Okazuje się, że ogromna kolekcja zbierana w pocie czoła, latami i za prywatne pieniądze przez niejakiego Jacka Urbańskiego z Gdyni nie jest wcale taka prywatna. Prokuratura poinformowała kolekcjonera, że 10 z 13 tys. zebranych przez niego historycznych monet to zabytki. Oznacza to, że należą do Skarbu Państwa, a bogu ducha winny numizmatyk nie ma prawa do własnego mienia.
Dramat Jacka Urbańskiego, znanego kolekcjonera z Gdyni, rozpoczął się jeszcze w 2018 r. Wtedy do jego domu wtargnęła policja i zarekwirowała jego 13-tys. kolekcję numizmatów. Miały być kradzione. Mężczyzna długo nie dawał za wygraną. Obecnie stracił jednak wszelką nadzieję, bo prokuratura uznała, że jego prywatne mienia należy do Skarbu Państwa – pisze "Gazeta Wyborcza"
Co ciekawe sprawa, w efekcie której doszło do przejęcia mienia przez funkcjonariuszy została przez sąd prawomocnie umorzona. Mimo to, wielka kolekcja monet nigdy nie wróciła do Urbańskiego. Zabrano też wtedy laptopa, w którym znawca trzymał spis swojej kolekcji.
Komputer oddano mu po dwóch latach, już bez dokumentacji zbiorów. Obecnie nie ma więc już nawet dowodu, że kiedykolwiek posiadał zagarnięte mu monety. Teraz wydaje się zaś, że prokuratura znalazła nową wymówkę, by zatrzymać bezcenne okazy przy sobie.
Prokuratorzy podparli się opinią badaczy z Muzeum Archeologicznego w Gdańsku. Ci uznali, że 3 tys. obiektów ze zbiorów gdynianina to "przedmioty kolekcjonerskie" bez większej wartości. Zawrotne 10 tys. określono jednak jako "zabytki". Prokuratura uznaje więc, że większość kolekcji od początku należała do państwa w myśl art. 35 ustawy o ochronie zabytków
Jak mówi sam Urbański, decyzja ta oznacza dla niego "utratę całego dorobku życia". Wartość kolekcji zbieranej od kilkudziesięciu lat określa na zawrotne kilkaset tysięcy złotych. 62-latek wskazał, że nie interesują go też "ogryzki po kolekcji" i nawet ich nie odbierze.
"Działaniom prokuratury brak konsekwencji i logiki, a jedynym celem obecnie prowadzonego postępowania jest zabór mienia obywatela przez Państwo, co jest znamienne dla systemów totalitarnych" – napisał w zażaleniu na decyzję Prokuratury Rejonowej Sławomir Chibowski, radca prawny kolekcjonera.
W INNPoland.pl pisaliśmy już o urokach tzw. konfiskaty prewencyjnej majątku. To projekt resortu Zbigniewa Ziobry, zakładający, że państwo będzie mogło przejmować majątek, który w ciągu ostatnich pięciu lat należał do osoby podejrzanej lub oskarżonej o działanie w grupie przestępczej.
Co więcej, nie będzie liczyło się, do kogo mienie należy obecnie. Nie trzeba też będzie wyroku - wystarczy podejrzenie o przestępstwo.
"Ustawodawca chce przerzucić na obywatela ciężar udowodnienia, że jego majątek pochodzi z legalnych źródeł. Oznacza to de facto wprowadzenie domniemania winy" – czytamy w apelu członków Rady Przedsiębiorczości, działającej w ramach organizacji Pracodawcy RP.
Choć intencja ustawodawcy - zapobieganie ukrywaniu dóbr przez przestępców - może wydawać się słuszna, to w rzeczywistości jest niepotrzebna, ponieważ w polskim prawie istnieje już tzw. konfiskata rozszerzona, umożliwiająca państwu przejęcie mienia osób, które nabyły majątki nielegalnie lub od sprawców przestępstw.
– To, co robi robi resort Ziobry, jest nie do pomyślenia w cywilizowanym świecie. Wprowadzenie odpowiedzialności zbiorowej za popełnione przez kogoś grzechy i to bez udowodnienia winy to powrót do komuny. Draństwo, zamach na wolność i własność – mówi w rozmowie z INNPoland.pl podlaski przedsiębiorca, który woli pozostać anonimowy.
Biznesmen denerwuje się, że uczciwi przedsiębiorcy nie posiadają ani narzędzi, ani uprawnień, by kontrolować czyjeś podejrzane transakcje, ponieważ są one objęte tajemnicą handlową. Zauważa, że uczciwie działający przedsiębiorcy nie mają szans w starciu z grupą przestępczą.