Salony fryzjerskie są aktualnie zamknięte – ale nie powstrzymało to pewnej fryzjerki z Częstochowy. Sokole oko internautów wypatrzyło bowiem, że swoich klientów zaczęła ona przyjmować... nad jeziorem w parku.
Od soboty 27 marca na co najmniej dwa tygodnie zamknięte zostały salony kosmetyczne, salony fryzjerskie i salony urody. Rozsierdziło to prowadzących te punkty przedsiębiorców, z których wielu zapowiedziało, że nie zamierza stosować się do rządowych obostrzeń. Jak się jednak okazało, pewna fryzjerka z Częstochowy przebiła wszystkich.
Panią Basię internauci wypatrzyli podczas strzyżenia jednego z klientów. Nie robiła tego jednak we własnym salonie – a w malowniczej scenerii częstochowskiego parku Lisiniec. Zdjęcia kreatywnej fryzjerki pracującej na ławce w parku z prędkością błyskawicy obiegły Facebooka.
Z bohaterką całego zamieszania udało się porozmawiać reporterom częstochowskiej "Gazety Wyborczej".
– Dniem i nocą odbierałam telefony z prośbami, żeby nie odwoływać wizyt. Na niewiele zdawało się tłumaczenie, że nie mogę sobie pozwolić na 30 tys. zł kary. No to jeden pan zaprosił mnie do parku Lisiniec. Przekonał mnie, że w Wietnamie, Indiach czy Chinach fryzjerzy pracują na ulicy. I nikogo to nie dziwi – opowiada kobieta.
W swoim plenerowym salonie pani Basia wciąż przestrzega obostrzeń sanitarnych – ale w obawie przed prowokacją przyjmuje jedynie tych klientów, których już zna.
Szturm na salony fryzjerskie
Jak pisaliśmy w INNPoland, praktycznie w momencie ogłoszenia lockdownu w czwartek w ubiegłym tygodniu rozpoczął się gigantyczny szturm na fryzjerów i kosmetyczki.
Platforma Booksy, którą znaczna część branży urody używa do rezerwacji wizyt, odnotowała aż 15-krotny wzrost ruchu na swojej stronie i w aplikacji w momencie ogłoszenia lockdownu. Jest o aż o 1/3 większe tempo wzrostu ruchu niż w maju 2020 r., kiedy rząd ogłosił otwarcie salonów.
Zdecydowanie chodziło też tutaj o zdążenie przed obostrzeniami: w czwartek po południu aż 53 proc. rezerwacji to były wizyty czwartkowe i piątkowe.