"Oho, kolejna projektantka", "ciuchy jak w każdej sieciówce", "ceny z kosmosu" – wystarczyła zaledwie chwila, aby internet zrecenzował nowy biznes Małgorzaty Rozenek-Majdan. Rodzime celebryckie marki nie powinny być już dla nas czymś zadziwiającym – jednak nieodmiennie działają na nas jak płachta na byka.
Beyonce, Rihanna, Ariana Grande, Kylie Jenner – oprócz zarabiania na życie w showbiznesie, wszystkie te panie łączy jeszcze jedna rzecz: swoim nazwiskiem firmują perfumy, kosmetyki czy ubrania.
Zakładanie własnych marek przez zachodnie gwiazdy jest traktowane jako coś zupełnie naturalnego; nie przeżywamy żadnych dziwnych rozterek, kiedy na półce w Rossmannie widzimy np. flakonik perfum Beyonce. Dlaczego w takim razie tak wyśmiewamy się z każdej nowej marki polskiej celebrytki?
Ci z was, którzy nie śledzą z wypiekami na twarzy kont społecznościowych Małgorzaty Rozenek-Majdan mogą być nieco zdezorientowani, ale już spieszę z wyjaśnieniami. Otóż Rozenek ogłosiła wczoraj start swojej własnej marki odzieżowej Mrs Drama. I tyle. Wystarczyło to internetowi do tego, aby się wyzłośliwić.
Niektóre komentarze były celne: jedną z moich znajomych rozbroił dysonans pomiędzy hasłem "Jesteście dla mnie bardzo ważne, dlatego w kolekcji znajdziecie wszystkie rozmiary" a istnieniem programu zatytułowanego... "Rozenek cudnie chudnie".
Jednak większość negatywnych reakcji to raczej krytyka dla samej krytyki, na czele z moim ukochanym argumentem "w sieciówkach jest taniej". Nie od dzisiaj wiadomo, że niskie ceny ubrań w sieciówkach biorą się z maksymalnego obniżania kosztów produkcji, często również kosztem jakości – ale tak się do nich przyzwyczailiśmy, że wielu z nas nawet do głowy nie przyjdzie, że wyższa cena może brać się po prostu z lepszych materiałów i godnego opłacania osób szyjących ubrania.
Marki polskich celebrytek
Pewnie nie zwróciłabym za bardzo uwagi na standardowy hejcik na nową celebrycką markę, gdyby nie to, że przypomniała mi ona o pewnej rozmowie.
Znajoma, która akurat robiła marketing nowego produktu jednej z polskich celebrytek, opowiedziała mi o tym, jak zaskoczyła ją natychmiastowa negatywna reakcja. A ma naprawdę duże doświadczenie w branży i nie jest łatwo ją zdziwić.
Nie liczyło się to, że produkt był przemyślany, dobrej jakości, stworzony we współpracy ze specjalistami – ponieważ zainwestowała w niego osoba często pojawiająca się na plotkarskich portalach, automatycznie uznano, że to "skok na kasę".
Czy tylko mi tutaj coś zgrzyta? Jasne, z jednej strony automatyczny hejt i podejrzliwość to w pewnym sensie cena, którą znane Polki "płacą" za dużą widoczność świeżej marki. Z drugiej strony nie mogę jednak oprzeć się wrażeniu, że jest w tych reakcjach jakieś poczucie wyższości wobec "gwiazdek instagrama".
Dopada nas jakaś zbiorowa, wybiórcza amnezja. Bo w końcu najbardziej znane celebrytki nie byłyby w stanie dłużej utrzymać swojej pozycji, gdyby równocześnie nie były profesjonalnymi businesswomen. Ale o tym chyba po prostu lubimy zapominać.
Kasia Tusk, Kinga Rusin, Maffashion, a nawet Krystyna Janda – ktoś by pomyślał, że biznesowy sukces tych pań nauczy nas, żeby celebryckich marek nie oceniać po pozorach. Ale chyba jeszcze sporo nauki przed nami.