Prawie 100 tysięcy złotych - tyle od początku pandemii wydała Kancelaria Sejmu na testy COVID dla posłów. Prezydium rutynowo testuje się na koszt podatnika, nie czekając w kolejkach na pobranie wymazu. Sprawa nie wyszłaby na jaw, gdyby nie wygadał się zakażony marszałek Terlecki.
Zwykły Polak nie może ot tak przetestować się na COVID-19 na koszt państwa. Trzeba najpierw wypełnić formularz zgłoszeniowy, opisać swoje objawy i czekać na telefon z zaproszeniem na test. Może to nastąpić za godzinę, może za kilka dni. Potem trzeba jeszcze poczekać na wynik testu. Do tej pory zwykły Polak jest na kwarantannie – chociaż ostatnio mówi się o zniesieniu obowiązku izolacji do czasu otrzymania wyniku testu.
Oczywiście można też skorzystać z oferty komercyjnej i zapłacić za zrobienie testu. Antygenowe kosztują 150-200 złotych, dużo pewniejsze i lepsze RT-PCR nawet powyżej 500 złotych.
Zupełnie inaczej jest w przypadku posłów. Z danych uzyskanych przez Interię z Kancelarii Sejmu wynika, że na testowanie posłów kosztowało podatnika 93 379 zł. Wychodzi prawie 2030 złotych na posła.
Testowanie posłów poza systemem publicznej opieki zdrowotnej, ale na koszt podatnika wyszło na jaw po tym, gdy koronawirusa wykryto u wicemarszałka Sejmu Ryszarda Terleckiego.
- Rutynowy test, który wypadł pozytywnie, wykonałem już po moim udziale w rannych obradach Sejmu. Jasne, że na salę nie wróciłem – pisał wtedy Terlecki na Twitterze. Tym samym ujawnił, że posłowie (a przynajmniej prezydium Sejmu) są testowani pod kątem COVID-19 bez skierowań i na koszt podatnika.
Interia otrzymała z Kancelarii Sejmu pełną listę wydatków na walkę z COVID-19. Wynika z niej, że poszło na to blisko 1,7 mln złotych. Najtańsze okazały się materiały informacyjne, na które Sejm wydał niecałe 29 tysięcy zł. Rozbudowa systemu umożliwiającego zdalne posiedzenia Sejmu oraz obrad komisji kosztowała nieco ponad 157 tysięcy. Kolejne 158 tysięcy poszło na zakup środków ochronnych (maseczek, rękawiczek czy kombinezonów). Mydła antybakteryjne i płyny do dezynfekcji wraz z dozownikami kosztowały prawie 483 tysiące złotych. Do tego dochodzą jeszcze inne wydatki – na przykład przesłony w służbowych samochodach czy sejmowej restauracji – wydano na nie prawie 45 tysięcy złotych.
Potwierdza to Centrum Informacyjne Sejmu - przekazało Interii, że testy dla parlamentarzystów, które przeprowadzono po zakażeniu Ryszarda Terleckiego miały "bezpośredni związek z dynamiczną sytuacja związaną z zagrożeniem koronawirusem". Decyzję podjęto "z uwagi na rosnącą liczbę zachorowań oraz osób przebywających na kwarantannie". Podobny przypadek nastąpił w 2020 roku.