Rząd chce błyskawicznie odejść od paliw kopalnych z Rosji. Plan tzw. derusyfikacji polskiej energetyki mam mocno oprzeć się na OZE. Brzmi znakomicie, ale mamy problem – skąd wziąć na to pieniądze? Władzom ma obecnie brakować pomysłu skąd miałaby się wziąć gigantyczna kwota.
Zapowiedziany w środę rządowy plan odejścia od paliw kopalnych z Rosji do końca 2022 r. wywołał wiele komentarzy. Już w maju odetniemy rosyjski węgiel, a do końca roku – gaz i ropę.
Polska sieć energetyczna ma być gotowa na przyjecie nawet 46,5 GW mocy z zielonych źródeł energii do 2030 r. Eksperci wskazują zaś na jedno – na inwestycje w OZE brakuje nam ok. 100 mld zł. A rząd... nie ma pomysłu skąd je wziąć – pisze "Rzeczpospolita".
By spełnić założony cel na nowe inwestycje trzeba by więc wydawać po 10 mld rocznie. Problem w tym, że w 2020 r. operatorzy sieci wydali na ten cel tylko 2,6 mld zł. Przy takim tempie inwestycji dotarcie do celu zajęłoby Polsce... 38 lat.
Skąd więc wziąć pieniądze? Jednym ze wskazywanych rozwiązań jest większy udział udziału opłaty dystrybucyjnej w kosztach, a więc najpewniej wyższe rachunki za energię. Ale marne szanse, by rząd pozwolił na przeniesienie kosztów na odbiorców.
Kolejna kwestia dotyczy tego, w co inwestujemy pieniądze. Obecne są to ogromne sieci, pozwalające na przesył prądu na duże odległości. Przykładem jest tzw. autostrada energetyczna z północy na południe Polski. Eksperci alarmują zaś, że w kraju potrzebne jest większe rozproszenie źródeł energii.
– Do tego potrzebujemy rozbudowy sieci niskich i średnich napięć. Na to wskazują inwestorzy, którzy rozwijają energetykę prosumencką, przemysłową i farmy OZE, a którzy nie dostają warunków przyłączenia do sieci. Energetyka scentralizowana wygrywa z energetyką rozproszoną. Powinno być na odwrót – mówi prezes Instytutu Energetyki Odnawialnej Grzegorz Wiśniewski.
Polskie elektrownie w dalszym ciągu chcą też budować planowane jednostki gazowe. Potwierdziły to Tauron, Enea i Polska Grupa Energetyczna. Do 2030 roku łącznie energia z gazu ma wynosić 8,2 GW i nie wydaje się, by te plany miały się zmienić.
Rząd chce zakazać importu węgla z Rosji
Jak pisaliśmy w INNPoland.pl, rząd zapowiedział wprowadzenie zakazu importu węgla z Rosji. Decyzja politycznie słuszna, ale już wiadomo, że dla milionów Polaków bardzo problematyczna.
Rychłe zakazanie importu węgla z Rosji. To element odcinania się od rosyjskich surowców - ropy, gazu i właśnie węgla. Decyzja o zakazie importu węgla jest w tej układance dla rządu najprostsza, bo państwowe koncerny praktycznie z niego nie korzystają.
Większość rosyjskiego węgla trafia do lokalnych ciepłowni i pieców w gospodarstwach domowych. W tym drugim przypadku chodzi o osoby raczej niezamożne, których nie stać było jeszcze na wymianę pieca i węgiel jest dla nich jedynym dostępnym cenowo paliwem.
Teoretycznie mamy w Polsce potężny sektor węglowy, który mógłby wypełnić lukę po rosyjskim imporcie. Ale to tylko teoria - już wiadomo, że polskie kopalnie nie są w stanie zwiększyć wydobycia w taki sposób, by zrekompensować brak węgla ze wschodu. Co więcej - ci, którzy dziś palą węglem z Rosji wręcz nie chcą i nie potrzebują tego paliwa z polskich kopalń.
Dlaczego? To proste - węgiel z Rosji jest po prostu lepszy. Ma wyższą wartość opałową i mniejszą zawartość siarki oraz popiołu. Państwowe koncerny energetyczne spalające węgiel z polskich kopalń jakoś sobie z tym radzą, są w stanie montować na kominach kosztowne filtry, wyłapujące część siarki.
Takich możliwości nie mają lokalne ciepłownie i gospodarstwa domowe. Są więc skazane na szukanie innych dostawców. W efekcie to właśnie one przez ostatnie lata były głównym odbiorcą rosyjskiego węgla - bardziej wydajnego i mniej zanieczyszczonego niż polski.