Nasi rodacy tłumnie uciekają na wieś w poszukiwaniu spokoju. Z rejestru meldunków wynika, że ok. 400 tys. osób zmieniło stałe miejsce zamieszkania. Prawie połowa z nich wybrała wioski i małe miejscowości ponad buzujące życiem metropolie i duże aglomeracje. Absolutnym hitem jest wyprowadzka nad Morze Bałtyckie.
Na wieś wymeldowało się w ubiegłym roku ponad 191 tys. osób a do miast 193 tys. Jednak udział wyprowadzek na wieś wzrósł w 2020 r. w porównaniu z 2019 r. W roku przed pandemią 46 proc. z tych, którzy zmieniali swój adres wymeldowało się na wieś, a w 2020 r. było ich już prawie 50 proc. – pisze "Gazeta Wyborcza".
4-procentowy wzrost to wcale niemało. Okazuje się, że udział wyprowadzek na wieś w 2020 roku był wyższy niż rok wcześniej we wszystkich miastach poza Rzeszowem. W Poznaniu ponad 72 procent przeprowadzających się osób wybrało wieś. W Warszawie odsetek ten wynosił aż 52 proc.
Absolutnym hitem w zeszłym roku była zaś wyprowadzka nad Morze Bałtyckie. To jednak gratka dla zamożnych, bo w 500-metrowym pasie nadmorskim trzeba zapłacić średnio 13,5 tys. zł/m2 nowego mieszkania. Na rynku wtórnym liczyć się trzeba z ceną ok. 6 tys. zł/m2. Dalej od brzegu cena oczywiście topnieje.
Jak wskazuje "GW", choć Mazury w ostatnim czasie się wyludniają, to nadal jest mnóstwo chętnych na stojące tam nieruchomości. Za mieszkanie w odległości 1km od jeziora płacić trzeba przeciętnie 10,5 tys. zł za metr. Co zadziwiające, nieruchomości w odległości 4 km od jeziora są droższe – średnio to koszt 11,2 tys. zł/m2.
Mieszczanie narzekają na żniwa – rolnicy robią swoje
Jak pisaliśmy w INNPoland.pl, "mieszczuchy" po przeprowadzce często spotykają się z trudnym faktem. Ich obraz życia na prowincji często rozpada się w drobny mak po zderzeniu z rzeczywistością. Wieś jest wsią, pracują tam kombajny i traktory, a codziennemu życiu towarzyszą "zapaszki".
O ostrych tarciach na linii miasto-wieś donosi portal elka.pl. – Musiałem tłumaczyć się przed policją, bo pracowałem po 22 – grzmiał na sesji Rady Powiatu Leszczyńskiego radny TomaszSzulc z Rydzyny.
Jak się okazało, przyjezdnym przeszkadzał hałas wywoływany przez maszyny rolnicze w trakcie żniw. Sprawę zgłosili na policję.
– Ludzie z miasta wybudowali się na wsi i chcą o 22.00 mieć ciszę. Tymczasem ja o 22.00 mam jeszcze z godzinę albo dwie koszenia i nie będę kończył, zwłaszcza że pogoda jest, jaka jest – mówił radny.
Tomasz Szulc poprosił starostę o wyjaśnienie z policją zasad dotyczących żniwowania po 22.00 i odpowiednie poinstruowanie funkcjonariuszy.
Sprawa wzburzyła mieszkańców powiatu.
“Bez przesady ludzie! Jak są żniwa to pracuje się całą noc!” - komentuje jeden z internautów.
"Wstyd dla takich ludzi! Wiedzieli, gdzie chcą zamieszkać. Myślą, że wieś to sielanka, łąki, przyroda, ptaszki. A nie wiedzą buraki jedne, że wieś to zwierzęta, uprawa roli i żniwa. To ich powinni karać za bezpodstawne wezwanie policji” - podkreśla dosadniej inny.
“Nowobogaccy się wybudują na wsi, w pobliżu pól, bo taniej, a potem pretensje! Dajcie rolnikom pracować! Chcieliście na wieś? Na wsi się pracuje, amen” - podsumowuje kolejny mieszkaniec regionu.