Rząd przyjął projekt ustawy w sprawie mieszkań bez wkładu własnego. O kredyt będą mogły ubiegać się małżeństwa lub osoby samotne, które wychowują co najmniej jedno dziecko. Chociaż oznacza to pomoc dla tych, którzy najbardziej jej potrzebują, nowa propozycja rządu wśród wielu wywołuje negatywne reakcje.
Od pierwszych zapowiedzi polityków wiadomo było, że z programu "Mieszkanie bez wkładu własnego" będą mogły skorzystać jedynie rodziny. Rząd nie zamierzał przejmować się bezdzietnymi singlami. "Konstytucja każe stawiać na rodzinę" – podkreślał Waldemar Buda, wiceminister funduszy i polityki regionalnej.
W tym przypadku rząd dotrzymał słowa. Przyjął projekt ustawy o kredytach hipotecznych objętych gwarancją, która zastąpi wkład własny. Zgodnie z obietnicą jest to rozwiązanie przeznaczone dla rodzin mogących wykazać dochody, ale niebędących w stanie zebrać pieniędzy na wymagany wkład własny.
Kim są wspomniane rodziny? Osoby zaciągające tego rodzaju kredyt na pewno nie mogą mieć własnego lokalu mieszkalnego czy domu jednorodzinnego. Mogą z kolei być rodzicem, który wychowuje w pojedynkę dziecko lub rodzinę wielodzietną. Maksymalna kwota, jaką taka osoba może uzyskać na wkład własny jako gwarancję od Banku Gospodarstwa Krajowego, wynosi 100 tys. zł.
Ponadto osoba samotnie wychowująca dziecko lub młodszy z małżonków, w chwili zaciągnięcia kredytu nie może mieć więcej niż 40 lat. Kredyt bez wkładu własnego będzie musiał być zaciągnięty na minimum 15 lat i wyłącznie w walucie polskiej.
Co więcej, w pewnych sytuacjach BGK spłaci za kredytobiorcę część kredytu. Taki bonus przewidziany będzie na okoliczność powiększenia się rodziny. Gdy urodzi się drugie dziecko, BGK zapłaci 20 tys. zł, a w razie pojawienia się trzeciego i każdego następnego, będzie to 60 tys. zł. Czyli im więcej dzieci, tym większa pomoc.
W ocenie skutków regulacji możemy przeczytać, że przyjęte rozwiązanie ma konkretny cel. Przede wszystkim ma za zadanie zaspokoić potrzeby mieszkaniowe poprzez eliminację bariery braku środków na wkład własny, który jest wymagany przez bank przy udzielaniu kredytu hipotecznego.
Kłopot w tym, że propozycja rządzących skierowana jest do tych, którzy postanowili przeciwdziałać deficytom demograficznym, a niekoniecznie do tych, którzy mogliby realnie tej pomocy potrzebować. Uwagę zwraca również fakt, że jest to swoistego rodzaju połączenie polityki mieszkaniowej i polityki prorodzinnej.
– Jest to kolejny program, który ma stymulować popyt na mieszkania, wśród grupy potencjalnych nabywców, dla których barierą jest obecnie uzbieranie przynajmniej 10-proc. wkładu własnego do kredytu – mówi Marcin Jańczuk, analityk rynku mieszkaniowego z Metrohouse.
Zwraca uwagę, że podobnie jak przy niektórych poprzednich programach, na przykład związanych z wynajmem, również ten program ma trafić do osób, które znalazły się w niszy. W tym przypadku są to osoby, które nie są w stanie uzbierać wkładu własnego mimo posiadania zdolności kredytowej.
Nowa propozycja rządu spotkała się z krytyką w sieci. Niezadowoleni zarzucają rządowi nadmierne dbanie o socjal i nierówne traktowanie obywateli wobec prawa oraz prognozują, że program będzie "kolejną klapą po mieszkaniu plus".
"A trzeba mieć na imię Daniel? A można wcześniejsze nieruchomości przepisać wcześniej na żonę? Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób i sytuacji, jest całkowicie przypadkowe" – ironizuje na Twitterze jeden z jego użytkowników.
Mieszkanie bez wkładu a rynek nieruchomości
Projekt rządu zakłada maksymalny limit ceny za metr kwadratowy lokalu - nie będzie on taki sam dla całego kraju. Uwzględni różnice w cenach nieruchomości w poszczególnych województwach. Sufit cenowy będzie też różnił się w zależności od tego, czy mieszkanie kupowane jest na rynku pierwotnym czy wtórnym.
– Jedni ciężko pracowali, żeby odłożyć, czekać na decyzje, spłacać. Zaś ci najbiedniejsi co narobili dzieci i pracować im się nie chce, to państwo da? I cyk wkładzik, a co tam jeszcze wam spłacimy... lepiej nie mieć totalnie nic, ciągnąć drukowany hajs i dożyć końca życia, bo od posiadania mercedesa z salonu nie przedłużysz sobie życia – komentuje decyzję rządu Mariusz Borowski, potencjalny kredytobiorca, który został wykluczony z programu mieszkanie bez wkładu.
Mateusz Morawiecki na konferencji Polskiego Ładu argumentował powody przyjętych rozwiązań słowami: “Jest to pragnienie rządu, żeby w każdym zakątku polski człowiek, który się tam urodził, mógł tam żyć, znaleźć pracę, kształcić swoje dzieci, planować swoje życie.”
Ogólnikowe zapewnienia premiera mają jednak realne odzwierciedlenie w finansach. Krytycy propozycji wsparcia kredytobiorców przekonują, że ustawianie maksymalnej ceny za metr nic nie da, ponieważ zwiększenie popytu na mieszkania, któremu nie będzie towarzyszyła większa dostępność lokali, skończy się podwyżkami.
– Jeśli w Warszawie dwupokojowe mieszkanie kosztuje około 450 tysięcy złotych, to wstępna inwestycja, czyli przynajmniej wkład własny i koszty remontu wykraczają często poza możliwości finansowe młodych ludzi. Może to być łącznie nawet 150 tys. zł. W tym przypadku taka pomoc może być odebrana jako pozytyw – zauważa Jańczuk.
Dodaje jednocześnie, że ten pozytyw będzie widoczny nie dla wszystkich. Jak przypomina, rodziny planujące kolejne dziecko mogą liczyć na bonus w postaci tak zwanej spłaty rodzinnej, która pojawi się w momencie narodzin kolejnych dzieci. Single, którzy nie planują powiększenia rodziny takich dopłat nie otrzymają.
– Przy tego typu projektach, jak zwykle diabeł tkwi w szczegółach. Nie każde z mieszkań na rynku będzie kwalifikować się do dopłat. Tak jak przy programach „Mieszkanie dla Młodych” czy „Rodzina na Swoim” będą wprowadzane limity, które jak sądzi rząd – będą ograniczać ryzyko stymulacji wzrostu cen mieszkań, ale dla przeciętnej rodziny zainteresowanej dopłatami będą oznaczać, że pula mieszkań kwalifikujących się do dopłat może być w ten sposób znacznie ograniczona – komentuje Marcin Jańczuk.
Rezultat? Mogą to być lokale w mniej korzystnych lokalizacjach, wybudowane w starszych technologiach. Prawdopodobnie nie pomoże to osobom, które sprzedają mieszkania z pierwszej ręki, a deweloperom, dla których spłata w ratach jest akceptowalna i korzystna.
W sieci można zaobserwować niezadowolenie niektórych obywateli: "Banki skorzystają... a sytuacja się i tak pogorszy, bo przez złą politykę monetarną NBP ceny wywaliło w kosmos a będzie jeszcze gorzej" – brzmi jeden z komentarzy.
"To nie jest tak, że wszędzie jest równo. Różnią się regiony i szanse tam. I zamiast wyrównać szanse to zabierasz pieniądze jednym i dajesz drugim. Uda się! Ale tylko na krótka metę" – dodaje inny.