Niedaleka przyszłość motoryzacji? Rynkiem zawładną auta, którymi... do tej pory gardziliśmy
Redakcja INNPoland
29 września 2021, 09:11·5 minut czytania
Publikacja artykułu: 29 września 2021, 09:11
Przez świat motoryzacji przetacza się właśnie wielka rewolucja: klienci odwiedzający salony sprzedaży samochodów coraz mniej ochoczo nabywają pojazdy nowe, zdecydowanie cieplej podchodząc do egzemplarzy poleasingowych, które do tej pory były niemal niesprzedawalne. Porozmawiajmy o tym, jak sieci dilerskie dostosowują się do zupełnie nowej rzeczywistości, wprowadzając m. in. programy sprzedaży swoistych hybryd – łączących to, co najlepsze w autach nie- oraz używanych.
Reklama.
Zacznijmy od krótkiej, bo kilkunastomiesięcznej, podróży w czasie. Do niedawna mieliśmy do czynienia z sytuacją, w której sprzedaż samochodu poleasingowego była zadaniem niemal niewykonalnym. Nawet jeżeli był to ponadprzeciętnie zadbany, świeży i naprawdę atrakcyjnie wyceniony dwu-, trzylatek, to – mówiąc eufemistycznie – nie ustawiały się po niego kolejki chętnych. Cóż, nie był realną konkurencją ani dla wozów znacznie starszych, zazwyczaj importowanych z zachodu, ani też "nówek", które…
… choć znacznie droższe (pamiętajmy, iż samochód traci najwięcej w pierwszych trzech latach od wyjazdu z salonu, po tym okresie jego wartość spada średnio o połowę), nierzadko okazywały się znacznie bardziej kuszące z ekonomicznego punktu widzenia. Paradoks? Nie. Konsekwencja bardzo atrakcyjnego, dofinansowywanego przez producentów, sposobu kredytowania pojazdów nowych.
Doprowadziło to do sytuacji, w której potencjalny klient stawał przed wyborami z gatunku: kupić samochód nieużywany i objęty pełną gwarancją, który co prawda kosztuje, powiedzmy, 200 000 zł netto, lecz w systemie ratalnym dostępny jest za 2000 zł miesięcznie, czy też egzemplarz dwuletni – owszem, wyceniony na jedyne 150 000 zł, lecz rata za niego wcale nie była niższa.
W efekcie parkingi należące do rodzimych firm dilerskich wypełniły się setkami takich samochodów. Najgorsza sytuacja miała miejsce w Wielkiej Brytanii, gdzie jeszcze dwa lata temu na placach zalegały tysiące dwu- i trzyletnich aut po abonamentach i leasingach.
Lecz w pewnym momencie sytuacja zmieniła się diametralnie i wozy poleasingowe – choć ich ceny wzrosły – zaczęły rozchodzić się w niesamowitym wręcz tempie. Dlaczego?
Wszystko zaczęło się od problemów z dostępnością egzemplarzy nowych. Pandemia koronawirusa doprowadziła sporych zawirowań w łańcuchu dostaw komponentów (dotyczy to zwłaszcza półprzewodników) niezbędnych do produkcji aut. Naprawdę trudno znaleźć dziś koncern samochodowy, który nie zmaga się zarówno z problemami, których korzenie sięgają jeszcze roku ubiegłego, jak i perturbacjami nowymi.
W pierwszym przypadku chodzi o to, iż w roku 2020, wobec chwilowego spadku ilości zamówień, producenci wspominanych komponentów zmniejszyli na pewien czas moce przerobowe. I choć podkręcili je w momencie, w którym popyt ponownie wzrósł, to… wciąż nie są w stanie nakarmić wygłodniałych fabryk produkujących samochody. W drugim chodzi o nową falę zakażeń, która paraliżuje właśnie południowoazjatyckie fabryki komponentów, będące alternatywami produkcyjnymi dla Chin.
Jak ową sytuację odczuje ktoś, kto odwiedza salon sprzedaży samochodów? Najprawdopodobniej zostanie poinformowany o bardzo mocno wydłużonym – nierzadko o wiele miesięcy – czasie oczekiwania na wymarzony pojazd. Temu, kto nie chce lub nie może poczekać, pozostaje wybór spośród wozów stojących już na parkingach firm dilerskich (jednak, podkreślmy, bardzo często owa pula jest już mocno przebrana), bądź też zakup egzemplarza używanego. Nie dziwi więc, iż ten ostatni staje się coraz istotniejszy dla sieci sprzedażowych.
Kolejnym z bardzo istotnych elementów rewolucji, o której dziś mówimy, jest fakt, iż producenci coraz bardziej ułatwiają nam możliwość zamawiania nowych aut przez własne strony internetowe, z pominięciem jakichkolwiek pośredników. Wobec tego sieci dilerskie zaczynają tracić marże sprzedażowe, mogąc jedynie naliczać opłaty za wydawanie pojazdów.
Najbliższa przyszłość należy do samochodów elektrycznych, w których wymienia się znacznie mniej części. Nie ma wymian oleju silnikowego, rozrządu, klocki hamulcowe wymienia się niezwykle rzadko. To oznacza niższe wpływy serwisu. Dilerom coraz trudniej zarabiać nawet na sprzedaży opon. Przecież wobec ocieplania się klimatu (i jednoczesnego rozwoju technologicznego w branży oponiarskiej) kolejne firmy motoryzacyjne przechodzą w naszej części świata na ogumienie wielosezonowe.
– Jak wygląda sprzedaż w polskim oddziale naszej firmy? Zaledwie parę lat temu na dziesięć samochodów nowych przypadał jeden używany. Dziś to ponad trzy, a jestem przekonany, że pewnego dnia owe proporcje mogą być nawet wyrównane. Jak widać, mamy do czynienia z gigantycznymi przeobrażeniami rynku, których po prostu nie można przespać – mówi Stanisław Dojs w Volvo Car Poland.
Sposób działania firmy, którą reprezentuje, wręcz idealnie ukazuje, w jaki sposób branża dostosowuje się do wspomnianych przeobrażeń. O tym, jakiego znaczenia nabiera sprzedaż samochodów używanych, świadczy zarówno akcja, którą firma Volvo odpaliła w skali europejskiej (w jej ramach "używki" są gruntownie odnawiane w tych samych fabrykach, w których powstały), jak i program Volvo Selekt, który debiutował w Polsce 11 lat temu.
Polega on na tym, iż oficjalna sieć sprzedażowa oferuje klientom używane wozy (maksymalnie siedmioletnie, z przebiegiem nieprzekraczającym 150 tysięcy kilometrów), które przeszły restrykcyjny proces przywracania im drugiej młodości – zarówno pod względem technicznym, jak i wizualnym. W ramach programu Volvo jako pierwszy w Polsce producent aut oferuje fabryczną gwarancję na samochody, które nie są starsze niż pięć lat. Jak to wygląda w praktyce?
Odbywającą się w serwisach ASO procedurę rozpoczyna dokładna (uwzględniająca sto punktów kontrolnych) analiza, dzięki której można odsiać egzemplarze mające na koncie poważniejsze kolizje. Co dalej? W pojazdach, które dotrą do etapu drugiego, poprawia się wszelakie mankamenty. Wszystko to zgodnie z regułami obowiązującymi w autoryzowanych stacjach obsługi; identycznymi, co w przypadku naprawy "świeżynek".
Później pozostaje jeszcze wgrać najświeższe oprogramowanie, a następnie zaproponować klientom samochody, które łączą zalety wozów używanych (czytaj: znacznie niższe ceny oraz dostępność od ręki) i fabrycznie nowych. W drugim przypadku nie chodzi jedynie o perfekcyjny stan techniczny, lecz także – oto prawdziwa nowość na naszym rynku – gwarancję producencką.
Warto podkreślić, iż nie mówimy tutaj o ubezpieczeniu gwarancyjnym, lecz pełnej (obowiązującej w Unii Europejskiej, Szwajcarii, Liechtensteinie i Norwegii) gwarancji bez limitu kilometrów. Firma Volvo ręczy, że przez kolejne 12 miesięcy wszystkie kluczowe elementy mechaniczne i elektryczne będą działały perfekcyjnie. Co w przypadku jakiejkolwiek awarii? Wówczas możemy liczyć na roczny pakiet Assistance, który otrzymujemy podczas zakupu, samochód zastępczy oraz naprawę w przeprowadzoną przez autoryzowany przez producenta serwis.
Lecz to nie wszystko: za dodatkową opłatą możemy przedłużyć okres gwarancyjny o kolejne dwa lub trzy lata (pamiętając, iż gwarancja obowiązuje maksymalnie do piątego pełnego roku od pierwotnej sprzedaży auta). Przedział cen? Uzależniony jest od modelu samochodu i waha się od symbolicznej złotówki do 6503 zł netto.
Dodatkowymi zachętami są tutaj sposoby finansowania zakupu (takie same, jak w przypadku wozów nowych) oraz możliwość bezpłatnej wymiany samochodu na inny (w takiej samej cenie lub droższy), o ile z jakichkolwiek względów uznamy, że nie spełnia naszych oczekiwań. Kupiliśmy sedana, lecz okazało się, że rodzina potrzebuje znacznie większej przestrzeni? Żaden problem, można wymienić go na kombi albo SUV-a. Mamy na to aż 30 dni (oraz limit 1500 kilometrów).
W ramach opisywanego programu Volvo Car Poland oferuje ok 300 egzemplarzy takich właśnie pojazdów, należących do gatunku zaczynającego coraz jaśniej błyszczeć na rynku motoryzacyjnym. Są stosunkowo młode, stuprocentowo sprawne i dostępne od ręki, bez konieczności zapisywania się do komitetów kolejkowych.
Wszystkie zostały pieczołowicie odświeżone, a do tego mają przejrzystą historię serwisową i rozsądne (a co jeszcze istotniejsze: zweryfikowane przez speców z ASO) przebiegi. Do tego – last but not least – pomimo cen rodem z rynku wtórnego zapewniają użytkownikowi gwarancyjny spokój ducha.