Zdolność kredytowa - nawet dobrze zarabiających Polaków - leci na łeb na szyję. W zaledwie parę miesięcy banki zaczęły ich wyceniać na kilkadziesiąt procent mniej, co przekłada się na grube tysiące złotych. Niektórzy wpadli w potrzask i nie są w stanie zaciągnąć kredytu na lokal, jakiego potrzebują. Eksperci ostrzegają zaś, że może być jeszcze gorzej.
Wyliczenia PKO dotyczące zdolności kredytowej Polaków zaprezentował na Twitterze Tomasz Narkun, analityk rynku nieruchomości. Ostrzega jednak, że przy wzroście WIBOR-u może być jeszcze gorzej.
Z danych wynika, że:
singiel bez kredytów zarabiający 5 tys. zł netto ma zdolność kredytową na poziomie 209 150 zł;
rodzina 2+1 z łącznymi zarobkami 8 tys. zł netto ma zdolność rzędu 319 550 zł.
Wyniki te komentuje na Facebooku Maciej Samcik, autor bloga "Subiektywnie o finansach"
"Ciekawe jakąż to ciekawą nieruchomość można kupić za taki kredyt? Singiel zarabiający 5.000 zł na rękę (czyli naprawdę dobrze) – 210.000 zł zdolności kredytowej. Ceny mieszkań musiałyby spaść o połowę, żeby to miało sens. I jeszcze do tego KNF się obudził. Kredyt na mieszkanie będzie tylko dla tych, którzy go nie potrzebują – ocenia ekspert.
"Nam zdolność w ciągu 2 tygodni spadła o 40 proc. Mimo braku dzieci i zobowiązań nie stać nas na nic więcej niż dwupokojowe mieszkanie w małym mieście. Nie wiem czy się śmiać czy płakać". "Spadki są niestety drastyczne, u mnie również o 35 proc.". "W Warszawie to starczy na przedpokój i łazienkę" – piszą pod tweetem Narkuna internauci.
Rzeczywiście, wydaje się że zdolność kredytowa po prostu topnieje w oczach, co jest znacznym problemem dla osób myślących o własnym mieszkaniu.
– W ciągu kilku miesięcy nasza zdolność kredytowa spadła o prawie 200 tysięcy złotych. I to pomimo większych zarobków – których rząd nam nie dał, tylko sami musieliśmy na nie zapracować. I pomimo wyższych oszczędności na wkład własny. Efekt jest taki, że jesteśmy w czarnej dziurze, bo nie stać nas na mieszkanie, jakie chcieliśmy i jakiego potrzebujemy – opisują swoją sytuację w rozmowie z INNPoland.pl Bartek i Ania z Warszawy.
Blog "Subiektywnie o finansach" cytuje zaś statystyki firmy Lendi, dostarczającej oprogramowanie obliczające zdolność kredytową. Z danych wynika, że od września 2021 r. przeciętna zdolność kredytowa spadła o ok. 30 procent. Oznacza to, że jeśli ktoś chciał pożyczyć 500 tys. zł wtedy, to dziś dostanie kredyt tylko na ok. 350 tys. zł.
Pośrednik Gold Finance szacował zaś spadek zdolności o ok. 20 procent. Ale było to na początku grudnia, a od tego czasu stopy procentowe zostały już dwukrotnie podniesione.
Kolejne podwyżki stóp procentowych
Jak pisaliśmy w INNPoland.pl, zdaniem ekonomistów ING Banku Śląskiego Rada Polityki Pieniężnej podniesie główną stopę referencyjną do 6 proc. w 2022 r. RPP będzie też kontynuować podwyżki stóp w 2023 roku - do 7,5 proc. Ma to być odpowiedź na "uporczywie wysoką inflację".
Główny ekonomista ING Rafał Bernecki zaznacza, że jest to scenariusz ostrożnościowy, a docelowy poziom stóp procentowych w Polsce w przedziale 5-10 proc. jest szerokim przedziałem.
–Warto przygotować się na to, że dekada niskich stóp skończyła się i przed nami czas wyższych stóp i wyższej inflacji. Nie tak wysokich, jak w latach 70-tych, ale wyższych niż wyceniają to w tej chwili rynki finansowe – podsumowuje.
Jak przypomina forsal.pl, Prezes Narodowego Banku Polskiego Adam Glapiński informował, że RPP będzie kontynuować podwyższanie stóp procentowych na kolejnych posiedzeniach, przy czym istnieje możliwość odbywania decyzyjnych posiedzeń Rady – w razie potrzeby – nawet dwa razy w miesiącu.
Nasze punktowe prognozy to jest docelowy poziom stóp ok. 7,5 proc. w roku 2023-2024. Następnie w 2024 roku zakładam, że stopy będą niższe, gdyż 2024 rok może być słabszy, jeśli chodzi o PKB – tam wydarzy się tzw. dziura euro, czyli rok, w którym jest mniej środków unijnych. Więc poziom stóp będzie w 2024 roku pewnie o 2 lub 3 pkt proc. niższy.