Ręka wam drży kiedy robicie kolejny przelew za prąd? Przygotujcie się na jeszcze większe atrakcje. W Urzędzie Regulacji Energetyki znajdują się już wnioski o podwyżki taryf za prąd od największych polskich firm energetycznych. I nikłe są szanse na to, że Polacy nie oberwą po kieszeniach.
Końcówka roku to czas kiedy do Urzędu Regulacji Energetyki trafiają wnioski taryfowe, które są podstawą do podjęcia decyzji o tym, czy i jakie podwyżki cen energii mogą nas czekać w nadchodzącym czasie.
W tym roku URE będzie miał wyjątkowo ciężki orzech do zgryzienia – firmy energetyczne chcą sobie bowiem jak najmocniej odrobić straty spowodowane aktualną sytuacją na rynku (chodzi o podwyżki cen surowców oraz uprawnień do emisji CO2). Jak podaje "Rzeczpospolita", całkowite nadrobienie strat oznaczałoby wzrost taryf nawet o 50 proc. – dla indywidualnych odbiorców rachunki byłyby wówczas wyższe nawet o 25 proc.
Na tak gigantyczną podwyżkę URE raczej nie pozwoli, ale eksperci oceniają, że jak najbardziej możliwe są podwyżki taryf o 20 proc. Oznaczałoby to podwyżki rachunków za prąd o 10-12 proc.
Wiceminister Maciej Małecki skomentował sytuację na posiedzeniu sejmowej komisji energii. Ta zebrała się, by wysłuchać informacji Ministra Aktywów Państwowych ws. prognozowanych podwyżek cen energii elektrycznej w 2022 r. – pisał PAP.
– Polityka klimatyczna UE skutkuje radykalnym wzrostami cen energii – grzmiał Małecki. Wymieniał też, że ceny prądu rosną przez znaczny wzrost kosztów emisji CO2.
Polityk dodał, że drugim czynnikiem wzrostu cen energii jest "spekulacyjna gra Władimira Putina na rynku gazu" i "bardzo naiwne podejście krajów Europy Zachodniej do polityki Kremla".
Zdaniem Małeckiego te dwie przyczyny wpływają na obecne wysokie ceny prądu, oraz będą kształtować te ceny w najbliższych latach.
Wiceminister klimatu i środowiska Piotr Dziadzio wskazał zaś trzeciego "winnego" – jest to ożywienie w polskiej gospodarce. Wiąże się ono z większym popytem na prąd, co podnosi jego cenę.