Eksperci rynkowi i producenci żywności ostrzegają przed dalszym wzrostem cen jedzenia. Przestrzegają, że "najgorszym rozwiązaniem" na obecne podwyżki byłoby wprowadzenie regulowanych cen żywności. Obniżenie podatku VAT miało zaś nikły wpływ na rynek. – To zagrywka PR-owa – ocenia jeden z nich.
Inflacja a koszt jedzenia – eksperci o cenach regulowanych
W siedzibie GPW odbyła się debata ekspercka dotycząca tematu inflacji, którą zreferował serwis Money.pl.
– Najgorsze, co rząd mógłby robić to powrót do epoki dawno minionej, kiedy nasz większy brat wprowadzał ceny maksymalne. To byłoby jedno z najgorszych rozwiązań, jakie mogłoby czekać gospodarkę, bo wprost prowadzi do dwóch czynników: do szarej strefy i wzrostu przestępczości, a także do zabicia wolnej gospodarki, jaką znamy – stwierdził prof. Konrad Raczkowski, dyrektor Centrum Gospodarki Światowej Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego.
Ekspert dodał, że rząd ma dużo możliwości przeciwdziałania inflacji. Jednym ze sposobów byłaby reorganizacja polityki gospodarczej oraz ograniczenie zadłużenia państwa. Mniejszy dług oznaczałby obniżkę inflacji.
– Mamy przede wszystkim czynniki zewnętrzne inflacji, czyli wzrost cen surowców, w tym głównie surowców energetycznych, które decydują o kosztach. Konsekwencje tego (widać - przyp. red.) na rynkach finansowych - przede wszystkim na kursach walutowych - zwracał zaś uwagę członek Rady Polityki Pieniężnej, prof. Jerzy Żyżyński.
Rzecznik MŚP Adam Abramowicz, przekonywał zaś, że obecnie cierpią firmy, które zdecydowały się na zmniejszenie śladu węglowego i przejście na instalacje gazowe. Cena surowca wzrosła bowiem skokowo.
– Nikt tego nie mógł przewidzieć. No ale też trudno jest wchłonąć 500-procentową podwyżkę energii do swojego budżetu i powiedzieć, że nic się nie stało, a my nie podwyższymy cen. Nie ma takiej opcji – zaznaczył wiceprezes Polskiej Federacji Producentów Żywności Adam Gantner.
Wiceprezes PFPŻ wskazuje, że w obliczu wojny Rosji z Ukrainą rząd powinien powołać sztab kryzysowy ds. bezpieczeństwa żywnościowego. Oba kraje w konflikcie są eksporterami zbóż i roślin oleistych – ich brak będzie wkrótce bardzo odczuwalny także w Polsce.
Gantner przeciwstawia to ostatniej obniżce VAT na jedzenie.
– Nie czarujmy się, obniżka VAT-u o 5 proc. nic nie dała. To był świetny zabieg PR-owy. Finalnie wszyscy wiedzieliśmy, że ceny żywności, nawet bez wojny, będą rosły w pierwszym półroczu – podsumowuje.
Wojna w Ukrainie a ceny zboża
Jak pisaliśmy w INNPoland.pl, Rosja jest największym, a Ukraina piątym pod względem wolumenu eksporterem pszenicy na świecie. Te kraje odpowiadają łącznie za ok. 25 proc. globalnego eksportu tego zboża. Ukraina odpowiada też za ok. 15 proc. eksportu kukurydzy, ponad 10 proc. eksportu jęczmienia i niemal 15 proc. eksportu rzepaku.
Sytuacja w której ukraińscy rolnicy nie dadzą rady obsiać swoich pól a Rosja zostanie odcięta od możliwości eksportu jest coraz bardziej prawdopodobna. Efekty?
Zdaniem ekonomistów Goldman Sachs zakłócenia logistyczne w żegludze po Morzu Czarnym, rosnące koszty produkcji oraz zagrożenie dla zbliżających się zasiewów w Ukrainie mogą wywołać najostrzejszy wstrząs na światowych rynkach zbóż od 1973 roku. W związku z tym zdecydowali się oni podnieść 3-,6- i 12-miesięczne prognozy dla kontraktów terminowych typu forward na:
kukurydzę do odpowiednio 7,75 USD/8,00 USD/6,90 USD/buszel (wobec 7,27 USD/6,74 USD/6,39 USD poprzednio)