Przez Polskę i Europę przetacza się właśnie fala dyskusji niezwykle istotnych dla naszej przyszłości energetycznej. Postawimy na elektrownie atomowe czy nie? Opłaci się to nam, czy nie? Atom uważany jest za źródło czystej energii - czy tak jest w rzeczywistości?
Pewnik jest jeden – musimy zastępować węgiel czymś bardziej czystym i ekologicznym, najlepiej odnawialnymi źródłami energii. Problem w tym, że energia z wiatru i słońca nie jest stabilna. Kiedy wieje i świeci, mamy dużo taniego prądu. Ale kiedy wiatr zamiera a niebo zasnuwają chmury, produkcja spada.
Niestety wtedy energia też jest potrzebna. I to nie tylko w gospodarstwach domowych, ale w przemyśle, fabrykach, piekarniach, do oświetlania ulic, zasilania szpitali. Tacy odbiorcy potrzebują energii dostarczanej w sposób ciągły i stabilny.
Polska prawdopodobnie postawi na energię atomową. I to właśnie na jej temat toczą się poważne spory. Czy jest czysta? Bezpieczna i tania? Temat energii atomowej podzielił środowiska ekologiczne, wspierane przez naukowców.
Obecnie coraz więcej organizacji dbających o środowisko skłania się ku postawieniu na energię atomową. Nie musi to oznaczać, że ekolodzy stali się nagle fanami atomu. Ich zdaniem nie mamy po prostu innego wyjścia. Dlaczego? Bo musimy czymś zastąpić węgiel. Czasu mamy coraz mniej.
Skąd surowce?
Obecny rząd usiłuje nas przekonać, że zamiast węgla będziemy spalać gaz, co będzie dla nas idealne. To nieprawda. Gaz faktycznie jest mniej emisyjny, niż węgiel, ale to ciągle paliwo kopalne. Na dodatek z coraz mniej stabilnej politycznie i gospodarczo Rosji.
Z szacunku ekspertów think tanku Forum Energii wynika, że obecnie ze wschodu ściągamy 65 proc. ropy, 55 proc. gazu i 75 proc. węgla. W kwestii importowania węgla jesteśmy w europejskiej czołówce. Rosyjska ropa, gaz i węgiel w ciągu ostatnich 20 lat kosztowały nas ponad bilion złotych (1000 miliardów). Gdybyśmy 80 proc. tych pieniędzy zainwestowali w nowoczesną energetykę, nie martwilibyśmy się dziś cenami emisji, drożejącym gazem i pełnym zanieczyszczeń powietrzem. Ba, w tym czasie moglibyśmy też zbudować już kilka elektrowni jądrowych.
Wszystkie reaktory jądrowe na świecie zużyły w zeszłym roku prawie 70 tys ton uranu. Szwecja kupuje paliwo jądrowe od Rosji. Rosja ma więc pełen wgląd w potrzeby energetyczne Szwecji. Z kolei Francja jest zależna od importu z 4 krajów: Kazachstanu, Australii, Nigru i Uzbekistanu. Kraj musi importować średnio od 8 tys. do 10 tys. ton uranu rocznie.
Z kolei 14 amerykańskich elektrowni jądrowych zakupiło w 2020 roku 22 135 tys. ton uranu. Paliwo importowano głównie z Kanady (22 proc.), Kazachstanu (22 proc.), Rosji (15 proc.) i Australii (11 proc.). USA już od dawna próbują ograniczać import z Rosji i Kazachstanu.
Jeśli Polska zdecyduje się na budowę elektrowni atomowej wspólnie z Francuzami, to również z Francji będziemy brać paliwo atomowe. Ten kraj nie posiada własnych zasobów, ale ma potężne wpływy w swoich dawnych koloniach – kopalnie uranu w Nigrze są, rzecz jasna, francuskie.
Polski próżno szukać na liście krajów produkujących uran. Nie jest jednak wykluczone, że kiedyś będzie to możliwe – o ile odnajdą się nowe złoża, a wydobycie będzie opłacalne. A może wystarczą istniejące – bo pod powierzchnią naszej ziemi również znajdują się całkiem spore ilości uranu. Teoretycznie (nikt nie szykuje się do ich wydobycia) wystarczyłyby na kilkadziesiąt lat zasilania polskich (planowanych) bloków.
Co ciekawe – naukowcy od lat prowadzą badania nad wydobywaniem uranu z wody morskiej. Na razie technologia nie jest opłacalna. Ekstrahowanie uranu z wody jest możliwe, ale mało wydajne i drogie. Niewykluczone że technologia stanieje, być może podrożeje uran kopalny. W każdym razie w przyszłości może zamkniemy kopalnie uranu i będziemy go pozyskiwać w sposób mniej inwazyjny dla przyrody.
Czy atom jest źródłem ekologicznym?
Zwolennicy energii jądrowej przekonują, że praca elektrowni jest praktycznie bezemisyjna. No bo z komina – czyli chłodni kominowej – leci tylko para wodna. Owszem - problem w tym, że pozyskiwanie uranu jest procesem mocno obciążającym środowisko. No i te odpady...
Elektrownia atomowa nie jest i nie może być uznana za odnawialne źródło energii. Uran to paliwo kopalne, zupełnie jak ropa czy węgiel. Jest po prostu inaczej "spalane" i o wiele bardziej wydajne. Ta wydajność ma jednak swoją cenę, w polskich warunkach po prostu przerzuconą na inne kraje.
Istnieją 3 podstawowe metody pozyskiwania uranu. Kopalnie odkrywkowe, podziemne i metoda in situ, polegająca na wypłukiwaniu uranu. Pierwsza jest niezwykle tania i skuteczna, ale niszczy środowisko – jak każda kopalnia odkrywkowa. W ziemi tworzy się po prostu gigantyczny lej, wchodzący coraz głębiej w powierzchnię globu. Kopalnie podziemne są uważane za o wiele mniej ingerujące w środowisko, ale są dość drogie w eksploatacji. Trzecia metoda to na razie trochę nowość. Celują w niej Amerykanie, którzy w ten sposób nauczyli się też pozyskiwać gaz – z tzw. łupków. Autorze metody twierdzą, że to bezpieczny i nie ingerujący w środowisko sposób. Mimo wszystko polega na wtryskiwaniu chemikaliów pod powierzchnię ziemi i wypłukiwaniu złóż.
W USA wydobywa się z kopalń 600-700 ton rocznie. To mało, Stany nie są potentatem w produkcji tego surowca. Najwyższej jakości amerykańska ruda ma mniej niż 1 proc. uranu. Niektóre kanadyjskie rudy zawierają więcej niż 15 proc. uranu. Największe złoża znajdują się w Australii (28 proc.), Kazachstanie (15 proc.), Kanadzie (9 proc.) i Rosji (8 proc.). To też pokazuje ile ton urobku trzeba przekopać, by uzyskać nieco uranu.
Dziś największym producentem uranu jest Kazachstan – czyli kraj z rozchwianą sytuacją polityczną, który być może w pełni znajdzie się w strefie wpływów imperium rosyjskiego. Ostatnie wydarzenia w Kazachstanie odbiły się mocno na rynku uranu. Warto zauważyć, że uran w 2021 roku zdrożał o 50 procent! Na początku kosztował 30 dolarów za funt, obecnie cena wynosi ok. 45 dolarów.
Atom czysty nie jest
Co istotne – po kopalniach uranu pozostają gigantyczne hałdy urobku, z którymi nikt nic nie robi. One również zawierają uran, powoli przedostający się do atmosfery i ziemi. Zwolennicy atomu twierdzą, że to nic strasznego, bo stężenia są niskie a uran występuje wszędzie. Przeciwnicy podkreślają, że wpływ takich hałd nie jest do końca zbadany. Z drugiej jednak strony trzeba pamiętać o tym, że i zwykłe kopalniane hałdy są radioaktywne.
Większy problem jest z odpadami z elektrowni atomowych. Na świecie nie wymyślono lepszej metody niż zakopywanie ich głęboko pod ziemią albo topienie w wodzie. Warto jednak pamiętać, że obecnie ilość odpadów atomowych jest proporcjonalnie mniejsza niż jeszcze kilkanaście lat temu – paliwo jest po prostu lepiej wykorzystywane.
Energia atomowa byłaby dla Polski z pewnością o wiele lepszym rozwiązaniem niż spalanie hałd węgla. Ale warto pamiętać o tym, że uran nie jest paliwem zupełnie czystym, ma swoje wady. A jego cena też zależy od politycznych zawirowań. Dziwnym trafem, złoża rud tego pierwiastka znajdują się w odległych rejonach, niekoniecznie dbających o ekologię, zdrowie pracowników i przyszłość Matki Ziemi. Trzeba też pamiętać, że polskie przymiarki do inwestycji w atom trwają już od dziesięcioleci i na razie nic z nich nie wynikło.