Dług poza budżetem państwa rośnie o kolejne dziesiątki miliardów złotych. Wszystko odbywa się bez kontroli parlamentu i poza budżetem centralnym, który coraz szybciej staje się oderwanym od rzeczywistości świstkiem papieru. Różnica długu publicznego liczonego w kraju i przez UE sięgnęła już rekordu, a to dopiero początek – ostrzegają eksperci.
Nie co ponad dwa lata temu dług poza budżetem Polski wynosił ok. 55 mld zł. W ostatnim czasie spuchł jednak jak balon i na koniec 2021 r. wynosił już 260 mld zł. To efekt masowego tworzenia specjalnych funduszy Banku Gospodarstwa Krajowego. Kontrolę nad nimi ma rząd, a parlament nie ma nic do powiedzenia – pisze Business Insider.
260 mld zł to ogromna przepaść, ok. 10 proc. polskiego PKB z zeszłego roku. Oznacza to, że aż 23 proc. długu publicznego nie jest ujęte w budżecie Polski.
Państwowy dług publiczny (PDP) liczony rodzimą metodologią wyniósł 1,15 bln zł. To największa liczba w historii, 3 proc. większa niż przed rokiem, o 19 proc. więcej niż przed pięcioma laty i aż o 41 proc więcej, niż 10 lat temu.
Z tymi wyliczeniami nie zgadza się jednak Unia Europejska. Dług sektora instytucji rządowych i samorządowych (EDP) to wskaźnik będący elementem tzw. unijnego kryterium fiskalnego z Maastricht. Na koniec 2021 r. EDP wyniosło rekordowe 1,41 bln zł. To o 5 proc. więcej niż rok temu, 40 proc więcej niż 5 lat temu i aż 65 proc. więcej niż przed dziesięcioma laty.
Różnica między długiem liczonym w kraju i w UE jest jasna – Wspólnota wilcza nam też dług zaciągnięty przez specjalne fundusze działające m.in. pod Bankiem Gospodarstwa Krajowego i Polskim Funduszem Rozwoju.
Fundusze to sposób rządu na omijanie budżetu państwa, wykorzystywany szczególnie często w ostatnim okresie pandemii i inflacji. Dodatkową ich siłą jest to, ze parlament nie może sprawdzać kwot ani sprzeciwiać się wydatkom. Sprawiają też one, że finanse publiczne stają się coraz większą tajemnicą.
– Wypychanie wydatków poza budżet państwa znacząco utrudnia ich bieżące monitorowanie i kontrolę. Przykładowo tegoroczny plan finansowy prowadzonego przez BGK funduszu covidowego w grudniu 2021 r. nie był znany nawet Ministerstwu Finansów – podkreśla Marcin Kujawski, starszy ekonomista Banku BNP Paribas.
Prezes Najwyższej Izby Kontroli Marian Banaś jeszcze w 2021 r. ostrzegał zaś, że kolejne wypychanie wydatków budżet może "spowodować poważny kryzys gospodarczy, którego ofiarami będą obywatele".
Eksperci Forum Obywatelskiego Rozwoju wskazują zaś, że to dopiero początek – do końca roku dług poza budżetem może wzrosnąć do ok. 350 mld zł z 260 mld zł. To wynik zakładania kolejnych funduszy, m.in. Funduszu Pomocy dla Uchodźców czy Funduszu Wsparcia Sił Zbrojnych.
Fundusze BGK jak skarbonka PiS
Jak pisaliśmy w INNPoland.pl, polski rząd zdaje się ostatnio wykorzystywać każdą okazję, by wyprowadzić kolejne wydatki poza kontrolę obywateli i parlamentu. Nawet wybuch wojny w Ukrainie stał się pretekstem do utworzenia funduszy w państwowym Banku Gospodarstwa Krajowego.
Jak wskazuje najnowsza analiza FOR, Fundusz Pomocy ma służyć "pomocy systemowej", a drugi, Fundusz Wsparcia Sił Zbrojnych, ma obejmować dodatkowe wydatki na armię.
Powstaje jednak podstawowe pytanie – czemu Polska w ogóle ma budżet centralny, skoro ogromne wydatki są z niego nagminnie i po cichu wyprowadzane?
Prawdziwym teflonowym funduszem jest zaś Fundusz Przeciwdziałania COVID-19 (FPC-19). Jeszcze przed wojną media mocno nagłośniły sprawę 14. emerytur. Jak dowiedzieli się dziennikarze, mimo że świadczenia miało w ogóle nie być, to rząd nagle zdecydował się je zapewnić.
Skąd wziąć 11 miliardów złotych na nieplanowany w budżecie wydatek? Nie ma obaw – koszt pokryje FPC-19.
– Fundusz Przeciwdziałania COVID-19 powstał jako kolejny sposób na finansowanie planów rządu z ominięciem budżetu państwa. To było wiadome od pierwszego dnia. Fundusze tego typu powstają, by kontrolować dług publiczny, by Polska po prostu nie zbankrutowała – wskazuje nam dr Błażej Podgórski, prodziekan Kolegium Finansów i Ekonomii z Akademii Leona Koźmińskiego.
– Obecną sytuację można zobrazować prostym przykładem. Dużo osób należy do wspólnoty czy spółdzielni mieszkaniowej. Wyobraźmy sobie, że jej prezes zakłada osobny rachunek i przez niego zaczyna realizować wszystkie płatności, a księgowi nie mogą nic zrobić. Do tego zaciąga kredyt w imieniu spółdzielni i z tego buduje basen na dachu, odnawia bloki kolegom i buduje im nowe garaże. A na koniec kredyt muszą spłacać wszyscy mieszkańcy – opisuje zaś dr Sławomir Dudek, główny ekonomista Forum Obywatelskiego Rozwoju.
– Postawmy sprawę wprost – FPC-19 to nic innego, jak kupno wyborców. Sposób wydawania pieniędzy z tego funduszu jest stricte polityczny. Nie stoi za tym jakakolwiek chęć budowania polskiej gospodarki – ucina dr Podgórski.