To nie producenci, a kto inny jest winny horrendalnym cenom drobiu w sklepach. Zdaniem dyrektor Krajowej Rady Drobiarstwa głównymi winnymi obecnej sytuacji nie są hodowcy, choć i oni muszą brać pod uwagę rosnące ceny surowców. Czemu więc kurczak czy indyk są takie drogie w sklepach?
- Za rosnące ceny mięsa drobiowego nie odpowiadają ani hodowcy ani przetwórcy, którzy ze względu na drastyczny wzrost kosztów produkcji nie odczuli wzrostu zysków. Odpowiadają za nie sprzedawcy, którzy zabierają całą różnicę między ceną otrzymywaną przez dostawców, a ceną płaconą przez konsumentów – zaznaczył cytowany przez PAP Dariusz Goszczyński, dyrektor generalny Krajowej Rady Drobiarstwa.
Jak wylicza, cena skupu mięsa indyczego była w bieżącym kwartale niższa o 20 proc. w porównaniu z 2019 r. W tym samym czasie średnia marża sieci handlowej wzrosła z 8 proc. w 2019 r. do 29 proc. w roku obecnym.
Dyrektor KRD dodaje też, że hodowcy musieli się liczyć ze sporą podwyżką kosztów hodowli drobiu i dramatyczną sytuacją związaną z tegoroczną epidemią ptasiej grypy. Ogniska choroby zmuszają właścicieli do wybijania stad a Inspekcja Weterynaryjna nakłada ostre obostrzenia, by zatrzymać epidemię.
Kolejny problem to niewidziany od wielu lat wzrost cen pasz. Na światowych rynkach pszenica podrożała o 40 proc. a kukurydza – o ponad 28 proc. A koszt paszy przekłada się aż na 70 proc. kosztu hodowli drobiu. Reszta to m.in. także drożejąca energia elektryczna czy gaz.
Problemy branży drobiarskiej
O problemie z rosnącymi cenami jajek w Polsce pisaliśmy w INNPoland.pl już na początku roku. Na przełomie stycznia i lutego ceny jaj skoczyły o 18-20 procent.
Nowe ogniska ptasiej grypy wykryte pod koniec marca na Mazowszu i w innych częściach Polski przełożyły się na jeszcze większy wzrost. Do kwietnia w całej Polsce trzeba było wybić ponad pół miliona sztuk drobiu.
Łącznie, w wyniku wykrycia w Polsce ponad 300 ognisk zlikwidowano kilkanaście milionów kaczek, indyków, gęsi i kurczaków. Zdziesiątkowane stada potrzebują minimum pół roku, aby się odbudować. A to nie wszystko.
– W ciągu tego roku koszty prowadzenia przedsiębiorstwa znacząco wzrosły, a wszelkie analizy wskazują na to, że trend podwyżek się utrzyma. Zwiększające się koszty produkcyjne, tj. energia, materiały budowlane, śmieci, powodują, że bez wzrostu końcowej ceny produktu nie jest możliwa opłacalność biznesu – mówi w “Rzeczpospolitej” Barbara Woźniak, pełnomocnik Zarządu Ferm Woźniak i Prezes spółki Ovotek.
Na ceny jaj przekłada się też niższa podaż. Zapotrzebowanie, które spadło w okresie lockdownów - zamknięcia hoteli i gastronomii, wróciło do poziomu sprzed pandemii. Biorąc pod uwagę zapotrzebowanie, jaj jest w tej chwili po prostu za mało.
Krajowa Izba Producentów Drobiu i Pasz ocenia, że w ostatnich miesiącach tego roku jaja nadal będą drożały.
– Podaż na rynku krajowym nie jest duża, a ceny w Unii Europejskiej w sposób znaczący ruszyły w górę. Ważna jest także sytuacja na Ukrainie, która jest głównym zewnętrznym dostarczycielem jaj i ich przetworów dla Europy. Tymczasem w kraju tym produkcja systematycznie maleje. Powoduje to spadek dostaw do Unii Europejskiej o 23 proc. w pierwszym półroczu – tłumaczy Katarzyna Gawrońska, dyrektor KIPDiP.
W branży związanej z hodowlą zwierząt dochodzi jeszcze aspekt drożejącej paszy. W skali roku cena kukurydzy wzrosła o blisko 35 proc., natomiast żyto podrożało o 25 proc. Również rzepak jest rekordowo drogi, a to kolejny element produkcji, który mocno podbija ostateczną cenę produktu.