
Nawet 300 tys. Polaków wpadnie w tym roku w drugi próg podatkowy – choć wcale nie są bogaczami. Stawkę 32 proc. PIT płaci już nawet co dwudziesty podatnik. Wszystko przez to, że rząd od lat wzbrania się przed waloryzacją progów.
REKLAMA
Od 2009 r. – czyli już od 11 lat – progi podatkowe pozostają w Polsce na takim samym poziomie. Wtedy właśnie, za rządów PO, ówczesny minister finansów Jacek Rostowski zdecydował o likwidacji trzeciego progu podatkowego i podniesieniu limitu drugiego progu z 44,5 tys. zł do ok. 85,5 tys. zł brutto. Problem w tym, że od tego czasu pensje (oraz ceny towarów i usług) poszły ostro w górę – limit natomiast jaki był, takim pozostaje.
Czytaj także: Polacy płacą wyższy podatek. Choć oficjalnie nikt go nie podniósł
Kto wpada w drugi próg podatkowy?
Jak podaje serwis money.pl, szacunkowe dane wskazują, że w tym roku stawka 32 proc. PIT może objąć nawet 300 tys. dodatkowych osób. Oznacza to, że w drugim progu podatkowym znalazłoby się nawet 1,5 mln osób – czyli co dwudziesty Polak. W porównaniu z 2009 r. kontrast jest niesamowity: wówczas do drugiego progu weszło zaledwie 350 tys. osób.Choć od czasu reformy Rostowskiego minęło 11 lat, a nasze płace wzrosły nieporównywalnie – Ministerstwo Finansów zdaje się to ignorować. Jak wylicza portal, dzisiaj w drugi próg podatkowy można wpaść przy zarobkach rzędu 6,4 tys. zł na rękę przy umowie o pracę. Gdyby natomiast próg podatkowy zwaloryzowano, sięgałby dzisiaj ok. 140 tys. zł rocznie – zamiast 85 528 zł.
Ukryte podwyżki podatków
Choć o waloryzacji progów podatkowych rządowi jest bardzo wygodnie "zapominać" – na podobne przeoczenie nie ma co liczyć w przypadku np. składki ZUS.Jak pisaliśmy niedawno w INNPoland, pełna składka ZUS z dobrowolnym ubezpieczeniem chorobowym wyniesie w tym roku 1 457,49 zł. Oznacza to, że w skali roku przedsiębiorcy zostawią w ZUS 312,12 zł więcej niż w 2020 r.
Znacznie wzrosły natomiast preferencyjne składki ZUS. W 2021 r. nowi przedsiębiorcy zapłacą miesięcznie 647,59 zł – co oznacza, że przez 12 miesięcy zostawią w ZUS aż 461,40 zł więcej niż rok wcześniej.
Rząd rękami i nogami broni się też przed znaczącą podwyżką kwoty wolnej od podatku. Jakiś czas temu zwiększył ją do 8 tys. zł – ale zmiana ta była zaledwie kosmetyczna, zwłaszcza przy skokowym zwiększaniu płacy minimalnej.
