Nadeszło lato, rozpoczął się sezon urlopowy – a w ślad za pierwszymi turystami w internecie znów zaczęły się pojawiać "paragony grozy" znad Bałtyku, sugerujące, że na pobyt nad polskim morzem stać tylko bogaczy. – Takie twierdzenia są kłamstwem – odpowiada Olga Roszak-Pezała, burmistrz nadmorskiego Mielna.
Wraz z początkiem sezonu nad polskim morzem po internecie zaczęły krążyć "paragony grozy". Mają one udowodnić, że urlop nad Bałtykiem kosztuje krocie
"To kłamstwo" – mówi INNPoland Olga Roszak-Pezała, burmistrz Mielna. Według niej, doniesienia o drożyźnie nad Bałtykiem mają skłonić Polaków do urlopów za granicą
Gmina Mielno po raz kolejny rozpoczęła akcję #odkłamujemyBałtyk, mającą dementować fake newsy o cenach nad polskim morzem
Olga Roszak-Pezała: Trzeba to powiedzieć stanowczo i zdecydowanie: kłamstwem są twierdzenia, że nad morzem wszędzie panuje drożyzna. Mamy na to dowody, mamy analizy – i będziemy to wszystko pokazywać.
Oczywiście istnieją miejsca, gdzie za posiłek można zapłacić 300 zł i więcej. Ale proszę zwrócić uwagę, w jaki sposób te informacje są prezentowane: na zdjęciach paragonów pokazana jest tylko cena, a nie miejsce, w którym zostały wydane. Nie wiemy, jakiej klasy był to lokal, gdzie konkretnie się znajdował – a to rzeczy, które potrafią wpływać na cenę znacznie bardziej niż gramatura dania.
Z publikowanych paragonów można wywnioskować, że na zjedzenie obiadu w nadmorskiej restauracji mogą sobie pozwolić rodziny milionerów...
Ale znów, nie wiemy, gdzie konkretnie te dania były kupione. Trudno jest uogólniać na podstawie tych paragonów – a to robią niektóre osoby w mediach, zarówno społecznościowych, jak i tradycyjnych. Tymczasem w zdecydowanej większości nadmorskich barów i innych usług gastronomicznych za posiłek zapłacimy porównywalną kwotę, jak w zeszłym roku czy dwa lata temu.
I naprawdę nie są to ceny wygórowane: spokojnie można zjeść obiad płacąc 12-13 zł za osobę. Posiłek dla 4-osobowej rodziny może nas kosztować równie dobrze 60 zł, jak i 300 zł – jesteśmy w stanie i zamierzamy to udowodnić.
W jaki sposób?
Tak samo jak w zeszłym roku, w ramach akcji "Odkłamujemy Bałtyk" będziemy pokazywać, jak to naprawdę wygląda: pójdziemy w teren, będziemy pytać naszych turystów, publikować barometr cen. Niestety, informacje o drożyźnie, które pojawiają się na różnych portalach i w różnych mediach, po prostu zakłamują rzeczywistość.
Skoro są tańsze – to dlaczego tak uparcie pojawiają się paragony grozy?
Chodzi o to, żeby skierować ruch turystyczny za granicę. Niech pani zauważy, że zaraz pod tymi paragonami pojawiają się informacje w stylu "jedźcie do Chorwacji, Włoch, Grecji – tam jest taniej niż nad polskim morzem".
I naprawdę nie chcę tu wchodzić w polemikę: mi również podoba się Chorwacja, Włochy czy Grecja – kto chce tam jechać, niech jedzie. Natomiast nie może być niezdrowej konkurencji i pokazywania, jak to nad Bałtykiem, w gminie Mielno jest drogo, a za chwilę dodawania, że za granicą jest znacznie taniej.
Tak jest zresztą co sezon. Negatywne informacje zaczynają się pojawiać dokładnie wtedy, kiedy zaczyna rozwijać się ruch turystyczny. Słońce wychodzi, pojawiają się pierwsi turyści i za chwilę mamy paragony z wysokimi cenami, potem sinice w Bałtyku, trafiły się nawet mięsożerne bakterie pożerające ludzi – w zeszłym roku tego nagromadzenia po prostu nie wytrzymaliśmy i postanowiliśmy się głośno przeciwstawić tego typu wpisom. Stąd właśnie wzięła się cała akcja "Odkłamujemy Bałtyk".
A czy te negatywne informacje wpływają na liczbę turystów, którzy przyjeżdżają nad Bałtyk?
Powiem tak: trudno jest oceniać poprzedni sezon. Sama pani wie, że był rok pandemiczny, obostrzenia, sam sezon też później wystartował. Obawialiśmy się, że turystów rzeczywiście może być dużo mniej niż wcześniej. Koniec końców naszą gminę odwiedziło ok. 16 proc. mniej turystów niż w 2019 roku – a pod względem udzielonych noclegów zajęliśmy trzecie miejsce wśród gmin nadmorskich, za Gdańskiem i Kołobrzegiem.
Myślę, że nasza akcja miała w tym spory udział: zaangażowaliśmy do niej zarówno naszych przedsiębiorców, jak i naszych gości, co dało finalnie gigantyczny zasięg. Dostaliśmy nawet nagrodę dla najlepiej przeprowadzonej akcji promocyjnej samorządu w Polsce – i tak mała, 5-tysięczna gmina, z niskim budżetem, pokonała w tym zmaganiu największe miasta.
To pokazuje, że warto działać, że nie należy po prostu godzić się z kłamliwymi informacjami.
Czyli podsumowując: jest możliwy urlop nad polskim morzem, który nie wywierci nam dziury w portfelu?
Jak najbardziej! Ze swojej strony mogę też dodać, że jako gmina Mielno dbamy nie tylko o reklamę czy wizerunek – naprawdę mocno zależy nam na tym, żeby turyści czuli się u nas bezpiecznie. Na naszym terenie mamy aż 25 km plaż, zorganizowaliśmy korytarze życia, aby na każde kąpielisko mogła szybko dotrzeć karetka, otworzyliśmy plaże dla naturystów, jak też plaże dla wczasowiczów z czworonogami – zatem coś dla każdego.
Ostatnio przy udziale urzędu marszałkowskiego oddaliśmy do użytku wiele kilometrów ścieżek rowerowych, rozwijamy produkty turystyczne takie jak Mieleńska Karta Turysty, która daje szereg zniżek.
Nie ukrywam, że ja sama po prostu kocham polski Bałtyk. Nasze morze mnie niesamowicie uspokaja. Owszem, Bałtyk nie należy do najcieplejszych mórz – ale wciąż przyjemnie jest poleżeć na czystym piasku, i do tego jeszcze w wysokich temperaturach. A że prognozy pogody na lato są bardzo obiecujące, to myślę, że nasi goście będą z wypoczynku u nas bardzo zadowoleni.