Od działań edukacyjnych na TikToku i innych mediach społecznościowych po aplikacje udzielające pomocy ofiarom przemocy domowej – internet stał się miejscem, w którym nie tylko rośnie świadomość tragedii rozgrywających się za zamkniętymi drzwiami, ale i oferującym coraz więcej metod wsparcia dla osób nimi dotkniętych. Własną aplikację przeznaczoną dla nich opracowała nawet… warszawska policja.
Ta historia obiegła cały świat: na początku listopada br. przypadkowy kierowca podróżujący międzynarodową drogą w Kentucky zgłosił pod numer alarmowy 911, iż w jadącym obok niego samochodzie młoda dziewczyna wykonuje dłonią gest oznaczający wołanie o pomoc, czyli zaciska dłoń chowając kciuk, a następnie ją otwiera. Po przybyciu na miejsce policji i zatrzymaniu pojazdu, w którym znajdowała się nastolatka, okazało się, że jest nią szesnastolatka z Asheville w Karolinie Północnej, której zaginięcie zgłoszono 4 listopada. 61-letni mężczyzna, który wiózł nastolatkę, usłyszał zarzut uprowadzenia dziewczyny oraz posiadania treści pornograficznych z udziałem osób niepełnoletnich.
Nastolatka wołając o pomoc użyła międzynarodowego gestu "Pomóż mi", który został opracowany przez Kanadyjską Fundację Kobiet – może użyć go każdy, kto znajduje się w niebezpieczeństwie. Skąd 16-latka dowiedziała się o nim? Z TikToka, czyli platformy społecznościowej docierającej głównie do nastolatek, która ma 1,3 mld użytkowników na świecie.
Nie wszyscy znają, ale doceniają
– Spotkałem się z wieloma filmami, szczególnie na TikToku, które tłumaczą, na czym polega ten gest oraz które instruują, w jaki sposób go pokazać. Jest to bardzo dobra inicjatywa, ponieważ użycie tak prostego gestu może komuś pomóc, a nawet uratować życie – mówi Kamil Owczarek, który na TikToku ma 1,3 mln obserwujących. Nie spotkał się jednak z sytuacją, by ktokolwiek w sieci prosił o pomoc przy użyciu tego znaku.
Z gestem pomocy, który uratował nastolatkę z Karoliny Północnej spotkała się też Natalia Sisik, którą na TikToku obserwuje 2,4 mln osób. – Widziałam w telewizji materiał na poświęcony dziewczynie, która została uratowana dzięki pokazaniu gestu pomocy, ale wcześniej widziałam już ten gest na TikToku, więc tam była jego świadomość. Sądzę, że po nagłośnieniu sprawy, więcej osób się o nim dowiedziało – mówi Sisik.
Nie do wszystkich jednak informacja dotarła. – Nie znam tego znaku pomocy. Uważam jednak, że warto promować takie działania, gdyż podnoszą one świadomość społeczną dotyczącą przemocy domowej. Jeśli może to pomóc chociaż jednej osobie, na pewno ma sens – uważa Alek Woźniak, student socjologii.
Influencer Krystian Ziętkowsky, chociaż ma 5 mln obserwujących na TikToku, również nie natknął się w mediach społecznościowych na wspomniany znak pomocy. Ale pozytywnie ocenia inicjatywę. – Jak najbardziej jestem za tym, aby rozpowszechniać informacje, które mają na celu pomoc ofiarom przemocy domowej – mówi Ziętkowsky.
Młodzi szukają pomocy w social mediach
– Spotykam się w internecie z postami oraz filmami, które mówią o tym, gdzie możemy szukać pomocy w przypadku między innymi przemocy – mówi Kamil Owczarek. – Na TikToku można bardzo często zobaczyć telefony zaufania, ponieważ młodsze osoby tak naprawdę nie wiedzą, gdzie szukać pomocy w sytuacjach zagrożenia – punktuje influencer.
– Niejednokrotnie przestrzegałem w internecie fanów, gdy zobaczyłem niestosowne zachowania – opowiada z kolei Krystian Ziętkowsky. O jakich zachowaniach mowa? – Wypowiadałem się krytycznie chociażby odnośnie oszustw w sieci, a także zwracałem uwagę, aby uważać na to, co pisze się w internecie, czyli by nie krzywdzić słowami i nie oceniać innych przez pryzmat wyglądu – podkreśla Ziętkowsky.
Tiktoker zachęca wręcz fanów, aby zgłaszali mu, jeśli mają z czymś problem. – Mam kontakt z widzami, co jest dla mnie ważne. Jeśli ktoś napisze do mnie, że ma problem, zawsze staram się do tego odnieść. Jestem trochę takim psychologiem motywacyjnym - mówi Ziętkowsky. – Skoro jestem dla fanów jakimś autorytetem, staram się dawać rady w oparciu o swoje doświadczenia – dodaje influencer.
– Są twórcy, którzy w mediach społecznościowych odpowiadają na pytania, które nurtują młode osoby, jak na przykład psycholożka Instaporadnia – przyznaje Natalia Sisik, która sama prowadzi na TikToku program "News na dziś".
– Fani chętnie go oglądają i piszą potem w komentarzach: "Gdyby nie ty, bym o tym nie wiedział". Bo oni nie oglądają informacji w tradycyjnych mediach, więc o wielu rzeczach dowiadują się ode mnie. A takie sprawy jak na przykład globalne ocieplenie nie tylko interesują ich, ale są dla nich ważne – mówi Sisik. – Młode osoby na tyle swobodnie czują się w mediach społecznościowych, że traktują je jako źródło wiedzy, nie tylko rozrywki – dodaje tiktokerka.
Kamil Owczarek postrzega media społecznościowe nie tylko jako rozrywkę, ale także jako narzędzie do szerzenia wiedzy na różne tematy, w tym społeczne. – Dzięki TikTokowi czy Instagramowi jesteśmy w stanie dotrzeć do szerokiej grupy odbiorców w bardzo krótkim czasie, dlatego wiele osób to wykorzystuje i tworzy tego typu treści – twierdzi influencer.
Jak zauważa Adrianna Dragan, influencer marketing manager LifeTube, jeśli opublikowany na TikToku filmik stanie się viralem, jest w stanie dotrzeć do "ogromnej liczby jego użytkowników, którzy mogą błyskawicznie zareagować i wymieniać się informacjami".
– TikTok pozwala też na wysyłanie sygnałów bez zostawiania śladu pisanego: poprzez mruganie – co jest popularnym sposobem na pokazywanie, że ktoś jest zmuszany do nagrywania – czy wykonywanie gestów dłońmi, jak to się stało w przypadku 16-latki z USA – zaznacza.
Dlaczego młodzież zwraca się z problemami do swoich rówieśników w sieci? – Ofiary przemocy domowej często nie spotykają się z dostateczną uwagą ze strony władz i społeczeństwa, a często nawet od osób z najbliższego otoczenia. Wstydzą się do tego przyznać, czy zwyczajnie boją się reakcji swojego oprawcy, mają ograniczone zasoby, mogą być od nich zależne finansowo, czy zwyczajnie nie mają gdzie uciec – uważa Dragan.
Aplikacje, które pomagają
Choć ofiary przemocy domowej mogą skorzystać z kontaktu telefonicznego dzwoniąc chociażby na numer Niebieskiej Linii, czyli Ogólnopolskiego Pogotowia dla Ofiar Przemocy w Rodzinie, czasem jest im łatwiej skorzystać z aplikacji.
Dwa lata temu Fundacja Feminoteka wraz z firmą kosmetyczną Avon Cosmetics Polska prowadziły kampanię społeczną "PrzeMOC wobec KOBIET. Skreśl niepotrzebne", w ramach której promowano nowo utworzoną wówczas aplikację Avon Alert. Dzięki niej każdy będący w potrzebie może uzyskać szybki kontakt z telefonem wsparcia Feminoteki, zapewniający profesjonalną i bezpłatną pomoc zarówno ofiarom, jak i świadkom przemocy.
Co ważne, aplikacja ta umożliwia dyskretne wezwanie pomocy w formie tekstowej. Ponadto pełni też funkcję edukacyjną, czyli zawiera treści wyjaśniające, co jest przemocą i jak sobie z nią radzić. Odpowiedzi na pytania udziela też obsługiwany całą dobę chatbot.
– Od grudnia 2019 roku do dzisiaj otrzymałyśmy poprzez aplikację 136 zgłoszeń, które dotyczyły głównie przemocy domowej i przemocy seksualnej. Zdarzały się zgłoszenia od nastolatek – mówi nam Monika Milewska, koordynatorka projektów przeciwprzemocowych w Fundacji Feminoteka
Jej zdaniem taka forma zgłaszania przemocy sprawdziła się przede wszystkim w czasie pandemii. – Kobiety doświadczające przemocy ze strony partnera, przebywające z nim zamknięte w domu z powodu kwarantanny i innych obostrzeń, nie mogły swobodnie zadzwonić do naszej fundacji, by zgłosić przemoc. Zgłoszenie przez aplikację bezpiecznie inicjowało kontakt z nami i otwierało drogę do dalszego wsparcia – mówi Milewska.
Monika Milewska podkreśla, że aplikacja Avon Alert sprawdza się również w przypadku kobiet, które wstydzą się opowiadać o przemocy, której doświadczają. – Na początkowym etapie na pewno jest im łatwiej wyciągnąć rękę po pomoc poprzez aplikację niż bezpośrednią rozmowę – mówi.
Co ciekawe, aplikacja w telefonie może uratować komuś życie, nawet jeśli nie została do tego przeznaczona. Sześć lat temu świat obiegła informacja, że Cheryl Treadway w aplikacji do zamawiania pizzy poprosiła, aby w jej imieniu zadzwoniono pod numer alarmowy 911 i sprowadzono pomoc. Wiadomość odczytał pracownik Pizza Hut i nie zignorował jej. W efekcie, pod domem Amerykanki pojawili się funkcjonariusze policji wraz z negocjatorem. Po ich interwencji kobiecie i jej trójce dzieci udało się uwolnić od agresywnego partnera, który – jak się okazało – będąc pod wpływem narkotyków groził im nożem.
Policja stworzyła aplikację, ale... jej nie obsługuje
Na rynku znajduje się szereg aplikacji pomocowych. Od aplikacji wskazujących, jak udzielić pierwszej pomocy, czego przykładem jest Pierwsza Pomoc Nestle (służy przede wszystkim rodzicom niemowląt i małych dzieci), do stworzonej przez sieć komórkową Plus aplikacji Ratunek, która skontaktuje nas z górskimi i wodnymi służbami ratowniczymi GOPR, WOPR, TOPR i MOPR.
Ze świecą jednak szukać aplikacji, która pomagałaby bezpośrednio ofiarom przemocy domowej. Dlatego doskonałym rozwiązaniem zdawał się pomysł warszawskiej policji, która w 2019 roku uruchomiła w ramach programu unijnego aplikację "Twój Parasol". Zawarte są w niej materiały edukacyjne będące wskazówką, jak radzić sobie, gdy znajdziemy się w niebezpieczeństwie. Co ważne, jest to również przestrzeń na gromadzenie materiałów dokumentujących przemoc, a które później mogą posłużyć jako dowód w sprawie sądowej.
– Nie mamy statystyk pokazujących, kto i jak korzysta z aplikacji, ponieważ z założenia nikt nie ma dostępu do danych przesyłanych przez osoby dotknięte przemocą domową, poza samymi zainteresowanymi, nawet policja – mówi Konrad Wojtasik, prezes zarządu Commoditech, firmy, która przygotowała aplikację. – Te dane nie są nigdzie zbierane poza prywatnym adresem mailowym osoby dotkniętej przemocą. Nie można ich nawet znaleźć na urządzeniu mobilnym po ich wysłaniu. Dyskrecja jest dla nas najważniejsza – zaznacza Wojtasik.
Aplikacja umożliwia też wysyłanie alertów, gdy jej użytkownik znajdzie się w sytuacji zagrożenia. Kłopot w tym, że sygnał ten nie dociera do funkcjonariuszy policji, lecz tylko na skonfigurowany wcześniej przez użytkownika aplikacji adres mailowy. "Twój Parasol" działa więc na zasadzie prewencji – trzeba wcześniej znaleźć zaufaną osobę, która w momencie, gdy dostanie alert, będzie wiedziała, że jest to wołanie o pomoc.
– Osoba, która ma aplikację, w chwili zagrożenia jednym przyciskiem wysyła alert na adres mailowy do osoby, którą wcześniej wskazała jako osobę kontaktową. Po otrzymaniu takiego alertu, zaufana osoba może zareagować, gdyż jednocześnie otrzymuje geolokalizację ofiary przemocy – tłumaczy prezes Commoditech.
Jak podkreśla Konrad Wojtasik, zdecydowano się takie rozwiązanie jako "najbardziej dyskretne i niepozostawiające żadnego śladu na urządzeniu mobilnym". – Z czasem możliwe jest dodanie opcji wysyłki również do różnych instytucji, o ile użytkownik o tym sam zdecyduje i tylko w takim przypadku. Zależy to jednak od naszych partnerów przy projekcie, między innymi policji – mówi Wojtasik.
Z danych przekazanych nam przez Commoditech wynika, że od listopada 2019 roku do listopada 2021 roku aplikację "Twój Parasol" pobrało blisko 9 tys. osób (5,7 tys. pobrań na urządzenia z systemem Android i 3 tys. pobrań na urządzenia iOS). W tym samym czasie strona twojparasol.com miała 22,1 tys. wyświetleń, w tym 15,7 tys. wyświetleń unikalnych użytkowników.