Choć jeszcze w ub.r. ponad 90 proc. ekspertów twierdziło, że dla transformacji energetycznej w Polsce podstawowe znaczenie ma odejście od wydobycia węgla kamiennego i brunatnego, inwazja Rosji na Ukrainę spowodowała zmianę w myśleniu o funkcjonowaniu naszej gospodarki. Z Jerzym Markowskim, wiceprezesem Naczelnej Organizacji Technicznej, prezesem Stowarzyszenia Inżynierów i Techników Górnictwa, rozmawiamy o tym, jak wahania cen węgla odbiją się na naszych portfelach.
Reklama.
Reklama.
Polski rząd usiłuje zablokować napływ rosyjskiego węgla do naszego kraju. Jeśli do tego dojdzie, nie będziemy sponsorować rosyjskiej agresji w Ukrainie. Czy za tym pójdą kolejne podwyżki cen węgla?
Podwyżki cen węgla są nieuniknione. Niestety nie jesteśmy w stanie wydobyć go w Polsce, więc będziemy musieli kupować za granicą. W dodatku będziemy musieli kupić węgiel po cenach spotowych, które są znacznie wyższe od tych, które były już zakontraktowane w umowach, na podstawie których sprowadzano dotychczas węgiel do Polski. Wprawdzie cena tego węgla pozostaje tajemnicą handlową, jednak obserwując ruch cen węgla na rynkach światowych, można powiedzieć, że dzisiaj kupuje się węgiel kilkukrotnie drożej niż rok temu. Oznacza to nieunikniony wzrost cen węgla przeznaczanego dla polskich odbiorców.
Według Izby Gospodarczej Sprzedawców Polskiego Węgla w sezonie grzewczym 2021/2022 Polacy zapłacili o 15 proc. więcej niż rok wcześniej. Jakich wzrostów możemy spodziewać się w kolejnym sezonie?
Trudno jest wyrokować. Wbrew pozorom, jako państwo wciąż mamy do dyspozycji zapas węgla - niewielki, ale jednak. Polska mimo że importuje do kraju 12,6 mln ton węgla - są to dane za 2021 rok, również eksportuje około 1,5 mln ton węgla. Warto więc byłoby te 1,5 mln ton zostawić w Polsce. Bo co jak co, ale ceny węgla kupionego w Polsce przez odbiorców krajowych są zawsze niższe od cen węgla kupionego za granicą. Gdybyśmy rzeczywiście zostawili w kraju cały wolumen węgla przeznaczony na eksport, wtedy moglibyśmy obniżyć jego cenę w Polsce.
Patrząc jednak na obecne warunki, spodziewa się pan dwucyfrowych podwyżek cen węgla w kolejnym sezonie grzewczym?
Obserwując wzrost zapotrzebowania na energię elektryczną, co zawsze skutkuje wzrostem zapotrzebowania na węgiel, można powiedzieć, że rynek na węgiel będzie się powiększał. A większe zapotrzebowanie na węgiel daje podstawę do podniesienia cen. Ale pojawi się zjawisko podaży węgla, co znowu może wpłynąć na jego cenę. Jest to zjawisko, które w tej chwili obserwujemy w ropie naftowej. Jeżeli będziemy eksportować węgiel z państw, które mają do tego zdolność, wtedy złagodzi to wzrost cen węgla na rynkach europejskich. Czy to będzie wzrost o 100 proc. czy o 200 proc.? Na pewno nie. Ale o kilkadziesiąt procent już tak.
W jakim stopniu ceny węgla uzależnione są od cen gazu? Bo ten właśnie czynnik podnoszony jest jako jeden z głównych powodów podwyżek cen węgla.
Tak naprawdę bazową ceną jest cena ropy naftowej, która na szczęście w tej chwili spada. Bo przecież dwa tygodnie temu w pewnym momencie wzrosła ona do poziomu 200 dolarów za baryłkę, a w tej chwili znowu jest poniżej 100 dolarów. Jeżeli tę logikę kształtowania cen nośników potraktowalibyśmy jako dalej obowiązującą, czyli od ropy zależy cena gazu i od tego zależy cena węgla, wtedy mielibyśmy do czynienia z uspokojeniem sytuacji na rynkach. Ale wciąż: ceny są o kilkadziesiąt procent wyższe niż przed konfliktem w Ukrainie.
Nie dało się zatrzymać tych wzrostów?
Dałoby się, gdybyśmy wydobywali węgiel w Polsce. Ale do tego technicznie zdolności nie mamy, bo kopalnie nie są w stanie wydobywać więcej. Do tego potrzebna jest zgoda właściciela, pieniądze oraz co najmniej rok lub 1,5 roku czasu, bo nie da się tego zrobić w trybie natychmiastowym.
Wojna w Ukrainie może spowodować wznowienie rozmów dotyczących wstrzymania redukcji wydobycia węgla?
Byłoby to logiczne. Przede wszystkim trzeba odstąpić od tego nieszczęsnego porozumienia społecznego, które zakłada likwidację węgla w 2049 roku.
Jeśli wstrzymamy redukcję wydobycia węgla, będzie to miało skutki klimatyczne. Nie obawia się pan tych konsekwencji?
Polska emituje 1 proc. emisji dwutlenku węgla w skali Unii Europejskiej, a z kolei Unia Europejska emituje 14 proc. emisji dwutlenku węgla w skali całego świata. To jest ilość, o którą w ciągu roku zwiększa emisje dwutlenku węgla do atmosfery energetyka amerykańska, chińska i rosyjska. Nawet gdybyśmy dzisiaj zamknęli wszystkie elektrownie w Polsce opalane węglem kamiennym i węglem brunatnym, świat tego nie zauważy.
Czym zastąpimy rosyjski węgiel? Czy zwiększenie dostaw z Australii jest jedynym rozwiązaniem?
Węgiel rosyjski możemy natychmiast zastąpić przez ograniczenie eksportu - jeżeli oczywiście potrafimy się z tego wycofać. Mamy możliwość sięgania nie tylko po australijski węgiel, bo zasoby są też w Indonezji, RPA, Mozambiku czy Kolumbii. Nie tylko Australia jest ważna, a wręcz jest najmniej atrakcyjna ze względu na odległość. Bardzo atrakcyjny jest mimo wszystko Mozambik. Na świecie na szczęście jest bardzo dużo węgla. Świat wydobywa co roku więcej węgla - w tym roku przekroczy 8 mld ton wydobycia rocznego. Tylko cały czas pozostaje pytanie: po co go kupujemy, skoro mamy u siebie?
Jeśli będziemy sięgać po węgiel australijski czy indonezyjski, jakich cen możemy się spodziewać?
Nie wiem, ponieważ nie znam umów, które wiążą polskich odbiorców węgla z dostawcami z Rosji, a które - zakładam - zostały zawarte na wiele lat.
Obecne wzrosty cen węgla są ciosem dla wielu gospodarstw domowych, zwłaszcza dla emerytów. Będą zmuszeni w przyszłym roku zakręcać grzejniki czy mogą liczyć na wsparcie rządu?
Nasz rząd próbuje wspierać wszystkich. I jak na razie mamy bardzo rozbudowaną doktrynę pomocy publicznej dla mieszkańców, rodzin oraz mamy doskonale opanowane programy pomocowe, tylko nie mamy opracowanych programów zarabiania pieniędzy. Ale ci emeryci, w ogóle indywidualni odbiorcy, bardziej ufają węglowi niż gazowi, który jest również powszechnie używany w systemie grzewczym. Najlepszym dowodem na to jest, że w tej chwili w obrocie detalicznym - między innymi w województwie śląskim - pojawił się tak zwany węgiel sortowany, a jednocześnie pakowany, którego cena jest czterokrotnie większa niż cena oferowana przez kopalnie. Oznacza to, że indywidualny odbiorca przestał już wierzyć w gaz i kupuje węgiel, nie czekając na to, aż będzie jeszcze droższy.
Tylko czy Polaków będzie stać nawet na ten węgiel, skoro średnia wydatków w sezonie grzewczym wynosi prawie 3 tys. zł, a emerytury są niższe?
Nie będzie ich stać.
Jak więc rozwiązać ten problem?
O to proszę pytać rządzących. Mogę tylko podpowiedzieć, że polskie władze mają jeszcze w zanadrzu bardzo istotny składnik cudotwórczy, jakim jest podatek VAT od węgla. Jesteśmy jedynym krajem na świecie, który ma 23 proc. VAT od węgla. Gdybyśmy go zredukowali, węgiel będzie tańszy na naszym rynku. Chociaż jak znam życie, zosanie natychmiast skonsumowany przez ceny spotowe węgla kupowanego poza granicami kraju.
Jakie zachowania konsumenckie byłyby w interesie nas wszystkich? Wymiana pieców na bardziej ekologiczne, przejście na ogrzewanie gazowe?
Gaz jest alternatywą droższą, jeszcze bardziej rosyjską niż węgiel oraz nie wszędzie dostępną ze względu na infrastrukturę. Szukajmy więc paliwa opartego o węgiel o lepszych parametrach ekologicznych.
Te lepsze parametry ekologiczne znajdziemy również u nas w kraju?
Zdecydowanie tak. Polega to na tym, żeby do ciepłownictwa przeznaczyć węgiel bardziej przetworzony a nie tylko węgiel surowy. Jest to już temat na inną rozmowę o technologiach wzbogacania węgla, ale zapewniam, że to jest możliwe.