2020 r. zażądała zwrotu wszystkich pieniędzy zebranych na koncie, dostałaby do ręki 2172 zł.
Stopa zwrotu z PPK wyniosłaby aż 95 proc. Oznacza to, że po uwzględnieniu kwestii podatkowych nasz uśredniony pracownik dostałby o 719 zł więcej, niż wpłacił.