Praca zdalna na drewnianym komputerze może niektórych przyprawić o białą gorączkę, znacznie wyższą od tej fundowanej nam już od roku przez koronawirusa. W tych czasach w domu potrzebny jest stabilny sprzęt, który nie będzie włączać się przez pięć minut i zawieszać po otwarciu trzeciej karty w Google Chrome. Co zatem stoi na przeszkodzie, żeby zakupić nowy? Cena.
Części komputerowe już od jakiegoś czasu powinny tanieć, ale one chyba o tym nie wiedzą, bo wykresy cen niektórych komponentów skaczą wbrew wszelkiej logice. Rząd nie ułatwia - podatek od elektroniki to nie jest pomoc, na jaką czeka polskie społeczeństwo.
Ceny sprzętu elektronicznego od jakiegoś czasu rosną za sprawą przerwanych przez koronawirusa łańcuchów dostaw
Rząd chce wprowadzić podatek od smartfona
Wykluczenie i wycofanie społeczne dotyka dziś tych, którzy nie mają styczności z internetem i nowoczesnymi technologiami
Ceny skaczą. Prawda czy mit?
Chociaż większość spośród nas już od roku ma do czynienia z pracą zdalną, to kupowanie z tej okazji komputera nie jest najlepszym pomysłem. A przynajmniej teraz nie jest to opłacalne, pomimo faktu, że przecież popyt na PC i laptopy jest naprawdę spory.
Koronawirus znowu mąci na światowym rynku. O całym zjawisku mówi się już od paru miesięcy i - co warto podkreślić - sklepy starają się jakoś zaradzić kłopotliwej sytuacji. Zapytaliśmy jeden z najbardziej poważanych polskich sklepów komputerowych - x-kom - co się dzieje na rynku i czy doniesienia o przytłaczających cenach części komputerowych to jedynie plotki, czy może problem faktycznie jest tak poważny, jak się o nim mówi.
Sklep podkreślił, że oczywiście radzi sobie z sytuacją, jednak nie zaprzeczył, że ten fenomen rzeczywiście ma miejsce.
– Nie da się jednak ukryć, że ceny komponentów komputerowych na całym świecie poszły do góry. Nie jest chyba zaskoczeniem, że zaczęło się to wiosną zeszłego roku. Wszystkie kraje po kolei zaczęły wprowadzać ograniczenia dla obywateli, więcej ludzi siedziało do domach, potrzebny był sprzęt do pracy i nauki w swoich czterech ścianach. Proste zasady ekonomii: jeżeli jest popyt, a podaż nie nadąża z produkcją, rośnie cena. – tłumaczył nam rzecznik prasowy x-kom, Kamil Szwarbuła.
Zaznaczył tu też, że nie dotyczy to tylko komponentów komputerowych, ale konsekwencją są też trudności w dostępności laptopów czy desktopów.
– Przewidujemy, że trudności z dostępem do komponentów będą gdzieś do połowy roku. W trzecim i czwartym kwartale sytuacja powinna się unormować, co powinno mieć wpływ na większą konkurencję, a przez to na ciekawsze ceny – dodał.
Gdy na rynek wychodzą najnowsze komponenty do komputerów zawsze są one drogie, ale zazwyczaj te z poprzedniej generacji analogicznie tanieją. Dziś jest inaczej.
Podrożały podstawowe części - karty graficzne, płyty główne i nośniki pamięci SSD
Analitycy wskazują także na braki płytek drukowanych i akumulatorów.
Wszystko za sprawą koronawirusa, który przerwał regularne łańcuchy dostaw i unieruchomił globalne firmy. Brakowało rąk do pracy, przez co normalnie będąca powszechną na ten moment technologia jest dziś towarem deficytowym.
Największe rozbieżności pojawiły się na koniec lutego. Od tamtej pory wykresy przestały skakać, jednak ciężko jest przewidzieć, jak długo utrzyma się ten stan.
Zawsze może być jeszcze gorzej
Tak jak pisaliśmy już w INNPoland - być może czeka nas nawet 6-procentowa podwyżka cen smartfonów. Tym razem jednak nie ma być ona związana z pandemią, ani wojną handlową USA z Chinami, a polską myślą parlamentarzystów.
Chociaż sam podatek - zwany opłatą reprograficzną - ma dotyczyć producentów i importerów sprzętu do zwielokrotniania utworów oraz nośników pamięci, to odbije się w prostej linii na każdym konsumencie, który będzie chciał takie urządzenia nabyć. Tyczyć się to będzie praktycznie każdego z nas, bo przecież czytasz ten artykuł z telefonu albo komputera, prawda? A one właśnie m.in. mają trafić na listę elektroniki, której cena wzrośnie po wprowadzeniu takiej reformy.
Chociaż rząd na ten moment częściowo zrezygnował z nauki zdalnej, to jednak gdy w domu jest więcej niż jedno dziecko, a komputer tylko jeden, pojawia się delikatny problem. Czasem jest możliwość wypożyczenia sprzętu ze szkoły, ale dzieciaki wykorzystują tę sytuację, żeby naciągnąć jakoś rodziców na nowy nabytek.
Nie ma w tym niczego złego - lepiej przecież pracować na swoim, niż martwić się, że szkolny sprzęt w pewnym momencie nawali i będzie trzeba potem jeszcze brać na siebie ewentualne konsekwencje takiego obrotu spraw.
A skoro już komputer do nauki jest potrzebny, to najlepiej taki, który będzie nadawał się też do innych aktywności, np. gier. Takie mamy czasy. Skoro już coś kupować, to niech to będzie coś konkretnego, a nie półśrodek, który po miesiącu trafi na zbiórkę elektrośmieci.
W erze internetu sprawny komputer i telefon to podstawa, a nie wymysł czy fanaberia nastolatka. Kilkanaście lat temu aparat na zęby dla dziecka też był uznawany za coś kompletnie drugorzędnego - dziś nikt nie widzi w tym niczego nadzwyczajnego, z trendu ewoluowało to do normy. Tak samo zbędnym luksusem przestało być już kupowanie samochodów z klimatyzacją lub automatycznym otwieraniem okien.
Trzeba mieć na uwadze to, że młodzi bez dostępu do nowoczesnych technologii będą wykluczeni ze sporej części aktywności i być może za parę lat to zacofanie poważnie odbije się na ich pozycji w społeczeństwie.
Inwestycja w sprzęt jest inwestycją w lepsze jutro. Brak obycia z komputerem znacząco utrudnia znalezienie pracy, a trzeba mieć na uwadze, że wszystko idzie ku temu by każda dziedzina życia miała swoje "smart" oblicze. Oby tylko smart-żarówki nie zostały dodatkowo opodatkowane...