W 2025 roku skończy się państwowe wsparcie dla elektrowni węglowych. Spalanie czarnego złota stanie się kompletnie nieopłacalne. Problem w tym, że w Polsce z węgla produkuje się 70 proc. energii. Problem staje się coraz bardziej palący a widmo blackoutou realne.
- Robiliśmy mniej więcej połowę tego co mogliśmy i co najwyżej jedną trzecią co powinniśmy. Nie dziwmy więc, że czekają nas teraz wyższe ceny energii oraz zupełnie realne niedobory mocy - ostrzega prezes think tanku WISE Europa Maciej Bukowski.
Bukowski w raporcie "O inflacji i cenach energii" podkreśla, że wysokie ceny energii to niekoniecznie najważniejszy problem, z jakim przyjdzie nam się mierzyć w kolejnych latach.
Elektrownie stare jak węgiel
- Tajemnicą poliszynela w środowisku energetycznym, która nie przebiła się jednak jeszcze do szerszej opinii publicznej jest to, że naszym głównym problemem w tej dekadzie nie będzie to czy energia elektryczna i ciepło będą droższe czy tańsze niż w poprzedniej, lecz to czy w ogóle będą dostępne w ilości jakiej będziemy potrzebować. Większość polskich bloków energetycznych domykających system elektroenergetyczny a także ciepłowni w miastach jest już bowiem tak starych, że balansuje na granicy technicznego zużycia - pisze.
Zdaniem Bukowskiego proces inwestycyjny ślimaczy się zduszony strategiczną ambiwalencją i operacyjną nieefektywnością polskiego państwa.
- Zamiast skupiać uwagę opinii publicznej na cenach energii i zwalać za to winę na Unię Europejską powinniśmy raczej przyznać sami przed sobą, że w ceny będą przez jakiś czas wyższe niż w poprzedniej oraz wyższe niż w krajach sąsiednich (przy tej samej cenie świadectw EU ETS) ze względu na nasze własne zaniedbania inwestycyjne - dodaje ekspert.
To nie inni są winni
Bukowski wylicza najważniejsze błędy państwa. Zalicza do nich procedowanie przez kilka lat dwóch krańcowo różnych ustaw dot. odnawialnych źródeł energii, inicjowanie budowy kilku nowych bloków węglowych z pełną świadomością, że koszt produkcji w nich będzie narażony na wzrost ceny świadectw EU ETS.
Poważnym błędem było też utrudnianie budowy nowych siłowni wiatrowych na lądzie, następnie zawieszanie tych regulacji i zamrożenie większości inwestycji przez zasadę 10H. Obecnie rząd (od kilku przynajmniej miesięcy) zastanawia się czy znowu ich zupełnie nie zliberalizować.
- Nikt nie wymagał od nas by kontrolowane przez państwo spółki energetyczne przejmowały od podmiotów zagranicznych gorące kartofle bloków węglowych, które tamte bardzo chętnie sprzedały słusznie przewidując, że czas niskich cen CO2 właśnie się kończy. Nikt nas nie zmuszał by program jądrowy ciągnął się bez konkluzji przez kilkanaście lat, podczas gdy w tym samym czasie sąsiednia Słowacja podejmowała decyzje o budowie kolejnych bloków - pisze Bukowski.
- Nikt nie zmuszał naszych polityków by tak oddziaływali na zarządy kontrolowanych przez państwo i samorządy spółek energetycznych i ciepłowniczych by te dużo więcej czasu poświęcały unikaniu decyzji, niż na planowaniu modernizacji chroniących je przed skutkami wzrostu cen CO2 - konkluduje ekspert.