W ramach Nowego Ładu planowana jest likwidacja (lub znaczne obniżenie) możliwości odliczenia składki zdrowotnej od PIT – a konsekwencje takiego rozwiązania odczują w swojej kieszeni wszyscy, którzy zarabiają i rozliczają się w Polsce.
Według informacji "Dziennika Gazety Prawnej", jedną z reform, które PiS chce wprowadzić w ramach tzw. Nowego Ładu jest likwidacja lub znaczne ograniczenia możliwości odliczenia od PIT składki zdrowotnej. Jaki wpływ takie rozwiązanie będzie miało na nasze zarobki?
Obecnie składka zdrowotna wynosi 9 proc. podstawy opodatkowania – przy czym 7,75 proc. z tego powraca do nas w ramach odliczenia od podatku dochodowego. Tymczasem PiS ma rozważać rezygnację z tego ostatniego.
Jak wylicza serwis money.pl, gdyby możliwość odliczenia została całkowicie zniesiona, osoba zarabiająca 3 tys. zł brutto na umowie o pracę, otrzymałaby "na rękę" jedynie 2 tys. zł – zamiast obecnych 2202 zł.
Jeszcze gorsze perspektywy rysują się w przypadku przedsiębiorców, którzy aktualnie płacą składkę ryczałtowo: jej podstawa obliczana jest od 75 proc. przeciętnego wynagrodzenia w ostatnim kwartale 2020 roku (w tym momencie podstawa wyliczeń to 4,2 tys. zł).
Gdyby podstawą było 100 proc. przeciętnego wynagrodzenia, składka wzrosłaby z 381,81 zł do 509 zł. Jeszcze więcej przedsiębiorca musiałby zapłacić, gdyby składka została powiązana z dochodem lub przychodem firmy. Jak wylicza money.pl, przedsiębiorca zarabiający 10 tys. zł mógłby odprowadzać nawet 900 zł składki miesięcznie.
Podniesienie kwoty wolnej od podatku
Choć pewne jest, że planowane przez PiS zmiany mocno wpłyną na nasze finanse, nie będziemy w stanie określić pełnego wpływu nowych rozwiązań dopóki nie zostaną one oficjalnie zaprezentowane. Jedną ze zmian ma być również podniesienie kwoty wolnej od podatku.
Nowa kwota wolna również będzie miała wpływ na to, co koniec końców zostanie w naszych kieszeniach, tymczasem wciąż nie wiemy, o ile dokładnie wzrośnie.
Minister finansów Tadeusz Kościński mówił dzisiaj w radiowej Jedynce, że raczej nie będzie to kwota 30 tys. zł, która dotychczas pojawiała się w doniesieniach medialnych.
– Teraz stawiałbym na niższy poziom 15-20 tys. zł, a dopiero za rok, jak wyjdziemy z tej pandemii, możemy mieć większe ambicje – stwierdził minister finansów.