Już niedługo koszty gazu mogą ostro trzepnąć po kieszeni przeciętnego Kowalskiego. Zarówno polski rząd, jak i Komisja Europejska chcą wycofania odgórnych regulacji cen gazu przez państwo. Teraz płacić trzeba dość niewiele, ale gdy rynek zostanie uwolniony ceny mogą wystartować jak odrzutowiec.
Dotychczas niewidzialna ręka rynku w biznesie gazownictwa była niejako zakuta w kajdanki. Za 3 lata za gaz zapłacimy więcej. Tyle ile zażyczy sobie za usługę dostawca. Rząd PiS umywa ręce i jednocześnie liczy na sporą wypłatę.
Obecnie na rynku króluje państwowy PGNiG z zawrotnymi 83 proc. udziału w rynku. – Taka dominacja oznacza drożyznę dla obywateli, ale krociowe zyski dla państwa – zdradza w rozmowie z Money.pl Janusz Steinhoff, były wicepremier i ekspert rynku gazowego.
Ceny gazu o 100 proc w górę?
Upubliczniony we wtorek dokument Polityka Energetyczna Polski do 2040 roku (PEP 2040) zaznacza, że nasz kraj wielkimi krokami zmierza do liberalizacji rynku i uwolnienia cen gazu. Od 2024 r. ceny surowca dla odbiorców indywidualnych nie będą zatwierdzanie odgórnie przez Urząd Regulacji Energetyki (URE). Oznacza to, że prawie na pewno ostro polecą w górę.
Obecnie mamy jeszcze w Polsce dość ciekawą sytuację, bo Kowalski płaci za gaz ok. 50 proc. mniej, niż odbiorca przemysłowy czy przedsiębiorca. Jeśli spojrzymy na Zachód, to jest dokładnie odwrotnie. W UE standardem są nawet o 100 proc. wyższe ceny gazu dla konsumentów, w porównaniu z paliwem na potrzeby biznesu.
– Uwolnienie cen, to nie jest cel wymyślony przez nas. Zobowiązała nas do tego Komisja Europejska. Ja też, jak KE, opowiadam się za pełną liberalizacją rynku gazowego, ale w Polsce to niebezpieczne dla odbiorców indywidualnych – ocenia Steinhoff.
PGNiG nie ma na szczęście monopolu, ale i tak jest ogromnym molochem na polskim rynku gazu. Oznacza to, że bardzo wielu odbiorców zatańczy, jak państwowa firma im zagra. A spółka może dość dowolnie kształtować cenę, tak by spore zyski trafiły do państwowej kasy.
Samo PGNiG odmówiło komentarza, wskazując że obecnie trudno jest prognozować o cenach, jakie mogą zostać ustalone za parę lat. Czy będą dopłaty dla najuboższych, jak rząd planuje zrobić z prądem? Ministerstwo Aktywów Państwowych także milczy.
Zdaniem eksperta, odejście od obecnego "modelu komunistycznego" to tak właściwie mus.
– Gdyby PGNiG, który dominuje na rynku odbiorców indywidualnych, zachowało się jak przedsiębiorstwo, to od 2024 r. systematycznie podwyższałoby ceny na rynku indywidualnych odbiorców gazu, aż do poziomu ok. 100 proc. obecnej jego ceny. Tyle gaz kosztuje w Holandii i innych krajach. 50 proc. więcej niż my już teraz płacą Niemcy - mówi Bartłomiej Derski, ekspert energetyczny z portalu wysokienapiecie.pl.
Poseł PiS: Podwyżki "nie są uciążliwe"
Ciekawe, czy politycy PiS przy windowaniu cen gazu będą stosować podobną argumentacje, jakiej użył ostatnio były minister energii i obecny poseł Prawa i Sprawiedliwości Krzysztof Tchórzewski.
Jak pisaliśmy w INNPoland.pl, Tchórzewski ma dość ciekawe podejście do rosnących cen prądu. Stwierdził, że podwyżki opłat za energię "nie są dokuczliwe"… bo Polacy więcej zarabiają. Jego zdaniem nie ma więc potrzeby, by bawić się w rekompensaty. Ciekawe, co na to m.in. emeryci?
– Wszystko po trochu drożeje. Ale ważne, żeby wraz z tym wzrostem rosły nasze dochody. A one rosną – wskazał polityk.
Dodał, że "trudno się odnieść" do kwestii rekompensat za ostatnie podwyżki cen prądu.
– Rekompensaty powinny być wtedy, kiedy cena energii zaczęłaby rosnąć w koszyku dochodów. Natomiast dzisiaj mamy wyraźne podniesienie stopy życiowej nas wszystkich, obywateli w Polsce – przekonywał były minister.
Wskazywanie na inflacje jest nieco śmieszne. Przecież nie wszyscy Polacy mogą liczyć na jednakowy wzrost wynagrodzenia. Jak wiemy dla sporej liczby z nas nawet średnia krajowa pozostaje raczej w strefie nieosiągalnej.
Powstaje też kolejne, jakże proste pytanie: co z emerytami? Oni nie dostaną przecież podwyżki w pracy, nie ujrzą też raczej większych wzrostów świadczeń.
"83 letnia właścicielka starego domu. Nie stać jej na termo i OZE... Dostała za 2 miesiące zużycia 3800 zł, rok temu to samo zużycie kosztowało ok. 2000zl więc "trochę" podrożało" – podaje trafny przykład użytkownik Twittera.